Jeśli ktoś myślał, że Obcym: Przymierze Ridley Scott zrehabilituje się za Prometeusza, to niestety muszę go rozczarować. Jakimś cudem jest jeszcze gorzej! Prometeusz bowiem, mimo swoich licznych wad i mniejszych bądź większych głupotek miał tożsamość. Czegoś chciał. Ten film natomiast sprowadza się niemal wyłącznie do bycia randomową sieczką w stylu przypominającym hurtowo produkowane slashery straight to dvd. Nie ma tu ani grama klimatu, bohaterowie są nijacy i ciężko ich zapamiętać (wyjątek stanowią androidy grane przez Michaela Fassbendera, ale to pewnie dlatego, że gra je właśnie Fassbender) a dodatkowo fabuła kompletnie niczym nie zaskakuje. Szanuję Ridleya Scotta, ale nie rozumiem, dlaczego upiera się kontynuować tę historię, skoro ewidentnie nie ma nic ciekawego do powiedzenia.