Sequel „Obcego” z 1986 już za mną. Powtórny seans nie wniósł szczególnie wiele i nie zmienił w zasadzie w żadnym stopniu mojej opinii na temat „Obcy – decydujące starcie”. To wciąż udany horror o kosmitach, ale pod kątem budowania napięcia zdecydowanie ustępuje pierwszej części.
Ripley budzi się z hipersnu po kilkudziesięciu latach. Cały zarząd związany z misjami kosmicznymi nie wierzy w jej opowieść o obcych z kwasem zamiast krwi. Tymczasem na obiekcie, na którym znajdowały się jaja ksenomorfów, formowane są pierwsze ludzkie kolonie. Dziesiątki rodzin znalazło się w poważnym niebezpieczeństwie. W przestrzeń wyrusza kolejna misja mająca na celu sprawdzenie sytuacji i uratowanie potencjalnych ocalałych. Mrok wciąż zasiedlają istoty z innego świata, które wyłącznie czekają na świeże kąski…
Druga część zdecydowanie postawiła na więcej akcji zamiast klimatu znanego z pierwszej części. Bohaterów jest więcej, mają bardziej kluczowy udział w przebiegu fabuły. Są wybuchy, jest strzelanie, dynamiczne ucieczki, przez co pod pewnymi względami film ten przywiódł mi na myśl „Predatora”. Z mojej perspektywy przez to opowieść lekko traci, a klimat zagrożenia nie jest tak silny, jak w przypadku „8. Pasażera Nostromo”. Dość dobry jest wątek Newt i aż boli mnie, co z nim zrobiono w trzeciej odsłonie serii. Jednocześnie zobaczyć można było nieco inną twarz Ripley, tę troskliwą i zmartwioną losem dziecka zagubionego w świecie opanowanym przez kosmitów. Nieco męczy przy tym, że zdublowała się za to koncepcja szalonego naukowca, który najchętniej poświęciłby wszystko dla zysku. Zalatuje to nieco powtórką z jedynki, nie oferując aż tak wielu nowych problemów.
Technicznie film prezentuje bardzo wysoki poziom i przekonuje nawet niemal czterdzieści lat później. Efekty specjalne iście mistrzowskie, zdjęcia genialne, a muzyka buduje pewien klimat niepokoju, robiąc to realnie lepiej od obrazu. Aktorsko jest naprawdę dobrze, przy czym każdy bohater ma nieco inny charakter, co ciekawie kreuje dynamikę całej grupy. Oprócz Ripley, w którą wcieliła się Sigourney Weaver, zobaczyć można między innymi bardzo naturalną Carrie Henn odgrywającą młodą Newt (jej jedyna rola aktorska w życiu) oraz Lance’a Henriksena jako syntetycznego Bishopa.
„Obcy – decydujące starcie” ma swoje zalety, ma też swoje wady. Jednocześnie opowieść ta została w zasadzie całkowicie anulowana przez trzecią odsłonę, stając się tym samym nieistotnym wątkiem pobocznym. Biorąc pod uwagę wszystkie wspomniane kwestie, zdecydowałam się ocenić ten film na 7/10.