Wynudziłem się totalnie. Trailer znów mnie oszukał, film do końca nie wiedział czym chce być - poważna historią, kinem zemsty czy czarną komedią. Zapowiadało się drugie "Bez litości" czy "Oldboy", a efekt jest taki, że jednak koreańskie kino na łeb bije USA.
Tak, problemów przedstawionych w filmie nie rozumiem i mnie nie dotyczą (albo nie rozumiem, BO mnie nie dotyczą). Nigdy nie chlałem, na dyskoteki nie chodziłem, mam żonę, nie wyrywałem żadnych pijanych (czy w inny sposób podatnych) egzemplarzy. Historia podobna nieco do Trzynastu Powodów, ale jednak bez polotu, końcówka żałośnie niepasująca do wydźwięku i problemu filmu - dalej nie wiem, czy "główny zły" miał być taką pipą czy go tak "spipiło" w obliczu zdarzeń...
Wizualnie super - ciągła gra błękitów i różu, muzycznie fajnie - masa przearanżowanych utworów... jednak nic w filmie nie pociąga. Główna postać sama w sobie lekko niezrównoważona, jej związek z Niną w sumie ledwo napoczęty, przez co nawet nie mamy się jak wczuć w jej emocje. Bida straszna.