PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31279}

Obywatel Kane

Citizen Kane
7,8 57 779
ocen
7,8 10 1 57779
8,7 37
ocen krytyków
Obywatel Kane
powrót do forum filmu Obywatel Kane

uważacie że obecne filmy mogą równać się z arcydziełami sprzed lat takimi jak obywatel kane, ojciec chrzestny czy lot nad kukułczym gniazdem?

Vito90

Myślę, że nie można tych filmów w ogóle porównywać. To tak jakbyś chciał porównywać Ben Hura i 7 Samurajów: dwie zupełnie inne szkoły. Różnice widać nawet między obecnym kinem a tym z lat 90. To wszystko płynie.

Przede wszystkim to wymieniłeś bardzo nierówne sobie filmy: Obywatel Kane jest przełomowy jeżeli chodzi o technikę operatorską i montażową, dwa kolejne tytuły, mimo iż cieszą się ogromnym uznaniem nie były kamieniami milowymi w kinematografii, co najwyżej kultowymi.

Poza tym zależy czego oczekujesz od kina, co ma być esencją kina. Dla jednego to będzie kino egzystencjalne, trudne, ciężkostrawne itd. jak kino Bergmana czy neorealizm. Z drugiej strony tak naprawdę kino od swojego początku było przede wszystkim rozrywką, a nie sztuką. Dla mnie osobiście dobrze jest jeżeli film się fajnie ogląda, ale w tle zawiera jakąś wartość. Obecnie po prostu jest coraz bardziej drapieżna walka o kasę i dlatego reklamę mają filmy raczej przeciętne jeżeli chodzi o treść co nie znaczy, że co roku nie wychodzą naprawdę świetne filmy.

ocenił(a) film na 10
Abukashi

mnie film powinien poruszyć , zmusić do przemyśleń, ostatnio dokonała tego biała wstążka-POLECAM

ocenił(a) film na 9
Vito90

mysle ze obecne filmy to dno przy tych ktore wymieniales. dziekuje

elohortex

Takie podejście jest głupie moim zdaniem. Naprawde nie rozumiem tego sztucznego zafascynowania na siłę tym co stare i rzekomo stylowe. Osobiście uważam ,że tym tak zwanym klasykom z lat 60 często dużo brakuje do wizjonerstwa filmów takich jak np pulp fiction. Oczywiście nie chcę generalizować , ale po co ta cała gadanina jakie to nowe filmy słabe a stare super

Vito90

Jasne, że mogą. Wystarczy jedynie przebić się przez komercyjną warstwę współczesnego kina, a dojdzie się do wspaniałych pod względem artystycznym filmów (podobnie jest z muzyką). Niestety, niektórym nie chce się szukać, wolą natomiast trwać w ignorancji i wygłaszać bzdurne opinie. Mogę się założyć, że osoba, która nazywa obecne filmy w porównaniu do wymienionych przez ciebie dnem, nie miała nigdy do czynienia z von Trierem, Haneke czy Wongiem. Najlepiej pierdolnąć sobie Brando na avatar i szczycić się uwielbieniem "Ojca Chrzestnego" - jest się wtedy przecież taaaakim alternatywnym i świadczy to o taaakim dobrym guście. ;-) I nieważne, że "Ojciec Chrzestny" jest popularny jak chleb powszedni i podoba się większości widzów... ;-)

ocenił(a) film na 10
Vito90

podoba się większości bo jest wspaniały

Vito90

Nie twierdzę, że nie jest; jest jednak wiele filmów, które określiłabym mianem "wspaniałych", a które nie spodobałyby się przeciętnemu oglądaczowi TVNu.

ocenił(a) film na 10
spaczona

Przy czym "Obywatel Kane" to inny wymiar, inny wszechświat.

Susan Sontag stwierdziła bodaj w latach 80-tych, że tym podobne dzieła już powstać nie mogą. 10 lat później identyczną opinię wyraził Zanussi. Dla mnie to oczywistość.

Pozdrawiam!

marscorpio

Podobne być może nie mogą powstać (w końcu nadeszła nowa epoka dla kina, wiele się zmieniło), ale równie dobre jak najbardziej. Zakładając oczywiście, że filmu nie oceniamy jedynie przez pryzmat ilości nowych sztuczek wprowadzonych do języka filmowego. Jeżeli tak, to możemy uznać, że "Avatar" to najlepszy współczesny film - w końcu to kamień milowy kina 3D.

Tylko jedna osoba będzie zapisana w historii jako "pierwszy zdobywca szczytu X", co nie znaczy, że kolejni zdobywcy będą nieważni; ba! wielu z nich zdobędzie szczyt X w bardziej imponujący sposób...

ocenił(a) film na 10
spaczona

Niestety, "równie dobre" jak "Obywatel Kane" najpewniej już nigdy nie powstaną. To inny wymiar, inny wszechświat.

Tak, "w końcu nadeszła nowa epoka dla kina". Jak to niedawno czytałem, śmierć Andrieja Tarkowskiego (1986) to jednocześnie koniec epoki kina wysoko-artystycznego. Szanuję twórczość von Triera, Haneke czy Wonga, ale to jednak klasa niżej niż Welles, Bergman, Fellini, Visconti, Antonioni, wspomniany Tarkowski i in.

Widzisz, to tak oczywiste jak to, że nigdy już nie powstaną arcydzieła na miarę "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta, "Człowieka bez właściwości" Musila, "Czarodziejskiej góry" Manna itd. Poczytaj obecnych noblistów czy autorów The Booker Prize (bądź innych popularnych nagród) i porównaj z dawnymi TYTANAMI! Z filmem jest tak samo.

Pozdrawiam!

marscorpio

Widzisz, mi nie wydaje się to tak oczywiste. Starsze nie znaczy lepsze. W dzisiejszych czasach też powstają filmy "wysoko-artystyczne" (cokolwiek to dla Ciebie znaczy).

Zgodzę się, że stare kino wypada lepiej na tle współczesnego, co nie znaczy jednak, że równie dobry film jak "Obywatel Kane" czy "Ojciec Chrzestny" nie powstanie. Bo niby czemu miałby nie powstać? Bo Tarkowski zmarł?;)

Pzdr

spaczona

Stare filmy WYDAJĄ SIĘ nam lepsze od nowych, zwykle. A to dlatego, że ze starych filmów pamiętamy głównie te dobre, te, które się nam spodobały. A nowe - no cóż, czasem się nam podobają, czasem nie. No i jest pewna nostalgia. Ponadto, do pewnych filmów trzeba dorosnąć... a z niektórych wyrosnąć. Mały przykład. Mnie kiedyś strasznie podobały się dwa filmy wytwórni Disney'a:
"Dzwonnik z Notre Dame" (no co? Byłam wtedy dzieciakiem?)
oraz "Królewna Śnieżka i Siedmiu Krasnoludków". Obecnie "Dzwonnik..." to dla mnie taki sobie film, acz z niezłą polską ścieżką dźwiękową (Krzysztof Gosztyła!). Natomiast "Królewna Śnieżka..." jest ponadczasowa - nadal ją uwielbiam. Choć na pewno jest w tym nieco nostalgii...

To moje własne przemyślenia na temat filmów starych i nowych, chociaż wiem, że Ameryki to ja nie odkryłam...

ocenił(a) film na 9
marscorpio

To że Oscary wędrują do tych, co na nie najmniej zasłużyli, to żadne odkrycie...

ocenił(a) film na 10
_Garret_Reza_

Nie bardzo interesuje mnie to, komu i dlaczego przyznają Oskary. Tak, wiem - żyjemy "w epoce nagród", ale dla mnie to bez znaczenia. Owszem, dobrze by było, aby nagrody były współmierne wobec poziomu artystycznego i intelektualnego dzieła, ale z nagrodami już tak bywa, że nie wszystkich satysfakcjonują. Camus nie chciał Nobla i zdenerwował się, kiedy mu został przyznany, bo uważał, iż w pierwszej kolejności zasłużył nań André Malraux. Herbert w niczym nie ustępuje Miłoszowi, acz noblistą jest ten drugi, itd.

ocenił(a) film na 9
marscorpio

Więc co znaczy fragment "Poczytaj obecnych noblistów czy autorów The Booker Prize (bądź innych popularnych nagród) i porównaj z dawnymi TYTANAMI! Z filmem jest tak samo."?

ocenił(a) film na 10
_Garret_Reza_

Znaczy dokładnie to samo, o czym pisze Kombi i o czym ja piszę od samego początku - że obecnie tak wybitne dzieła, jak te TYTANÓW: Manna, Musila, Prousta, Brocha i wielu innych, po prostu nie powstają, a to, co najwybitniejsze dziś: dzieła noblistów czy laureatów innych uznawanych za najbardziej prestiżowe nagród im nie dorównują. Tak samo jest z filmem - nigdy nie powstanie już dzieło na miarę "Stalkera". Po prostu - większość ludzi nawet nie potrafi pojąć, co uczynił Tarkowski. I tyle.

ocenił(a) film na 9
marscorpio

Stalker zdobył jakieś nagrody?

Ty piszesz tylko, że dzisiejsi zdobywcy Oscarów (odpowiednik Nobla) nie mogą się równać z tymi, którzy zdobyli je w latach wcześniejszych.

ocenił(a) film na 10
_Garret_Reza_

Po pierwsze - witam serdecznie. Naprawdę, odpisuję w pośpiechu i nawet nie przywitałem się z Tobą, przecież znajomym od niemal roku.

"Stalker zdobył jakieś nagrody?"
Tak, zdobył jedną istotną nagrodę. Ale to nieważne. Mnie nagrody nie interesują, przynajmniej tutaj i teraz.

"Ty piszesz tylko, że dzisiejsi zdobywcy Oscarów (odpowiednik Nobla) nie mogą się równać z tymi, którzy zdobyli je w latach wcześniejszych."

Nie, nigdzie tak nie piszę. Piszę natomiast, że ci twórcy, którzy dziś uznawani są za najwybitniejszych (podstawowym kryterium współcześnie są nagrody; powodują nawet kilkakrotny wzrost sprzedaży dzieł), nie dorównują takim TYTANOM, jak Mann, Musil, Proust, Broch, i in. Nie mogłem i nie mogę napisać, iż "nie mogą się równać z tymi, którzy zdobyli je w latach wcześniejszych" - jak mi wmawiasz - bo ja po prostu wiem, iż z wymienionych przeze mnie jedynie Mann jest laureatem literackiej Nagrody Nobla. Proust, Musil, Broch nie dostąpili tego zaszczytu, co w niczym nie zmienia, iż zasłużyli na miano TYTANÓW. Natomiast skrót "i in.", którym się posługuję, może oznaczać np. Joyce'a i Hessego, również TYTANÓW, z których pierwszy nie jest, a drugi jest noblistą. Itd. Zatem to, czy najwybitniejsi z twórców poprzedniej epoki dostali jakąś nagrodę, czy nie, od początku nie miało znaczenia. Z kolei dziś, jak ktoś nie dostanie nagrody, zwyczajnie często bywa niedostrzeżony. Także to, czy są one przyznawane zasłużenie, czy nie, nie ma znaczenia. Nie narzekam w tej kwestii.

ocenił(a) film na 8
marscorpio

"Szanuję twórczość von Triera, Haneke czy Wonga, ale to jednak klasa niżej niż Welles, Bergman, Fellini, Visconti, Antonioni, wspomniany Tarkowski i in."

A bo?... jakiś argument może? Bo stwierdzenie, że to po prostu "inna klasa" jest przykładem wyjątkowo topornej opresji ideologiczno-instytucjonalnej: jest tak bo tak jest - bo co? Bo tak twierdzą "wszyscy"? Bo drzewiej lepiej bywało i w ogóle od czasów Homera, no, może Dantego sztuka to już tylko regres, a oto teraz nastał wiek żelazny? Jak się nie umie poddać refleksji utartych opinii, to szkoda głos zabierać, niezależenie od tego, iloma nazwiskami by się nie pobłyskiwało. Według mnie na przykład "Funny Games" są znacznie lepszym filmem niż "Solaris", ale już "Stalker" bije na głowę większość filmów, bo ja wiem, Almodóvara, i polityczny przymus mówienia dobrze o tym ostatnim niczego nie zmieni. I dalej - "Europa" von Triera jest według mnie wartościowszym filmem niż "Tramwaj zwany pożądaniem", ale już "Powiększenie" góruje nad "Tańcząc w ciemnościach". I nie ma to nic wspólnego z tzw. klasą (to zresztą argument jawnie faszystowski), a jedynie z tym, że niektóre współczesne filmy mówią coś ważniejszego i w ciekawszy sposób o pewnych istotnych kwestiach niż nakręcone ileś tam lat temu obrazy, które owszem, są jakoś tam wybitne, ale rozprawiła się z nimi owa Norwidowska "Historia - korektorka wieczna"...

"nigdy już nie powstaną arcydzieła na miarę "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta, "Człowieka bez właściwości" Musila, "Czarodziejskiej góry" Manna itd. Poczytaj obecnych noblistów czy autorów The Booker Prize (bądź innych popularnych nagród) i porównaj z dawnymi TYTANAMI!"

Czytam i stwierdzam tak: powieści i eseje Herty Muller diagnozują fenomen tożsamości postimperialnej zawieszonej między wschodem i zachodem w sposób jeśli już nie równie, to podobnie doniosły i estetycznie satysfakcjonujący co "Czarodziejska góra" rozprawiająca się z europejskością po wielkiej wojnie; "Człowiek bez właściwości" jest wyłącznie frapującym eksperymentem i jego jakość jako powieści nijak się ma choćby do "Austerlitz" Sebalda. A i bezkrytyczne zachwyty na Proustem świadczą raczej o tym, że ktoś się zatrzymał na "W stronę Swanna" niż o czymkolwiek innym.

Aha, jeszcze jedno: spaczona, Twój punkt widzenia jest mi bliski.

ocenił(a) film na 9
Ras_Democritus

"Almodóvara, i polityczny przymus mówienia dobrze o tym ostatnim niczego nie zmieni"

Pierwsze słyszę, by o Pedro można było gadać tylko dobrze.

Zresztą, najpierw byś obejrzał więcej filmów. Po 130 raczej nie wiele się wie o kinie. Obiektywna ilość to jakieś 3,5-4 tysiące.

ocenił(a) film na 10
Ras_Democritus

<jakiś argument może?>

Dla mnie to oczywistość i na tym poprzestanę. Potrafiłbym napisać pewnie 15 milionów stron tekstu argumentacyjnego, czcionka 12, interlinia 1. A to, że tego nie czynię, wynika z prostego faktu, iż nie mam czasu na wdawanie się w tak poważne dyskusje na FW, wolę się o tym wypowiadać gdzie indziej, jeżeli będzie potrzeba. Gdybym miał czas, zareagowałbym już w odpowiedzi do spaczonej. Tak przy okazji - owszem, to Homer, a dokładnie Nestor ("Iliada" ks. I, w. 261-274, w tłum. F. K. Dmochowskiego). Tym sposobem odpowiedzieliśmy wreszcie na jej wątpliwość: "Od najdawniejszych czasów krąży pogląd jakoby nowe pokolenie było "gorsze"; już w Starożytnej Grecji pewien facet (którego nazwiska nie przytoczę, niestety nie pamiętam), powiedział że społeczeństwo głupieje, gubi wartości itd." Do tego mit o tym, że z wieku na wiek (epoki na epokę) ludzkość się degeneruje, znany kilku kulturom świata. Z tym że ten argument, tak często przywoływany, nie ma nic do rzeczy.

Eseje Herty Muller są dobre (parę miesięcy temu zaliczyłem "Głód i jedwab"), ale jej dzieła literackie nie przekonały mnie, podobnie jak wielu innych współczesnych noblistów. Z kolei powieści Sebalda zapewne są w porządku, ale znam wyłącznie "Pierścienie Saturna", zatem na takiej uwadze poprzestanę. Ot, jak nie ma nic innego, trzeba się zadowolić tym, co jest.

Nie komentuję Twoich wypowiedzi o dziełach Prousta czy Musila. Te Twoje uwagi - w rodzaju: "bezkrytyczne zachwyty na Proustem świadczą raczej o tym, że ktoś się zatrzymał na "W stronę Swanna" niż o czymkolwiek innym" - to jakieś insynuacje, a tak dyskutować nie zamierzam.

<Według mnie na przykład "Funny Games" są znacznie lepszym filmem niż "Solaris", ale już "Stalker" bije na głowę większość filmów, bo ja wiem, Almodóvara [...]>.

Aha. Tyle mam do powiedzenia w tym temacie... Bo ja również uwielbiam "Stalkera" i tak się składa, że o tym wypowiadałem się "z argumentami", tak przez Ciebie upragnionymi.

<to zresztą argument jawnie faszystowski>

To po co używasz argumentów jawnie faszystowskich? Chyba że masz na myśli mnie. Jeżeli tak, to cóż, nawet mi się nie chce do tego odnosić.

ocenił(a) film na 8
marscorpio

Odpowiadam obu powyższym Dyskutantom na raz:

"Pierwsze słyszę, by o Pedro można było gadać tylko dobrze."

Można wszystko: pytanie tylko, czy się to przebije do dyskursu publicznego. Mam wrażenie, że niezależnie od tego, co Almodóvar ostatnio kręci (a ostatni jego film był moim zdaniem słabiutki), w dobrym tonie jest się nim zachwycać (identyczny syndrom da się zaobserwować w przypadku krytycznoliterackiej oćmy na okoliczność kolejnych, coraz gorszych, tomów wierszy Szymborskiej). Ja się nie zachwycać, bo uważam, że podchodzenie do sztuki na klęczkach (z powodów wobec tejże sztuki zewnętrznych: bo stare, bo nazwisko, bo wszyscy) czemu jak czemu, ale sztuce właśnie na zdrowie nie wychodzi. I żeby była jasność: nie mam nic przeciwko zachwycaniu się Kubrickiem, Tarkowskim, Antonionim czy Bergmanem, ale mówienie, że już "nigdy" i "nikt" nie zrobi nic "takiego" (czymkolwiek owo "takie" miałoby być) jest a. niczym nie uprawnione, b. śmieszne, c. krzywdzące wobec tych wszystkich, którzy usiłują dziś robić ambitne kino, d. lękowe bądź resentymentalne.

"Zresztą, najpierw byś obejrzał więcej filmów. Po 130 raczej nie wiele się wie o kinie."

Nie udawaj naiwnego, którym nie jesteś. Mam trzydzieści dwa lata, konto na filmwebie założyłem sobie jakoś mniej niż rok temu: chyba nie sądzisz, że przez pozostałe trzy dychy niczego nie obejrzałem? Albo że nie mam lepszych zajęć niż uzupełnianie swojego profilu o wszystkie widziane filmy? Ot, raz czy dwa tam wpisałem wstecznie parędziesiąt tytułów które mi przyszły do głowy - albo w niej siedziały, bo zrobiły kiedyś na mnie wrażenie.

"Dla mnie to oczywistość i na tym poprzestanę."

Więc w dalszym ciągu pozostaniesz dla mnie niewiarygodny - bo albo masz w dupie tych, którzy ośmielają się mieć odmienne zdanie i w związku z tym, jako kretyni, nie są godni polemizować z Twoimi racjami, ba! nawet ich pojąć, albo swoje opinie masz po prostu nieprzemyślane.

"nie mam czasu na wdawanie się w tak poważne dyskusje na FW"

Bo co? Bo tutejsi forumowicze to banda zidiociałych dzieciaków, których zachwyty filmowo-literackie nie są w stanie przekroczyć poziomu "Avatara" i Rowling? To w takim razie - powiem wprost - bądź łaskaw nas nie obrażać i w ogóle dyskusji nie podejmować.

"Nie komentuję Twoich wypowiedzi o dziełach Prousta czy Musila."

Znów to samo pytanie: dlaczego? Bo coś innego niż bezkrytyczny zachwyt urąga Twojej opinii na temat wyżej wymienionych? Bo sam fakt, że Musil nie dokończył swego dzieła nie może świadczyć o tym, że poczuwał się do fiaska swojego przedsięwzięcia? Bo u Prousta nie może budzić irytacji kolejny kilkudziesięciostronicowy opis rautu u Guermantów? Gdyby wszyscy czytelnicy mieli takie samo podejście do literatury, to część z niej byłaby już dawno zapomniana - bo, nie budząc sporu, skostniałaby w interpretacyjne klisze i nie warta byłaby kolejnej interpretacji.

"Bo ja również uwielbiam "Stalkera" i tak się składa, że o tym wypowiadałem się "z argumentami", tak przez Ciebie upragnionymi"

Nie zrozumieliśmy się. Chodziło mi wyłącznie o to, że owszem, są filmy Tarkowskiego które zapierają dech i nie mieszczą się w żadnej klasyfikacji, ale bywa też i tak, że jakiś obraz Hanekego może być wybitniejszy niż jakiś Tarkowskiego. Nie jest tak - powtórzę się - że nazwisko (data powstania, narodowość, uznanie opinii publicznej) skazują na genialność. "Zapaśnika" Aronofsky'ego mam za dzieło ocierające się o genialność - jego "requiem dla snu" jest dla mnie niestrawialnym gniotem dla przeintelektualizowanych snobów.

"Tak przy okazji - owszem, to Homer, a dokładnie Nestor ("Iliada" ks. I, w. 261-274, w tłum. F. K. Dmochowskiego)"

Ślicznie. Tylko że nie "Iliada", a "Odyseja".

A propos argumentów faszystowskich: za takowe uważam kategoryczne, aprioryczne, nie dopuszczające dyskusji i oparte na nie wiedzieć jakich kryteriach ocenianie filmów na podstawie jakiejś mitycznej "klasowości". Niczym się to nie różni od oceniania przez nazistów jakości danego człowieka przez przynależność do odpowiedniej rasy - i eliminowanie z rzeczywistości społeczno-politycznej elementów rasowo obcych (w Twoim przypadku: filmów "nie-klasowych").



ocenił(a) film na 8
Ras_Democritus

Zwracam honor - w jednym wypadku: oczywiście "Iliada". Tak to bywa, gdy czasem chce się być mądrzejszym, niż się jest. No i oczywiście niedoczytanie Prousta też było insynuowane, punkt za spostrzegawczość. Co nie zmienia faktu, że się z Tobą nie zgadzam w sposób najbardziej zasadniczy.

ocenił(a) film na 10
Ras_Democritus

Taaa... Ja się nigdy nie mylę, he, he.

Co do reszty. Chciałbym powiedzieć, że Cię szanuję. Ale jeszcze nie mogę tego powiedzieć, a być może nigdy nie będę mógł. Traktujesz dyskusję ambicjonalnie i emocjonalnie.

1. "pozostaniesz dla mnie niewiarygodny" - ok.
2. "masz w dupie tych, którzy ośmielają się mieć odmienne zdanie" - jakaś bzdura.
3. cd.: "i w związku z tym, jako kretyni, nie są godni polemizować z Twoimi racjami, ba! nawet ich pojąć" - nawet mi to przez myśl nie przeszło; notabene - stale insynuujesz i to dość niegrzecznie.
4. "swoje opinie masz po prostu nieprzemyślane" - wprost przeciwnie.
5. "bezkrytyczny zachwyt urąga Twojej opinii na temat wyżej wymienionych" - nieporozumienie jakieś, w każdym razie nie wiem, o co chodzi; do kilku powierzchownych zdań o twórczości Prousta i Musila nie zamierzam się odnosić, bo nie ma do czego - to jedynie opinie, nie interpretacje, o których wspominasz później. Ja weryfikuję interpretacje, a nie jakieś tam kilkuzdaniowe ogólniki. Przykład? Proszę: http://www.film.org.pl/prace/12_malp_polemika.html
Innych nie podaję, bo są podpisane imieniem i nazwiskiem, a póki co nie zamierzam się jeszcze zdemaskować tu, na FW.
5. "I żeby była jasność: nie mam nic przeciwko zachwycaniu się Kubrickiem, Tarkowskim, Antonionim czy Bergmanem, ale mówienie, że już "nigdy" i "nikt" nie zrobi nic "takiego" (czymkolwiek owo "takie" miałoby być) jest a. niczym nie uprawnione, b. śmieszne, c. krzywdzące wobec tych wszystkich, którzy usiłują dziś robić ambitne kino, d. lękowe bądź resentymentalne." - najwyraźniej utraciłeś kontakt z rzeczywistością.
6. "tutejsi forumowicze to banda zidiociałych dzieciaków" - gdzie tak napisałem; znów haniebna insynuacja.
7. "powiem wprost - bądź łaskaw nas nie obrażać [...]" - he?
8. cd.: "i w ogóle dyskusji nie podejmować" - o kurde; dajesz czadu. Czy ktoś tu nie wspominał o faszyzmie? Wypowiedziałem się, aby poprzeć Kombi po tym, jak został zaatakowany. Od razu zyskał moja sympatię i szacunek - po jednym wpisie. Nigdzie nie było zapisane, iż muszę z kimkolwiek podejmować dyskusję. W każdym razie nie czynię tego, bo mam inne zajęcia. FW nie ma dla mnie większego znaczenia, jak znajduję czas, coś tu dopisuję, jak go nie mam - nie zaglądam tygodniami lub miesiącami. I tyle.
9. "A propos argumentów faszystowskich [...]" - tu to się już zagalopowałeś; nie podejmuję tematu.

Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 8
marscorpio

Naprawdę, chyba nie dojdziemy do porozumienia, ale że wydaje mi się, że może w tym wypadku warto się o porozumienie postarać, więc proszę Cię, odpowiedz mi na dwa pytania - do których można sprowadzić moje powyższe obiekcje względem Twojego stanowiska:

1. Na jakiej podstawie - logicznej, historiozoficznej, metafizycznej czy Bóg wie jakiej - pozwalasz sobie na sąd, że najprawdopodobniej nigdy już nie zostanie nakręcona nowa "La Strada", napisany nowy "Proces". Tylko błagam, niech to naprawdę będzie minimalnie choć uzasadnione; widzisz, ja może nie żyję jakoś bardzo długo, ale pamiętam, jakie kontrowersje budziły premiery "Undergroundu" Kusturicy, "Truposza" Jarmuscha czy "Pillow Book" Greenawaya. No i? Dziś coraz częściej wymienia się je jednym tchem z innymi wszystkimi świętymi kina. Więc - raz jeszcze - skoro do grona najwybitniejszych (mimo oporu najbardziej konserwatywnych wielbicieli kina) udało się komuś doszlusować pięć, dziesięć, piętnaście lat temu, to skąd u Ciebie poczucie, że w przyszłości to już nigdy nie?

2. Wyjaśnij mi, czym innym niż objawem lekceważenia dyskutantów jest odmawianie im prawa do polemiki poprzez wielkopańskie zatajanie własnych argumentów - a z pobieżnej choćby analizy Twoich wypowiedzi wychodzi mi, że to Twój najczęstszy trick: "to dla mnie oczywiste", "nie będę z tym polemizował", "nie podejmuję tematu" etc. Być może jestem staroświecki, ale dla mnie układ jest jasny: jak siadam do gry, to karty na stół. I nie mów, że gdzie indziej wyżywasz się intelektualnie: mój życiorys naukowy też ociupinę publikacji zawiera, ale nie używam tego jako argumentu w dyskusji. Wedle mnie - zwyczajnie nie przystoi.

ocenił(a) film na 10
Ras_Democritus

1. "wydaje mi się, że może w tym wypadku warto się o porozumienie postarać" - nareszcie jakaś konstruktywna wypowiedź. Tak, chciałbym mieć czas na dyskusję z Tobą, ale o porozumieniu niekoniecznie marzę; to nie jest potrzebne - bardziej wierzę w spór.

2. <Na jakiej podstawie [...] pozwalasz sobie na sąd, że najprawdopodobniej nigdy już nie zostanie nakręcona nowa "La Strada", napisany nowy "Proces">. Odpowiedź: bo nie powstały dotąd ani nowy "Proces", ani nowa "La Strada". Stare wystarczą i długo jeszcze będą podstawą różnorodnych interpretacji. To tak pół-żartem, pół-serio.

3. "skąd u Ciebie poczucie, że w przyszłości to już nigdy nie" - będzie wiele dzieł, niektóre nawet sympatyczne, nagradzane, które będą przechodzić do historii jako klasyka. Jednak na tak wybitne, jak Kafki czy Felliniego nie ma co liczyć - nie ma komu ani dla kogo ich robić. I wreszcie - po co? Wystarczają rzeczy prostsze pod każdym względem, a i tak stanowią wyzwanie. Tak przy okazji - w moim mieście, liczącym niemal 50-tys. mieszkańców, nie ma kina, w którym by wyświetlono chociażby "Białą wstążkę" i tym podobnych pozycji. Istniał DKF, gdzie tym podobne filmy były, raz w tygodniu działał. Ale nawet on przestał działać. Natomiast w wypożyczalniach dvd zbyt wielu wybitnych pozycji nie uświadczysz, stąd ostatnio wydałem na allegro ok. 200 zł.

4. "czym innym niż objawem lekceważenia dyskutantów jest odmawianie im prawa do polemiki" - hmmm. Czy byłemu alkoholikowi, który się wyleczył, też zaproponowałbyś "setkę"? Czy narkomanowi, który wreszcie doszedł do siebie, zaproponowałbyś działkę? I czy w obu przypadkach tak bardzo byś nalegał? Nie wdaję się w polemikę, bo znam siebie. A Twój fragment: "z pobieżnej choćby analizy Twoich wypowiedzi wychodzi mi, że to Twój najczęstszy trick: "to dla mnie oczywiste", "nie będę z tym polemizował", "nie podejmuję tematu" etc." to po raz kolejny jakaś insynuacja. Ja nie siadam do żadnej gry - i od początku to podkreślałem. Wystarczyło mi to, co napisałem do spaczonej. I wystarcza mi, iż zawarłem znajomość z Kombi. Musisz nauczyć się cierpliwości i poczekać.

5. "I nie mów, że gdzie indziej wyżywasz się intelektualnie: mój życiorys naukowy też ociupinę publikacji zawiera, ale nie używam tego jako argumentu w dyskusji. Wedle mnie - zwyczajnie nie przystoi." - powinieneś zatem rozumieć, iż tutaj nie wyżywamy się naukowo, to jedynie rozrywka. Na rozrywkę nie mam czasu, akurat nie teraz. Powtarzam - zalogowałem się po miesiącu i nie żałuję z jednej strony, ale z drugiej tak - rzadko udaje się razem zebrać tylu inteligentnych i wykształconych rozmówców, co w tym temacie. Ale ponownie nie popełnię błędu, który popełniłem onegdaj - nie dam się wciągnąć w wyczerpującą i czasochłonną dyskusję, która w zasadzie jest bez znaczenia - i tak nam za nią nikt nie zapłaci. I naprawdę - przestań mnie pouczać: tutaj każdy ma prawo wyrazić własny pogląd czy własną opinię i pozostawić to tak, jak jest. Gdybym chciał zadośćuczynić wszystkim, którzy chcą ze mną dyskutować - także w realnym świecie - musiałbym się wyrzec niektórych swoich nieodzownych bądź ulubionych zajęć, a ponadto doba musiałaby trwać chociażby 48 godzin. Jak znajdziesz "starą szafę", to napisz do mnie - wtedy chętnie się z Tobą wybiorę do krainy, w której bez konsekwencji dla mnie i mojej rodziny będę mógł bez końca prowadzić pasjonujące debaty. A jak szafy niet, to poczekaj aż umrzemy - w piekle, wespół z najwybitniejszymi umysłami świata, będziemy mieli całą wieczność do dyspozycji.

Tłumaczę Ci to obszernie - aż nazbyt - bo uważam, iż zasługujesz na szacunek. Proszę, przestań jedynie wrzucać wstawki w rodzaju tych, które wypunktowałem powyżej.

Pozdrawiam i to mój na razie ostatni wpis adresowany do Ciebie.

ocenił(a) film na 8
marscorpio

No i jest git - teraz już rozumiem. Dalej się nie zgadzam co do pewnych kwestii (zwłaszcza rozumienia dyskusji na forum i pesymizmu co do możliwości powstawania filmów/książek autentycznie wybitnych), ale już przynajmniej lepiej rozumiem Twój punkt widzenia. No i z niektórymi rzeczami bym się zgodził - choćby z tym, że dostęp do filmów ambitnych w mniejszych miejscowościach (sam pochodzę z miast ciut tylko liczniejszego niż Twoje, więc doskonale znam ekstazę wyczekiwania na seans w DKF-ie, raz w tygodniu... Boże, jaki to był powiew wielkiej kultury, jakie dyskusje po seansie, bywało, że do ostatniej otwartej knajpy!...); no, ale teraz mieszkam w Krakowie, więc choć z DKF-ami problemu nie ma, to już w mojej osiedlowej wypożyczalni (wyposażonej naprawdę zacnie) pewnych nazwisk - Skolimowskiego, Żuławskiego (Andrzeja), Passoliniego, Greenawaya jest jak na lekarstwo. Więc choć dalej będę się upierał, że do wybitnych rzeczy można się dobrać, to nie jest to tak łatwe, jak kopnąć się do multipleksu na "Transformersów".

Kawałek z szafą i pobytem w piekle (no, może jednak będzie to jakieś limbo, to Dantejskie przedpiekle, gdzie się pewnie Kubrick przechadza z Wergilim, a Passolini dmucha w uszko Safonę) bardzo mi się spodobał. Trzymam za słowo.

I żeby tu była jasność: również uważam, że zasługujesz na szacunek - komuś bezmyślnemu nie sugerowałbym tak gruntownego przemyślenia tego czy owego... A nasze wzajemne przytyki... myślę, że się równoważą.

Pozdrawiam gorąco!

ocenił(a) film na 10
Ras_Democritus

Co do równowagi między naszymi złośliwościami, to nie bardzo się zgadzam, he, he. Jednak idę na kompromis.

1. Muszę odpowiedzieć na wpisy w temacie dotyczącym "Stalkera". Nie wiem, kiedy, ale muszę. To mój temat, bardzo dla mnie istotny, zatem zaniedbanie go nie wchodzi w rachubę.
2. Obiecałem cztery miesiące temu, iż rozprawię się z "Equilibrium" i zwolennikami tego filmu. Dotąd nie miałem czasu, ale to sprawa niemal osobista i baaaaaardzo ambicjonalna. Zapowiadam rzeź, ale nie wcześniej, jak w listopadzie lub grudniu (mam nadzieję, że tego roku, he, he).
3. Pilotuję obecnie kilka projektów - pilnych, ukończenie wymagane do końca września. Dopiero co odebrałem maile z dwoma tekstami: pierwszy ma kilka stron, drugi - 63. Pierwszy już skorygowałem i odesłałem, drugi zajmie mi to, co pozostało z weekendu.
4. Innych obowiązków nie wymieniam. Fakt, kusi mnie, żeby wszystko dokładnie Wam zobrazować, ale niestety - mogę sobie pozwolić tylko na tyle. I tak już 20:00.

Piszesz: "może jednak będzie to jakieś limbo, to Dantejskie przedpiekle". Albo też te obszary Hadesu, które miał na myśli Sokrates przed śmiercią, aby wszystkiego nie chrystianizować.

Pozdrawiam i to naprawdę już wszystko na najbliższe dni. Czas wracać do obowiązków. Być może, będziemy w kontakcie.

Vito90

Generalnie społeczeństwo jest coraz głupsze. Od około 100 lat (przełom wieków XiX i XX) jest coraz mniejszy stosunek ilościowy wybitnych jednostek do ogólnej liczby ludzi na planecie. Do końca XIX w. liczba ta rosła. Prostsze społeczeństwo => mniejsze wymagania intelektualne. I dlatego spada poziom filmów (remake goni remake; sequel/prequel goni sequel/prequel), muzyki (cover goni cover). Dzieci MTV przejmują powoli kulturę. Następnie będą dzieci komórek i internetu (zdania kilkuliterowe ca, lol, 4u).

Zenobi

Tak, bo w starożytności, w średniowieczu i w czasach nowożytnych wszyscy mieli znakomity gust, a kicz nie istniał... To się dopiero pojawiło w najnowszych dziejach... ;)
Dawniej niewielu miało dostęp do kultury!

Jeżeli można wiedzieć, to skąd informacja, że "jest coraz mniejszy stosunek ilościowy wybitnych jednostek do ogólnej liczby ludzi na planecie"? Poproszę o źródło. Myślisz, że dawniej wszyscy jarali się Fellinim czy Kurosawą? Jeżeli nie potrafisz szukać, nie przebijesz się przez popkulturę. Dawniej też powstawały remake'i: nawet po 12 wersji jednego filmu przez niecałą dekadę. A covery? Ciężko zliczyć ile w latach '50 czy '60 powstało coverów takich szlagierów jak "Roll over Beethoven" czy "Tutti Frutti". Pierwsza płyta Beatlesów składa się w połowie z coverów!

Od najdawniejszych czasów krąży pogląd jakoby nowe pokolenie było "gorsze"; już w Starożytnej Grecji pewien facet (którego nazwiska nie przytoczę, niestety nie pamiętam), powiedział że społeczeństwo głupieje, gubi wartości itd.

ocenił(a) film na 8
spaczona

Jako że się dziś rozhulałem dyskusyjnie, a chwilowo zaprzestałem okładania się z marscorpio, to dopiszę się jeszcze do Ciebie:

"Tak, bo w starożytności, w średniowieczu i w czasach nowożytnych wszyscy mieli znakomity gust, a kicz nie istniał..."

Twoja ironia jest jak najbardziej na miejscu - szkoda tylko, że tak wielu etatowych zrzędliwców ma kłopot z akceptacją dość podstawowych faktów. Ciągle się słyszy, jak to czytelnictwo dziś zdycha, a jak już ktoś w ogóle sięga po książkę, to jedynie po "Harry'ego Pottera" albo po "Zmierzch". Co oczywiście oznacza nadciągającą apokalipsę, armagedon i w ogóle. No to ja się pytam: a jaki był poziom czytelnictwa w średniowieczu, gdzie boska umiejętność czytania ograniczała się w ogromnej większości do kleru i do kilku wysepek skupionych wokół uniwersytetów? I co, dały sobie radę ta stara ździra kultura i jej burdelmama cywilizacja? No jakoś dały... Powiem więcej: masowe czytelnictwo to fanaberia ostatnich, bo ja wiem, niecałych dwóch wieków - jego rozwój wiąże się z gwałtowną urbanizacją połowy XIX wieku i nawet jeśli dziś obserwujemy jego zmierzch, to jestem przekonany, że nie oznacza to ani końca świata, ani skokowego pogorszenia etycznej kondycji naszego gatunku. I mówię to jako ktoś - z racji pasji, wykształcenia i zawodu - z literaturą związany jak najmocniej... Zresztą, oficerowie gestapo bezdyskusyjnie byli bardziej oczytani od kiboli w dresach, a jednak mimo wszystko mniej się boję tych ostatnich.

"jeżeli można wiedzieć, to skąd informacja, że "jest coraz mniejszy stosunek ilościowy wybitnych jednostek do ogólnej liczby ludzi na planecie"? Poproszę o źródło"

Dołączam się do prośby, dorzucając jeszcze jedną: o doprecyzowanie, co to jest "wybitna jednostka". Taka o wyższym IQ? OK, a jak to zmierzyć dla mózgów, które już dawno stały się mierzwą?

"Myślisz, że dawniej wszyscy jarali się Fellinim czy Kurosawą?"

Odpowiadam w samozwańczym zastępstwie: oczywiście, że nie - zawsze (na przykład przed wojną w Polsce) chętniej czytano Rodziewiczówną niż Gombrowicza, słuchano raczej walców Straussa niż koncertów skrzypcowych Szymanowskiego, oglądano raczej komedie bulwarowe, których nazw już dzisiaj nikt nie pamięta, niż dramaty Witkacego... No i oglądano też raczej komedyjki z Dymszą niż, bo ja wiem, eksperymenty filmowe Stefana Themersona. Mówienie, że dawniej byliśmy super kulturalni, a dziś nie, zwyczajnie mija się z prawdą.

"A covery?"

Daleko nie szukając: jedno z pierwszych dzieł (bodaj op. 2) młodego Chopina to porywające, perełkowe "Wariacje B-dur" - swego rodzaju zadanie domowe, opracowanie jednego z tematów z "Don Giovanniego" Mozarta. Czyli też cover. A "Eneida" Wergiliusza czy "Ulisses" Joyce'a? Nie są to przypadkiem "covery" "Odysei" Homera?... Wmówili nam ci romantycy kult oryginalności i teraz niektórzy bezrefleksyjnie powtarzają to jako prawdę objawioną.

"Jeżeli nie potrafisz szukać, nie przebijesz się przez popkulturę"

Nic dodać, nic ująć. Można iść do najbliższego multipleksu - można też poszperać w programach DKF-ów; można radio nastawić na RMF, można na dwójkę... Możliwości obżerania się kulturalnym glutaminianem sodu jest od cholery - ale i szanse na argentyński stek w tej materii też bynajmniej nie są znikome. Trzeba tylko - właśnie! - odrobinę chcieć.

ocenił(a) film na 10
Vito90

smutne ale prawdziwe

ocenił(a) film na 10
Vito90

My żyjemy w czasach rozproszonej uwagi. Pop-kultura w najbardziej zidiociałej formie wdziera się do naszych mieszkań za pośrednictwem odbiorników TV, skupiony odbiór jest zakłócany bezmyślną feerią obrazków w wideoklipach, reklamach, Internecie - jednym słowem nadmiar informacji, którymi jesteśmy bombardowani, zmniejsza zapotrzebowanie na arcydzieła, tj. dzieła sztuki wielowarstwowe, złożone, wymagające skupionego i długotrwałego odbioru.

Przecież "W samo południe", "Ojciec chrzestny", "2001: Odyseja kosmiczna", "Lawrence z Arabii", "Bullitt", "Lot nad kukułczym gniazdem" i wiele innych, które dziś traktuje się w kategoriach kanonu, to były filmy popularne, "filmy dla wszystkich". Co świadczy o tym, że dawniej nawet kultura popularna potrafiła stawiać widzowi wymagania albo raczej - to odbiorca miał większe wymagania wobec kultury jako takiej. Ale nie było jeszcze wówczas ery blockbusterów, które w ciągu ostatnich kilkunastu lat doprowadziły sztukę filmową do ruiny, zdominowawszy przemysł filmowy ekonomicznie i powodując, razem z estetyką MTV, kulturą techno i innymi takimi dramatyczny wzrost kulturowego analfabetyzmu.
W połowie lat 70. Krzysztof Mętrak oburzał się na warszawską widownię szturmującą kina wyświetlające "Zwierciadło" Tarkowskiego; wybitny krytyk podejrzewał publiczność, że wpadła w jakiś snobistyczny amok bo nie mógł uwierzyć, że wielkiej ilości ludzi może podobać się tak specyficzny film jak "Zwierciadło". Dziś możemy mieć proporcjonalnie odwrotne powody do zmartwień.

Czy społeczeństwo głupieje? Może i globalnie wzrasta poziom IQ, wzrasta świadomość techniczna i ogólna wiedza o świecie, ale duchowo (czy też jak kto woli - kulturowo) polecieliśmy w ciągu ostatnich dekad na łeb na szyję. Dzisiejsze media zalewają ludzi tak nieprawdopodobnym wodospadem infantylizmu i tak agresywnie bombardują ogłupiającymi obrazami, że efektem jest otępienie, przesyt i brak ambicji czytania bardziej złożonych przekazów. Jak słusznie napisał macroscorpio - "Obywatel Kane to inny wymiar, inny wszechświat". Charakter dzisiejszego świata po prostu nie sprzyja powstawaniu arcydzieł. Ja w każdym bądź razie w kinie ostatniej dekady nie wypatrzyłem żadnego. Czytałem niedawno "Życie i los" Grossmana i co zwróciło moją uwagę, to że wszyscy bohaterowie - i żołnierze walczący w Stalingradzie, i więźniowie w łagrach, i cywile na tyłach - znają dzieła Dostojewskiego, Czechowa, Tołstoja, Gogola i o nich dyskutują, żyją nimi, traktują ich dzieła jako punkty odniesienia do własnej życiowej sytuacji. Czy my w dzisiejszych czasach mamy jakieś dzieło sztuki, książkę lub film, które byłoby intelektualnym spoiwem naszej epoki, które dawałoby możliwość ciągłych reinterpretacji, powrotów i które spędzałoby sen z powiek myślicielom? Czy mamy filmy, które w sferze środków wyrazu, myśli, przenikliwości artystycznej odkrywałyby przed nami tyle, ile w swoim czasie "Obywatel Kane", "Rashomon", "Powiększenie"?

Nie ten wymiar, nie ten wszechświat. Dzisiejsze "arcydzieła" to "Władca pierścieni" i "Dark Knight".



Kombi

a jednak tak "zmanipulowane i zidiociałe" społeczeństwo określa "Obywatela Kane'a" mianem "arcydzieła". Nie jesteśmy tylko bezkrytycznymi odbiorcami tego, co podsyłają nam mass media.. ludzie potrafią docenić to, co autentyczne; docierające do najgłębszych wartości, a jednocześnie cenią też rozrywkę, która jest dostarczana przez tzw. kino komercyjne. Kto z nas nie przeżywał nigdy swego rodzaju przyjemności, śmiejąc się z głupkowatej komedii lub ekscytując się efektami specjalnymi chociażby z takiego "Avatara"?? dlaczego to, co przyjemne ma mieć od razu status gorszego? bo tak, mówią nam instytucje oświatowe?? tzw. "kultura wysoka" i "kultura niska" posługują się innymi środkami, konwencjami i technikami, ale mówią często o tych samych wartościach i dla widza mogą stać się pretekstem do głębszej refleksji i zadumy nad rzeczywistością.

ocenił(a) film na 9
Kombi

Ale idiota. Ma pretensje do telewizji że widz ją włącza, pozdro & poćwicz.

ocenił(a) film na 10
Kombi

Postanowiłem się zalogować po miesięcznej przerwie, aby stwierdzić, iż uznaję Twoją - Kombi - wypowiedź za jedną z istotniejszych i najmądrzejszych, jakie tu, na FW, kiedykolwiek czytałem. Rozumiem, co masz na myśli, jednak nie będę się w chwili obecnej rozwodził przy tym temacie - nie mam czasu na prowadzenie tak poważnych i czasochłonnych dyskusji. I jeszcze dopowiadam, iż tak, z tym Grossmanem i jego powieścią "Życie i los" trafiłeś doskonale. To jedna z moich ulubionych lektur, ale także znam ją od niedawna - za sprawą wydanie, które zapewne i Tobie jest nieobce.

Pozdrawiam!

marscorpio

Po pierwsze tekst w stylu "kiedyś społeczeństwo doceniało ambitne filmy, teraz jest głupsze, popcornowe itd". To jest bzdura, kino to była właśnie rozrywka dla mas i ci ludzie mądrzejsi nie byli: rubaszne komedyjki, musicale itd. O tyle się docenia te stare tytuły, bo to było dryfowanie po nieznanym. Dlatego właśnie Star Wars zrobił furorę, bo robiło to większe wrażenie niż dziś Avatar, który jest po prostu kolejnym etapem FX.

Mnie kino do lat 60 nie zachwyca, mogę docenić sposób wykonania itd. Ale często są po prostu koszmarnie nudne! Fajnie jak film ma przekaz, ale on też musi się dobrze oglądać i niekoniecznie chodzi tu o strzały, wybuchy itd.

Ostatnio obejrzałem w niedużym przedziale czasowym dwa filmy: Robocopa i x:men geneza wolverine. Mimo, że ten pierwszy robiony był 1987 i miał gorsze efekty to o wiele lepiej się go oglądało, czemu? Bo był lepszy scenariusz, lepiej zostało to wyreżyserowane, był spokojniejszy montaż itd. Po prostu trzeba złapać pewien kompromis, złoty środek. Nie można zrobić czegoś co po prostu będzie usypiać albo przyprawiać o ból głowy ani też takiego crapu, który jest zrobiony dla idiotów, a technicznie tak, że dziecko z epilepsją musi zażyć podwójną dawkę leków żeby nie dostało ataku.

Film to rzecz złożona z wielu rzeczy: obraz, dźwięk, dialogi itd. Wszystko to trzeba docenić, a nie tylko przekaz.

ocenił(a) film na 10
Abukashi

Dzięki, macroscorpio. W odpowiedzi powiem, że bardzo cenię Twoje wypowiedzi na forum "Stalkera". Nie tylko świetną analizę tego filmu ale także styl i argumentacje w późniejszej dyskusji z amerrozzo.
O "Życiu i losie" napisałem niedawno na swoim blogu: http://piotrsawicki.blogspot.com/
Zresztą obie powieści Grossmana, które ostatnio wydano, są znakomite. Teraz zamierzam sięgnąć po jego frontowe reportaże.

natoludku: to nie "zidiociałe i zmanipulowane społeczeństwo" określa "Obywatela Kane'a" mianem arcydzieła, bo "zidiociałego i zmanipulowanego" społeczeństwa nic "Obywatel Kane" nie obchodzi. Obok analfabetów są jednak także odbiorcy świadomi i oni potrafią "Obywatela Kane'a" docenić.
Pozytywnym biegunem naszych czasów jest to, że nigdy, w całej historii ludzkości, nie mieliśmy takiego dostępu do dziedzictwa kultury jak właśnie teraz. Mam jeszcze w pamięci lata dziewięćdziesiąte, gdy dostęp do klasyki światowego kina właściwie nie istniał: na VHS były same nowości i klasyka gł. amerykańska do lat 60., telewizja prawie nigdy nie wznawiała emisji (jak coś przegapiłeś to miałeś problem). Jeśli mieszkałeś w dużym mieście mogłeś liczyć na kina studyjne i DKF-y, przy czym dostępna w Filmotece Narodowej kopia naszego "Kane'a" była tak zniszczona, że ledwo co było widać. Obejrzenie filmów Dowżenki, Mizoguchiego, Ozu, Romero, całego praktycznie dorobku kina niemego, "niepoprawnej politycznie" klasyki radzieckiej, graniczyło z cudem i było marzeniem porównywalnym ze znalezieniem złotego runa.
Dziś mamy Internet, DVD, różne kablówki, co daje nieograniczony dostęp do dorobku przeszłości. Ale z drugiej strony demokratyzacja kultury i zalew informacji powoduje, że trudniej, jak to się mówi, oddzielić żarna od plew, ustanowić świadomość odbioru. Głównym wyznacznikiem hierarchii są dziś listy takie jak ta na IMDB a tam, jak wiadomo, "Dark Knight" i "Toy Story 3" stoją nieporównanie wyżej niż "Kane", "Rashomon" czy "Dawno temu w Ameryce". Byle matoł, który filmu nie zrozumiał bądź nawet nie zobaczył może teraz dać 1/10 "Kane'owi" albo "Stalkerowi" i zepchnąć na dno demokratycznie ustalanej hierarchii. Dlatego uważam, że dziś bardzo ważna jest kulturowa świadomość, umiejętność samodzielnych poszukiwań w gąszczu informacji.

Abukashi: "Robocop" to świetne kino sience-fiction, diabelnie ironiczne, inteligentnie opowiedziane. Uwielbiam. Jeszcze jeden dowód, że nie tak dawno temu nawet blockbustery coś sobą reprezentowały (pierwsza trylogia "Star Wars", "Terminator", "Aliens" no i "Robocop" ;)). Polecam znakomitą recenzję tego filmu, którą znalazłem na film.org, a która nadaje się także jako komentarz do naszej tu dyskusji: http://www.film.org.pl/prace/robocop.html

ocenił(a) film na 10
Kombi

Do tej najnowszej, niedawno wydanej pozycji Grossmana jeszcze nie dotarłem. Odłożyłem to na święta, z tym, że nie wiem jeszcze które :). Jak znajdę czas, natychmiast zajrzę na Twój blog i skomentuję to, co tam napisałeś. Bo teraz najbardziej doskwiera mi problem z czasem (obiecałem kilka tekstów, i muszę się wywiązać). A ze swojej strony polecam pozycję "Pisarz na wojnie. Wasilij Grossman na szlaku bojowym Armii Czerwonej 1941-1945", oprac. Antony Beevor i Luba Winogradowa.

Dyskusja z amerrozzo to było wręcz szaleństwo z mojej strony - on określił jeden z moich wpisów najdłuższym w dziejach FW. A ja miałem potem problemy z wywiązaniem się ze zobowiązań w pracy, tak wiele zajęło to czasu. Stąd NIGDY więcej powtórki.

Dzięki wiesz za co. Jeszcze jedno - marscorpio. Tak łatwiej będzie mnie znaleźć, he, he.

ocenił(a) film na 10
marscorpio

Rany Boskie, nie wiem skąd wbiło mi się w czerep to "macro". W końcu w astrologii Mars to władztwo Skorpiona. Cóz, jak to się mówi - neptuniczny błąd ;) Ja sam jestem "marsaries" bo to też władztwo Barana ;)

Właśnie polecaną przez Ciebie książkę zamierzam nabyć. Powiedz mi tylko, czy jest w niej sławny reportaż Grossmana o Majdanku?

Też kiedyś pisałem tutaj kilometrowe posty, znam ten ból :)

ocenił(a) film na 10
Kombi

Niestety, nie znajdziesz tam reportaży, a jedynie ich fragmenty i przede wszystkim - omówienie. Jest rozdz. 24 pt. "Treblinka", poświęcony obozom koncentracyjnym. Całość ma ok 350 stron dużego formatu. Ale jeżeli chcesz czytać oryginalne reportaże Grosmana, to nie to.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10
marscorpio

Przejrzałem Twoje posty i zobaczyłem, że polecałeś "Życie i los" na forum filmu "Idź i patrz"...

Swoją drogą to oczytanie, o którym pisze Grossman, młody żołnierz kartkujący Apulejusza, ciekawie korespondują z obiegową opinią o analfabetyzmie Armii Czerwonej.

ocenił(a) film na 10
Kombi

To musiało być dawno temu. Bo to forum już nie istnieje - zostało zablokowane.

Cóż, nawet nie bardzo rozumiem, dlaczego. Przyznam, że niektórymi kwestiami zajmuję się zawodowo i według mnie nic nie upoważniało do zablokowania całego tematu. Owszem, kilka wpisów było kontrowersyjnych, jednak mieściły się w granicach wolności słowa. Ja dla przykładu próbowałem - niejednokrotnie przywołując wypowiedzi szanowanych historyków i in. - rozważyć stereotypowe wyobrażenia dotyczące Armii Czerwonej, a także ukazać rzeczywisty obraz przebiegu II Wojny Światowej i później PRL-u. Wydaje mi się, iż nikt nie kwestionował zbrodni nazistowskich i sowieckich, ale polemika dotyczyła ich realnego wymiaru. Nieważne. To jeden z podstawowych powodów, iż zrezygnowałem z dłuższych wpisów na FW i bardziej ambitne teksty przenoszę gdzie indziej. W najbliższych dniach zamierzam też wystąpić o zablokowanie kilku moich tematów, bo tu są zwyczajnie nieprzydatne. Niechaj pozostaną te, w których mamy po jednozdaniowej wypowiedzi o filmie. Takie bez znaczenia.

Naprawdę, ostatnio kilka spraw związanych z działalnością FW mnie zdenerwowało. Nie wracałem tu przez miesiąc. Cieszę się zatem, iż się poznaliśmy.

ocenił(a) film na 10
marscorpio

Mi też kiedyś usunięto temat na forum "Siedmiu samurajów", w który włożyłem dużo czasu i przemysleń, i od tamtej pory jakoś nie chce mi się specjalnie pisać na Filmwebie.

Nie mogę wysłać do Ciebie prywatnej wiadomości bo nie mam wymaganej do tego ilości 10 pkt. Mój mail to kombi7@gazeta.pl; odezwij się jeśli będziesz miał chwilę czasu.

Wracając do meritum i konkludując co napisałem: życie dziś pędzi na łeb na szyję a arcydzieła wymagają odbioru spowolnionego i uważnego. Obecnie wszystko się konsumuje, również kulturę. A arcydzieł konsumować się nie da, tutaj pierwsza lektura jest zwykle początkiem podboju uniwersum. Podboju, który polega na trwałym kontakcie z dziełem ale także na kontakcie z myślą, jakie wokół niego narosły. Recepcja arcydzieł to nieustanne wgryzanie się w tkankę formalną i intelektualną. Analizy autorstwa Grzegorza Królikiewicza, choćby "Obywatela Kane'a" - każda z nich to opasła książka - dowodzą, jak wiele w arcydziele jest w stanie wyczytać świadomy i cierpliwy odbiorca. Ale jest to proces jakby nie na nasze czasy.

ocenił(a) film na 10
Kombi

Przy czym nadmienię, tak aby być dokładnym, że to nie był mój temat. Tym niemniej likwidacja go w całości była bezpodstawna. Czyli obaj rozumiemy ten ból...

Co od drugiej kwestii - to, co opisujesz, ta niechęć do zastanowienia się nad arcydziełami i różnymi poważnymi zagadnieniami, bywa nazywane "odmową pogłębionego myślenia". Przypadłość obecnie powszechna.

Analizy Królikiewicza wypatrzyłem przed kilkoma tygodniami na allegro i nawet miałem zaopatrzyć się w tę dotyczącą filmu "Oto jest głowa zdrajcy". Wszystko wskazuje jednak na to, że natworzył ich dość dużo, bo można nabyć cztery, a przecież Ty wspominasz jeszcze o tej poświęconej "Obywatelowi Kane'owi".

Dobrze. Co do dalszej wymiany uwag między nami, to już wiemy, co, kiedy i jak.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10
marscorpio

Te książki Królikiewicza to bodaj stenogramy jego wykładów z analizy filmu w łódzkiej filmówce. Napisał ich bardzo dużo, z czego w połowie lat 90-tych wyszło drukiem kilka, to jest "Obywatela Kane'a", "Generała" Keatona, "Dyskretnego uroku burżuazji" Bunuela, "Rozmowy" Coppoli, "Oto jest głowa zdrajcy" Zinnemanna, "Ośmiu i pół" Felliniego, "Sobowtóra" Kurosawy. Niestety, bardzo słabo się sprzedały (dziś jeszcze można je nabyć od ręki w centrach taniej książki), co zablokowało drogę na rynek kolejnym, przygotowanym już do druku analizom (m.in. "Ukrytej fortecy" i "Straży przybocznej" Kurosawy, "Viridiany" Bunuela, "Kieszonkowca" Bressona). Jeszcze w tym roku nakładem Ha-art! powinien się ukazać wywiad-rzeka z Królikiewiczem, przeprowadzony przez Piotrów Kletowskiego i Mareckiego, skąd zapewne będzie można dowiedzieć się więcej na temat tego projektu sprzed lat.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10
Kombi

Zastanawia mnie, dlaczego wpis użytkownika sully_avatar został zablokowany. Czyżby dlatego, iż ogłosił "Avatara" lepszym filmem niż "Obywatel Kane" i temu drugiemu przyznał 1/10? Wprowadzamy dyktaturę arcydzieł? Bo jeżeli tak, to nie będę dłużej ukrywał moich poglądów i każdego, kto wystawił moim ulubionym filmom mniejszą niż ja ocenę, na szafot osobiście zaprowadzę. To jak? Można już się ujawnić czy trzeba jeszcze czekać na lepszy moment? :) :) :)

Kombi

hello wszystkim.
coś bym tu dodał, ale za każdym razem kiedy widzę spontaniczną wymianę zdań bez ustalenia jakiejś wspólnej platformy, to mi się odechciewa. ale mimo wszystko...
1. pierwsza rzecz - do zaangażowanych w dyskusję z marscorpio - z tym forumowiczem jest o tyle kłopot, że postawił się na pozycji oświeconej, co w perspektywie argumentacji stawia wielu z nas na pozycji przegranej// stawia samego marscorpio obok jakiejkolwiek dyskusji ;)
marscorpio - to nie jakiś atak na Ciebie, mam nadzieję, że się rozumiemy.
2. @Abukashi:
"Poza tym zależy czego oczekujesz od kina, co ma być esencją kina. (...) Z drugiej strony tak naprawdę kino od swojego początku było przede wszystkim rozrywką, a nie sztuką. (...)
dwie niezwykle ciężkie kwestie - esencjalizm kina; kina początek.
pierwszego nie ruszam, z czystego lenistwa. ale można iść szlakiem tekstów przez cały wiek - Munsterberg, Balazs, chłopaki radzieckiego montażu, Arnheim, Morin, wreszcie Bazin...myślenie o kinie w perspektywie metafizycznej/Arystotelesowskiej dla mnie jest zamkniętą kwestią.
początek to trudna sprawa - bo jaka jest cezura? wynalazek, pierwsze doświadczenia? przecież to nie musi być pojmowane jako kino. rozrywka, ok, ale to nie była rozrywka związana z 'kinem' tylko z pokazami materiałów filmowych, a te były dokumentowaniem codzienności. więc może wejście fabuły jest początkiem? Melies, nie Lumiere? tym bardziej, ze kilka postów dalej korzystasz już z wykrystalizowanej aparatury pojęciowej - gatunkowej... moim zdaniem kino jako sztuka i rozrywka szło równolegle. a przed kinem była magia nowego medium. sorry za ewentualną nieprecyzyjność.
3. zostawmy te śmieszne filmwebowe gwiazdki - żadnego kryterium tam nie ma, czysta zabawa. i tak 95% uzasadnień jest natury emocjonalnej. szkoda energii...
4. przychylam się do kilku myśli Ras_Democritusa i spaczonej. - ustalanie hierarchii TYTANÓW to jakaś perwersja.
i tu przypomina mi się myśl, np. E. Ciorana - nie ma nic gorszego, niż uznanie dzieła sztuki/artysty za 'wielkiego'. to betonowanie i zamienianie w posągi. "Kane" może i jest arcydziełem, ale w jakimś sensie jest 'martwy', podobnie z wieloma innymi wielkimi. to samo jest z Avatarem - pośpieszne (pseudo)arcydzieło (jedynie wizualnie) ale też martwe.

a 'niższą' ligę tytanów bym bronił - i nie chodzi o to, że nie robią arcydzieł. nie wiem, czy epoka arcydzieł minęła (na jakiej podstawie takie argumenty? heh, niedaleko tu do płaskiej ziemi i Newtona). mnie nie przekonują głosy zgorzkniałych nierzadko dinozaurów typu Zanussi (z całym szacunkiem do niektórych jego filmów). będzie skok technologiczny - będą arcydzieła, ale Avatar nim nie jest. to nie jest fabuła ani narracja na miarę nowych narzędzi kina.

i rację ma Abukashi, choć nie użyłbym 'esencji'. chodzi o oczekiwania wobec kina. można kontemplować Stalkera, ale więcej życia ma dla mnie wczesny Haneke, prowokuje i twórczo korzysta z rozwiązań wielkich (skromny Benny's Video --- ślady Antonioniego).

@ Kombi - nie wyrzucałbym na śmietnik głupiejącej popkultury. słusznie piszesz o kontemplowaniu arcydzieł, tyle, że to 'masom głupiejącym' nic nie da - myślę o młodzieży, bo tych jeszcze da się ratować ;)
można biadolić, tylko po co. bezpośrednia obrona Kane'a czy Tarkowskiego nic nie da.
wg mnie zamiast tego trzeba im pokazywać kreatywne wykorzystywanie narzędzi popkultury - np. 'Człowieka z kamerą' z genialnym podkładem Cinematic Orchestra. albo Rebirth of the Nation - multimedialnego mixu Dj Spooky'ego. (do tego - w wersji subtelnej - Joannę D'Arc Dreyera z niesamowitą oprawą R. Einhorna). 'Pi' Aronofskyego.
Albo - ale w małych dawkach - Waking Life Linklatera. formy, które są bliskie. oczywiście nic z tych rzeczy nie pójdzie w TV.

dobra, tyle na szybko. pozdrowienia

ocenił(a) film na 10
sim.gishel

"myślę o młodzieży, bo tych jeszcze da się ratować ;)"

To zdanie mi się podoba!

ocenił(a) film na 10
sim.gishel

Co do fragmentu o mnie - tak, myślę, że mniej więcej rozumiem, co masz na myśli.

Z tym że jedno zastrzeżenie - to, co piszesz, to efekt naszej dyskusji gdzie indziej. Niepotrzebnie te wnioski przenosisz na wszystkie fora, w których biorę udział.

Widzisz, tu Twoja uwaga jest o tyle bezzasadna, że tu ja nie angażowałem się w żadną dyskusję. Wyraziłem własne zdanie i na tym poprzestałem. Odmówiłem jednemu z użytkowników debaty - nie z lekceważenia, ale dlatego, iż nie chciałem jej i nie chcę. Wymieniłem kilka wpisów z Kombim, gdyż cieszę się, że go poznałem. Tak poza tym - ja już nie dyskutuję na FW. Czasem dopisuję głupie uwagi. Tyle.

Z wieloma fragmentami Twojej wypowiedzi się nie zgadzam. Z innymi się zgadzam. Ale tak ogólnie to dla mnie problemy w tym momencie bez znaczenia.

Pozdrawiam.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones