Przyłączam się do chóru tych co równo je..ą ten film.
Historia równie banalna co i niedożeczna, ale przecież z drugiej stronytego się wymaga od gniotawych romansideł. Bo przecież w żadnym innym celu aktorzy nie sila się tu przez ponad 90 min.. Aż mnię mdli jak czytam o tym, że ten produkt niesie w sobie jakieś głębsze myśli albo dramatyczne wątki tudzież przesłania na drogę życiowa.
Jak czytam tematy dyskusji to wynika z tego iż znakomita część lepszej połowy ludzkości po prostu roztapia się na widok choćby półnagiego ciała Caviezel'a i to jest główny powód jej zachwytów nad tym filmem. Z kolei część gorszej połowy ludzkości jest bezgranicznie acz bez wzajemności rozkochanych w pani Lopez i przyłączają się do oracji poprzedniej grupy.
Co do główniej roli męskiej to się nie wypowiadam na temat jego warsztatu i profesjonalizmu jako aktora bo w zasadzie nie wiele o nich wiem (a raczej nie wiele widziałem), ale mogę powiedzieć coś o J.Lo. Widziałem już co najmniej kilka filmów z jej udziałem od kąd jej dokonania w swerze muzycznego biznesu zaczeły budzić coraz mniejszy podziw i zainteresowanie na arenie międzynarodowej (no a przecież trzeba z czegoś żyć, szczególnie jak się ma nie wiele do zaprezentowania poza w miarę "gładką" buzię i powiedzmy ponad przeciętnej jakości głosem). Zainteresowanie gawiedzi dokonaniami na estradzie sukcesywnie spadało to należało wypróbować ścieżkę wydeptana już przez wielu przedstawicieli szeroko pojętego show biznesu. Konfiguracji jest wiele, gasnąca gwiazdka "zawiesza" mikrofon na kołku i nagle staje się "wziętą" aktorką, w innym wariancie dokładnie odwrotnie - aktor/aktoreczka których nikt już nie chce oglądać nagle łapie się za mikrofon i zwykle z miernym skutkiem dręczy publiczność swymi kolejnymi dokonaniami. Podobnie tyczy się "supernowych" lub "błękitnych karłów" wybiegów. Te mają do wyboru obie te drogi, acz znacznie częściej wybierają "oscary" niż "grammy". No a już wszyscy bez wyjatku, jak już wszystko zawodzi to poczówaja w sobie wenę twórczą i stają się "wziętymi" producentami bestsellerów zwykle wywlekając brudy ze swego żecia prywatnego. Aktorzy mają jeszcze jeden, a nawet dwa warianty! Jak już i aktorstwo nie sprawia im satysfakcji (głównie pieniężnej) to mogą zawsze przerzucić się na reżyserię albo na produkcję. :) Ale nie powiem, nielicznym nawet się udaje z dobrym skutkiem.
Wracając do J.Lo., ta wybrała pierwszy opisany przeze mnie wariant i moim zdaniem, jak do tej pory, osiągnęła poziom co najwyżej przeciętny (z małym wyjątkiem, który mi teraz przychodzi do głowy, a mam na myśli "Pociąg z Forsą" - według mnie całkiem nieźle jej wyszła ta drugoplanowa rola, ale to pewnie dla tego, że moim zdaniem, znacznie jej lepiej z bujną, rozpuszczoną "grzywą" i naturalną jej barwą niż ze związanymi z tyłu "kudełkami" i to jeszcze w tym mosiężnym odcieniu!).
Zgadzam się z autorką recenzji redakcji, że J.Lo jest po prostu "drewniana", prawie jak Dolf Lundgren :) ze szczególnie ograniczoną mimiką twarzy (troche tak jakby była po kilkunastu operacjach plastycznych liczka i prawie całkowicie utraciła unerwienie w trzewioczaszce - a może tak jest?). W dodatku role twardej laski, a nie raz i "hetery" moim zdaniem całkowicie do niej nie pasują. Po prostu jest w nich absolutnie nie wiarygodna!!! No bo kto uwierzy, że osóbka bąć co bąć o wyglądzie aniołka, której zauważyłem sprawia co nie co trudności poruszanie się w obówiu bez co najmniej 10 cm obcaska, z dłoniami i paznokietkami jak by dopiero opuściła salon kosmeryczny, z nienagannym makijażem i w dodatku metr pięćdziesiąt w kapeluszu na co dzień gania zbujów po ulicach miasta i jeszcze sprawia im łomot :):) Ma podobnych ról w dorobku co najmniej kilka, łącznie ze skasowaniem swego ex. Jak chwyta za broń (zwykle rewolwer, ale zdażały się jej już dwucentymetrowe (kaliber) strzelby, to mam wrażenie, że te smukłe dłonie i takoweż paluszki zaraz ją upuszczą albo co gorsze sama się postrzeli.:)
A dodatkowo w "jechanym" tu filnie jak założyła cały swój warsztat pracy na siebie to w biegu wyglądała jakby w na biodrach ktoś jej zawiązał worek kartofli.
Ale jak już wspomniałem, żeby zostać policjantem, a szczególnie "krawężnikiem" to trzeba jakieś minimum sobą reprezentować i nie mam tu na myśli osobistego wdzięku czy zdolności intelektualnych.
A żeby już nie przedłużać to jako amantka filmowa to J.Lo. też, moim zdaniem za bardzo się nie sprawdza bo nie potrafi wykrzesać z siebie tego uroku, tego ciepełka, jak ja to nazywam u kobiet - że jest milutka! Bo jak wspominałem jest nieco sztywnawa i tak podchodzi do mężczyzn jakby miała jakąś ukrytą traumę z dzieciństwa (o, coś jak w tym filmie). Trochę tak jak prostytutka, która zna dobrze swój fach, stara się jak może dobrze wykonywać swą profesję, w pocie czoła zarabia na chleb, rozdaje rozkosz innym, ale sama jej nie odczuwa. :)
Reasumując, w mojej ocenie Jenifer po prostu słabą akrorką jest, no najwyżej bardzo przeciętną, bo i gdzie miała się fachu wyuczyć. Podrygi na koncertach i w videoclipach to raczej żadne przygotowanie jest.
Nie ujmując nic jej urodzie oczywiście, ale na dobrą sprawę takich i piękniejszych kobiet na szklanym bożku widywało się już wiele.:):):)
Masz prawo do własnej opinii. Według mnie Lopez jest aktorką nienajgorszą, ale brakuje jej wiele do chociażby Cate Blanchett. Jeśli chodzi o jej zdolności wokalne, to jest podobnie - głos nienajlepszy, ale piosenki całkiem niezłe.
Gdyby zechciało Ci się zajrzeć do opisu Jennifer Lopez, dowiedziałbyś się wtedy, że J.Lo jest aktorką, która w pewnym okresie swojej kariery postanowiła nagrać płytę. I to nieprawda, że przerzuciła się na branżę muzyczną, bo w aktorstwie sobie nie radziła, wręcz przeciwnie - nagrała swój debiutancki album niedługo po sukcesie filmu "Selena", w którym wcieliła się w tytułowa rolę zmarłej tragicznie młodej latynoskiej piosenkarki. Za tę rolę była nominowana do Złotego Globu. Dodam przy okazji, że film "Pociąg z forsą" powstał kilka lat przed pojawieniem się jej pierwszej płyty. Podobnie, jak: "Droga przez piekło", "Krew i wino", "Co z oczu, to z serca" oraz "Jack".