Ma standardowe potknięcia (przepraszam - rażące klisze i niedociągnięcia, głównie w kwestii formalnej) szablonowych romansideł z dolnych półek, ale sama historia miłosna jest, uważam, całkiem niezła. Gorzej z B-story - historią rodzinną, ale pod koniec ładnie się splatają, grzechy tym samym wybaczam.
Największy problem "Angel Eyes" to dla mnie fatalna reżyseria i bardzo niepotrzebne flashbacki - film traci siłę przekonywania przez niektóre eksperymenty z ujęciami, a za to w momentach kiedy przydałby się jakiś ciekawszy kąt patrzenia na bohaterów w standardowej sytuacji, otrzymujemy 3-sekundowy on/off między twarzami, następnie plan podwójny, on/off, plan podwójny, itd. w nieskończoność... A kiedy Caviezel stoi nad grobem rodziny, płacze, kaja się i robi wszystko żebyśmy uwierzyli w co ma do przekazania, serwuje nam się żenująco (środowe wieczory w TVP come to mind) kręcone flashbacki z wypadku z niezdecydowanym (szybko, czy wolno? hm, niech będzie i jedno i drugie...) montażem. Grr...
Zakończenie wcale nie takie szczęśliwe - i z ładnym, całkiem ujmującym i nie dosłownym morałem. Można obejrzeć.
P.S. Mnie się wydaje, że Lopez jest całkiem niezła właśnie w tych najbardziej "przejmujących" scenach (nie czułem, że gra), a w tych całkiem standardowych jest właśnie jakaś taka nastoletnio ostentacyjna.