Już sobie wyobrażam spotkanie Tarkosia z Dawkinsem. Panowie by się pobili. :P
Wydaje się, że nie lubił samego zjawiska ateizmu.
Nie mogę wiele w tej materii wiedzieć, ale pustka, którą niósłby ze sobą brak religii, chyba go przerażała.
Profesor Dawkins, o ile go ktoś ewidentnie nie wku#wi, jest w porządku nawet wobec wierzących. Pamiętam, jak rozmawiał ze swoim kumplem, który jest doktorem...chyba fizyki(astrom, zdaje mi się), a przy okazji i księdzem katolickim. Rozmowa przebiegała w bardzo miłej atmosferze.
Natomiast Tarkowski, mimo że śp. Lem biegał za nim krzycząc "durak!", poskładał swój obraz "Solaris" bardzo konsekwentnie. Chyba też potrafił trzymać nerwy na wodzy. ;-)
Mnie się wydaje, że obaj zachowaliby klasę. Ale do konsensusu raczej by nie doszli. Tarkowski był z zupełnie innej bajki, i chyba dano mu żyć w innym celu. Reżyser był romantykiem pełną gębą, zaś profesor Dawkins to głos racjonalizmu. Myślę, że obie te sprawy są bardzo potrzebne.
Pozdrawiam. :-)
PS. Bójka między Tarkowskim a Dawkinsem musiałaby wyglądać zabawnie. :-P