Początek filmu to zgroza. Na siłe nawiązują do poprzednich części, Michael jest kochaniutki, ugodowy, prowadzi fundacje, dostaje ten order itp. itd. Taki przeskok - "wczoraj mordowałem, dziś pomagam".
Później (moim zdaniem) film jest świetny . Oczywiście chodzi mi o Vincenta ;). Dość głupio że kombinuje z Mary ale można to puścić przez palce.
Ogólnie film oprócz początku badzo mi się podobał. I zapadło mi w pamięć takie zdanie wypowiedziane przez Michaela podczas spowiedzi "Zabiłem syna swojego Ojca". Oddaje to dla mnie jego zniszczenie od początku do końca...