Czy nie raziło Was trochę, że Michael oddaje władzę Vincentowi? W końcu przez tyle lat pracował nad tym by zalegalizować interesy rodziny i z mafiosa stać się szanowanym biznesmenem a potem na następcę wyznaczył dość narwanego kolesia o mentalności ulicznego gangstera, który może sprawdziłby się jako przywódca rodziny w latach 40-tych ale nie jako szef "legalnej" grupy kapitałowej. Trochę mi to nie pasuje. Choć z drugiej strony, Michael nie miał za bardzo innego kandydata na następcę, w końcu jego syn poszedł w życiu zupełnie inną drogą. Co o tym myślicie?