PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1234}

Okruchy dnia

The Remains of the Day
7,7 35 440
ocen
7,7 10 1 35440
8,2 17
ocen krytyków
Okruchy dnia
powrót do forum filmu Okruchy dnia

Ile razy oglądam ten film nie mogę wyjść ze zdumienia jak taka rola mogła przejść bez
oscara!!!!!!!!! Dla mnie to najlepsza rola męska jaką widziałem do tej pory. Poziom aktorstwa
Hopkinsa jest powalający. Ciekaw jestem czy ktoś myśli podobnie do mnie?

gggggrzegorz

jak sobie przeczytasz pozostałe opinie pod tym filmem to zobaczysz, że wielu jest podobnego zdania :))

agur

Oczywiście Anthony Hopkins zagrał na wybitnym poziomie, ale moim zdaniem na statuetkę jednak bardziej zasłużył, również wybitny w tamtym roku, Liam Neeson. Jak pokazał czas, była to jego rola życia. Natomiast rolą życia dla Hopkinsa jest Lecter z "Milczenia owiec", więc śmiało mogli (i powinni) nagrodzić Neesona.

Nagrodzenie Hanksa, to porażka na całej linii, podobnie zresztą jak statuetka dla Tommy Lee Jones'a. Nawet śmiało można w tym przypadku mówić o wielkim skandalu.

La_Pier

Troche inaczej to widzę. Rola Lectera, wybitna- zgadzam sie- wyniosła Hopkinsa na szczyt sławy i maksymalnie otworzyła jego karierę. Tak, w 1991 Hopkins nie miał konkurencji. I z pewnością byl to dla niego rok przełomowy. W tym sensie Lecter z "Milczenia" jest rolą życia. Jednak, m. zd., to rola Stevensa udowodniła ostatecznie, że Hopkins jest aktorem genialnym.
I to za role Stevensa w 1993 nalezal sie Oscar, bo Akademia miała do czynienia w tym przypadku z autentycznym aktorskim mistrzostwem, poziomem nieosiągalnym dla wiekszości topowych aktorów. Maksimum wyrazu przy minimum środków. Inteligentne, subtelne, konsekwentne, powsciagliwe aktorstwo. Po prostu- wyżyny.

Gdyby był wtedy "Oscar Pocieszenia" niechby dostał go i Neeson.

Tak nawiasem mówiąc, "Okruchy dnia" Ivory'ego zostały niedocenione wtedy na całej linii. Muzyka Robbinsa, scenariusz adaptowany, rezyseria, scenografia , no i główna rola męska (przynajmniej) zasługiwały na najwyzszą nagrodę. Lata mijaja, setki nowych filmów wchodzi na ekrany, a ja coraz bardziej utwierdzam sie przekonaniu, że "Remains of the day" to kawał największej filmowej sztuki.

agur

Wg. mnie w u Neeson'a było więcej emocji, choćby scena na wzgórzu, gdy jego bohater ogląda masakrę i rozbój prowadzony przez Niemców - aktorstwo najwyższej próby i czysta perfekcja. Rola Hopkinsa była "wyciszona" bo i taki był jego bohater - bezuczuciowy. Dwie wybitne role, bez wątpienia. Nie rozumiem jak mógł wygrać Hanks. Domyślam się, że po prostu dlatego zwyciężył, bo jest Amerykaninem, a to są amerykańskie nagrody. Wielka szkoda, że nie wygrało naprawdę wybitne aktorstwo.

Co do muzyki Robbinsa, bardzo dobra, ale jestem na nie w kwestii Oskara dla niej. Dobrze się stało, że wygrał jednak Williams. Nominacja za muzykę dla "Okruchów", to maksymalna nagroda. Gdyby w tamtym roku nie było "Listy Schindlera", jestem przekonany, że "Okruchy" bez problemu wygrałyby w najważniejszych kategoriach. Spielberg zrobił jednak film o wiele ważniejszy i musiał zwyciężyć. Co nie zmienia faktu, że tych 7 Oskarów, to wciąż za mało, jak na tak ogromne arcydzieło.

La_Pier

A jaka role Neesona masz na mysli?

ocenił(a) film na 10
La_Pier

ale dlaczego się dziwicie pomyłkami członków Akademii, kiedy statystycznie nie widzieli oni większości filmów, za które oceniają.

ocenił(a) film na 10
gggggrzegorz

Oskary jak to Oskary to wypadkowa talentu, trendów i wewnętrznych rozgrywek w Akademii a Hopkins ze swoim talentem wybił się i bez niego. Również uważam, że jego rola w "Okruchach dnia" to jedna z najważniejszych męskich kreacji w historii kina a sam film to po prostu arcydzieło. Scenę kiedy Miss Kenton "przyłapuje" Stevensa z książką i ten zawstydzony chowa ją za siebie mając w oczach tak straszną tęsknotę uważam za jedną z najpiękniejszych "miłosnych" scen jakie kiedykolwiek widziałam.

ocenił(a) film na 10
Ashua

oooooo!!! Ashua, miło mi bardzo czytać Twoje słowa. Ja uważam tak samo. Ta scena to po prostu mistrzostwo absolutne!! Przyznaję, że mimo tego, iż rzadko się wzruszam na filmach (jak to u facetów bywa) to ten obraz mnie rozkleja totalnie;))

Ashua

Zgoda, Oscary są jakie są, ale... Odwieczny spór czy pierwsze było jajko czy kura. "Milczenie" a zwłaszcza rola Lectera stały się kultowe. Możemy sie zastanawiać czy Oscar pomógł, czy jedynie przypieczetował sukces "Milczenia owiec". Przypieczętował ale i dodał splendoru. A to nie jest bez znaczenia. Przeciez Hopkins miał już w swojej karierze role wybitne lub bardzo dobre: rola dr. Trevesa w "The Elephant Man" (nominacja do Oscara) czy kpt. Bligha w "Bounty" i co z tego? Znikły,
Dla mnie nie ulega wątpliwości, że kariera Hopkinsa nabrała rozpędu po Oscarze. Do tej chwili miotał sie miedzy USA a UK, tam próbował, odnosił owszem sukcesy, ale w teatrze, zaś w filmie generalnie sprzedawał sie w jakis dennych serialach typu To Be the Best. Nie o to chodziło. Wracał do Europy - wracał do Narodowego, itd.
Btw. uważam lata 90-te za najlepsze w jego karierze.

agur

Niestety, ale musicie wziąć pod uwagę coś, co dla europejczyków jest kompletnie niezrozumiałe, a wywiera ogromny wpływ na podejmowane decyzje o przyznawaniu Oscarów przez akademię. Poprawność polityczna. Niestety, ale w USA od wielu, wielu lat poprawność polityczna to 25% więcej szans na Oscara. Dlatego np. Hurt Locker, średniak, który kompletnie nic nie wniósł do kinematografii, nawet do zagadnienia zwanego wojna w Iraku, dostał 6 statuetek, w tym za najlepszy film 2009 roku, co jest dla mnie po prostu kpiną. Mniej więcej w ten sam sposób Tom Hanks, mimo, że zagrał bardzo dobrze, wygrał z genialnym Hopkinsem i dobrym Neesonem.

ocenił(a) film na 10
Saddam_filmweb

A dlaczego w takim razie Colin Firth przegrał w tym roku z Jeffem Bridgesem?

ocenił(a) film na 10
Sqrchybyk

No i Hanks za swoją rolę dostał również Złotego Globa i Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie, natomiast w przypadku Hopkinsa skończyło sie praktycznie wyłącznie na nominacjach - nawet BAFTą (brytyjskim Oscarem) go nie zaszczycili, jedynie statuetką David di Donatello (Oscar włoski). Tak więc chyba przesadzasz. Choć sam bym te wszystkie nagrody dał Hopkinsowi...

Sqrchybyk

W 1993 chodziło o szok związany z rozprzestrzeniajacym sie szybko AIDS, oczywiście wątek homoseksualny w tej sprawie nie był bez znaczenia, trzeba było "pedagogicznie" uspokoić społeczenstwa i pokazać że za epidemię AIDS nie odpowiadają promiskuityczni geje. Wymienione przez ciebie nagrody europejskie dla Hanksa tez były, imo, wyborem politpoprawnym. Z perspektywy czasu "Filadelfia" i rola Hanksa nie wytrzymuje, m. zd., konkurencji z ówczesna gł. rywalami.
A obecnie... może zdarzyło sie tak, że po prostu wyrózniono lepszą rolę i nagrodzono Bridgesa? Czasami tak bywa, nawet w wyborach Wielmoznej Akademii ;) Poza tym chyba "ta" tematyka sie nieco przejadła.

ocenił(a) film na 10
agur

Miło że, w odróżnieniu od przedmówcy, piszesz że to tylko twoje zdanie ;-) Ale owy szok to raczej połowa lat 80, w roku 93 ludzie juz trochę się z tą chorobą "oswoili". Pzdr.

Sqrchybyk

Nie, ten powszechny szok to własnie początek lat 90. To był wtedy b. gorący temat. I otrzymał holyłudzki komentarz.

Saddam_filmweb

Zgadzam sie. Zdarza sie tak. Oscar dla Hanksa jako umierającego na AIDS homoseksualisty, to był czysto politpoprawnościowy wybor. Były lepsze filmy i lepsze kreacje w 1993 r. Ale nie zgadzam sie że w Europie jest to niezrozumiałe. Europa jest opanaowana przez polityczna poprawność nawet chyba bardziej niz USA.

agur

"Btw. uważam lata 90-te za najlepsze w jego karierze"

Myślę podobnie. A czy zgodzisz się Agur, że właśnie lata 90-te były dla Hopkinsa ostatnimi latami coś jeszcze znaczącymi? Później zaczął grać w byle czym i niestety nie mógł nas zachwycać swoją grą. Może jeszcze tylko rola w "Hannibalu" zasługuje na oklaski (mimo, że to powtórka, w tym sensie, że Hopkins po raz kolejny gra Lectera, warto zwrócić uwagę, że gra go zupełnie inaczej - i co należy podkreślić - z wielkim wyczuciem i klasą). Wprawdzie ostatnio rozbawił mnie swoją rolą w "Wilkołaku" (pisząc rozbawił, mam na myśli, że powrócił odrobinę do dawnej, wspaniałej formy, coś ala Van Helsing z "Draculi"), ale nie ma co ukrywać, że dobre czasy skończyły się dla Hopkinsa. Najczęściej otrzymuje teraz do zagrania mało wymagające role podstarzałych kaznodziei ("Bad Company", "Aleksander", "Thor"). Smutno się robi, gdy sobie człowiek pomyśli, że Hopkins miał właściwie zmarnowaną ostatnią dekadę.

La_Pier

Tak. 90-te to był jego czas. Na początku tej dekady trafił na kilka rzeczywiście udanych projektów. "Milczenie Owiec" sprawiło że jego gwiazda zajasniała, ale obok były takie filmy jak "Powrót do Howards End", "Okruchy dnia" - oba duetu Merchand&Ivory czy „Cienista dolina " w którym uniknął taniego gestu, mimo że historia nader melodramatyczna – filmy nie tak spektakularne, nie tak znane szerokiej publiczności i zjadaczom popcornu, ale po nich nikt w przemyśle filmowym nie mógł, bez samoośmieszenia, tak uważam, kwestionować wielkiego talentu tego aktora.
Wreszcie uzyskał status, dzięki któremu to on raczej wybierał i dobrze się chyba przy tym bawił: Horror u Coppoli – bo to jeden z najlepszych rezyserów, „Nixon” u Stone'a - ta rola to wyzwanie (nawiasem mówiąc kawał niezlej roboty), „Maska Zorro” - typowo przygodowe i łatwe, „Wichry namietności” -quasi western, „Joe Black”- elegancki klasyczny melodramat jak za starych, dobrych lat Tracy czy Bogarta. Było chyba i kilka rozczarowan, np. Picasso nie wypalił, mimo że dotychczas praca z Ivorym przynosiła Hopkinsowi b. satysfakcjonujące rezultaty.

agur

Potem ekscentryczny „Tytus Andronicus” Taymor ( znanej rezyserki teatralnej, ale wówczas mało sprawdzonej w filmie) - dał jej projektowi kredyt zaufania a jego gra w tym filmie to prawdziwy aktorski popis. Wydaje mi się, że ten okres zabawy rolami, tak to odczytuję, zakonczył się na „Bad Company”. Film jest potwornie głupi. Hopkins, dziarski agent 0065 (bo miał 65 na karku;) chyba doszedł do wniosku, że trzeba się zastanowić.
Gdzieś właśnie w tym czasie następuje wyhamowanie, wyciszenie. Może wiąze się to ze zmęczeniem, może ze zmiana życiowych priorytetów – wiadomo, że po raz 3-ci się ozenił i tym razem to małżenstwo zaangażowane. Nie wiem.

agur

Natomiast nie mogę zgodzić sie z tobą, że po „Hannibalu” nie było pasjonującej roli. A Crawford we „Fracture”?
PS: Nie mogę wkleić dalszego ciągu, bo sie ktoś na filmwebie zabawił w ograniczanie długości wypowiedzi. [Debile -wqurw ogromny]

agur

Filmweb schodzi na psy. Ograniczenia związane z długością wpisu - przysięgam, że kiedyś czegoś takiego nie było. No a teraz jeszcze doszła cenzura. Chyba będzie trzeba zmienić barwy klubowe.

A wracając do Anthony'ego, rolę w "Tytusie" uważam za ostatnią wielką rolę tego wspaniałego aktora. Jeszcze milutki był epizod w "M:I 2" Johna Woo, ale nic ponadto. Tak jak mówię, w ostatnich latach nie licząc "Hannibala", najbardziej mi się podobała jego gra w 'Wilkołaku". Wystarczył pełen luz, lekka nonszalancja i od razu pokazał Del Toro, kto tak naprawdę jest prawdziwą gwiazdą tego filmu.

Na Filmwebie kilka miesięcy temu pojawił się news, że Hopkins ma wcielić się w ostro pijącego Hemingway'a. Nie wiem czy film nadal jest w planach. Dla Hopkinsa mogłaby to być jedna z lepszych ról w karierze, może nawet ostatnia szansa na drugiego Oskara? Nie zrozumcie mnie źle. Ten drugi Oskar dla Anthony'ego nie jest sprawą aż tak ważną wszak on już nic nie musi udowadniać. Ale czy nie byłoby miło, gdyby się udało? Pewnie że tak.

Miał Hopkins zagrać też Hitcha, ale chyba tego filmu już nie ma w produkcji.

La_Pier

Konczac temat "Fracture". Abstra_ujac od filmu jako całości (dobry, nie rewelacyjny) ja w tej roli widze kwintesencje hopkinsowskiego sposobu gry - redukcja do niezbednego. Kazdy gest ma znaczenie. Opinie ze rola Crawforda jest bezbarwna sa, m. zd, zupełnie chybione.
A czy najlepsze lata ma juz za sobą? Ze wzgledu na wiek, wiele ról z pewnoscia juz nie jest dla niego. Ale jako aktor sie nie wypalił. Reszta to kwestia szczescia. "Milczenie owiec" - rok 1991. Ile Hopkins miał wtedy lat? 54. Czy nie był wtedy starzejacym sie aktorem koszącym dolce w mało ambitnym serialu "To be the best", aktorem, któremu nie udało sie podbić Holyłudu? A tu nagle...
W styczniu wchodzi "The Rite". Miał grać w Królu Learze, ale sprawa upadła. Moze temat powróci. Co do Hemingway'a - na IMDB piszą, że jest w produkcji. Widocznie A. Garcia zebrał fundusze i doprowadzi do finału. Więc prócz paru produkcji typowo zarobkowo-komercyjnych jest tez i parę, które mogą być (ale oczywiście nie musza) być czymś wiecej. I dobrze by było, by były.
(Co do moich problemów z wpisami, moje wczesniejsze wpisy były czytane przez tutejszy program cenzurujący jako stek wulgaryzmów.
Juz wiem! Trzeba było ze słowa "abstrahować" w drugim zdaniu wyjąć "h". Debilizm. Pryszczate małpy z brzytwą wzięły sie za zarządzanie forum?)

ocenił(a) film na 7
gggggrzegorz

Oskar to nic nie warte wyróżnienie. Układy, poprawność polityczny itd.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones