HKYA to typowy średniak, który jest wręcz szablonowy, a większość scen jest wprost wyciętych z "Halloween". To dość smutne, że taka kopia była nakręcona w 80 roku.
Niby muzyka dobra, lecz jej główny motyw zabójczo podobny do halloween'owego. Bardzo dużo scen jak już mówiłem - przekalkowanych od Carpentera. Reżyser nie wykazał się praktycznie żadną oryginalnością, co nasuwa pytanie - po co w ogóle ta pozycja została nakręcona?
Od początku do końca miałem nieodparte wrażenie, że 'gdzieś to już widziałem'...
W gruncie rzeczy większych absurdów się nie dopatrzyłem (na co bardzo zwracam zawsze swoją uwagę), lecz nie obyło się bez nielogicznych, a wręcz szablonowych i do bólu schematycznych zachowań bohaterów.
Sama postać mordercy była praktycznie bez wyrazu, ot tak szedł przed siebie i machał czym się tylko dało, a najczęściej nożem kuchennym, co można zostawić bez komentarza.
Oczywiście bardzo mnie irytował sposób poruszania się mordercy; gdzie wręcz dreptał wolnym kroczkiem pełen wdzięku i blasku za kolejną ofiarą.
W recenzji została pochwalona końcówka, choć nie wiem za co tak naprawdę, bo w moim odczuciu była kiepska, tak jak finałowe sceny.
Swój debiut aktorski zaliczył w tym filmie sam Tom Hanks, który odwalił kilkuminutową rólkę. Kto by pomyślał wtedy patrząc na jego facjatę, że wyrośnie na takiego Aktora:)
Myślałem, że już wiem jaką notę wystawię, lecz tak właśnie sobie myślę gdy kończę pisać, że obniżam o jeszcze jedno oczko z czego finalnie daję 5/10