Nie znalazłem innych słów na określenie wrażeń po obejrzeniu tego filmu. Zresztą skorzystałem jedynie ze stwierdzenia użytego przez ojca głównego bohatera. Trochę ponad 80 minut historii absolutnie wgniatającej w fotel. Tego filmu się nie oglądało, raczej chłonęło różnymi zmysłami. Geniusz tkwi w prostocie. Fabuła wyrwana z przeciętnego życia, obleczona nieskomplikowaną, ale bardzo głęboką muzyką mocno do mnie przemówiła. Dodam, że nigdy nie byłem wielkim fanem wykonawców rodem z Wysp, ale podczas filmu często zdarzało mi się wystukiwać rytm (bardziej lub mniej zgodnie;) podążając za bohaterami i muszą przyznać, że bardzo mi się to podobało. Z dyskusji na temat filmu wyniosłem przekonanie, że nie jest przeznaczony dla każdego. Po zapoznaniu się z "Once" muszę to przyznać. Mnie bardzo ten tytuł przypadł do gustu i polecam każdemu, choćby po to, by sprawdzić, jakie reakcje będą towarzyszyły, nie tyle w momencie ostatnich napisów, co ostatnich melodii...