Myślę, że obiektywny tekst (+ wywiad z autorką książki "Opór") nt. Tewje Bielskiego opublikowała dzisiejsza "Rzeczpospolita". Napisali zarówno o jego grzeszkach, jak i pozytywach, ale i o tym jakimi sposobami walczył z Niemcami (raczej unikał walki wręcz), żył w obozie (nie był tak sprawiedliwy i wielkoduszny w podziale żywności), traktował kobiety (mówiąc kolokwialnie bzykał wszystko co młode i ładne). Bynajmniej nie tylko z powodu nietrzymania się faktów film oceniam jako słaby, a co najwyżej przeciętny. Hollywood wystrzegało się jako mogło żałosnego patosu, ale i tak do końca się to nie udało. Choćby ta przemowa Bielskiego na białym rumaku do "poddanych"... Wzbudziło to we mnie co najwyżej uśmiech politowania (przypomniał mi się "Braveheart"), ale jak widać Amerykanie muszą mieć w filmie superbohatera. No i ten Daniel Craig... Niby sympatyczny facet, kobiety uważają, że przystojny (choć mi przypomina... kartofla), ale jakoś nie mogę przekonać się do jego talentu aktorskiego...