Przesłanie jakby podobne: im dalej od wojny - tym więcej świadectw silnego oporu stawianego nazistom przez Żydów.
Sposób obrazowania trochę taki jakby mały Jasio (a właściwie mały Johny - z Ameryki) opowiadał o swoim wyobrażeniu walk partyzanckich. Niemcy ruszają do lasu głównie z karabinami, oraz, trochę bez sensu, z jednym czołgiem. Natomiast partyzanci mają pełno broni maszynowej i nie muszą oszczędzać amunicji. Ta broń maszynowa to pepesze - czyżby z sowieckich zrzutów? Ciekawe, bo historycy opowiadają, że w 1941 roku niejednokrotnie w regularnych oddziałach Armii Czerwonej samobójczo atakujących Niemców broń miał co drugi, a ci bez broni mieli zdobyć broń na Niemcach.
Parę lat temu, w jednym z kanałów telewizyjnych z grupy Discovery szedł cykl o tym jak przetrwać w warunkach ekstremalnych. W jednym z epizodów, specjalista od survivalu zaprosił widzów do Puszczy Nalibockiej. Opowiadał jak to dzielni i wytrzymali partyzanci braci Bielskich odżywiali się pokarmem z mrówek i mchu. Takich głupot wówczas nawet dziennikarz Gazet Wyborczej nie wytrzymał i napisał wprost, że - jak wszyscy wiedzą - metodą zaopatrywania się partyzantów było okradanie pobliskich wsi, w dużej mierze zamieszkałych przez ludność polską... oraz bezlitosne rozprawianie się z tymi, którzy nie dość chętnie dzielili się tymi kartoflami, burakami, jajkami i mlekiem - które im zostały.
W filmie Opór, na szczęście, nikt nawet nie próbuje fanzolić o mrówkach i porostach. W zamian, Craig-Bielski oszukuje widzów (może też i po trosze sam się oszukuje) gadaniem o zdobywaniu żywności od "bogatych chłopów". Chmmm, gdyby prawdziwi partyzanci tego się ściśle trzymali, to niechybnie a bardzo rychło zginęliby z głodu.
Co racja to racja. Wspomnienia zawarte w publikacji o psycholach żydowskich miała być źródłem fabuły tylko (jak zwykle) pieniędzy zabrakło:
"Gdy dotarłem do oddziału, aby przekazać nowe rozkazy, zobaczyłem straszny, przerażający obraz. [...] Na małej polance w lesie leżały półkolem ciała sześciu kobiet w różnym wieku i dwóch mężczyzn. Ciała były rozebrane i położone na plecach. Padało na nie światło księżyca. Jeden po drugim partyzanci strzelali trupom między nogi. Gdy kule dosięgały nerwów, trupy reagowały jak żywe. Drgały i wykrzywiały się przez kilka sekund. Trupy kobiet reagowały w bardziej gwałtowny sposób niż mężczyzn. Wszyscy partyzanci z tego oddziału brali udział w tej okrutnej zabawie, śmiejąc się w dzikim szaleństwie. Najpierw przestraszyłem się tym przedstawieniem, ale potem zaczęło mnie ono w chory sposób interesować. […] Im się nie spieszyło i dopiero jak trupy przestały reagować na kule, przemieścili się na nową pozycję. […]
Ludzie byli zmęczeni, ale z ich twarzy wyzierała satysfakcja i szczęście z wykonanego zadania. Tylko niewielu zdawało sobie sprawę, że popełniono straszliwy mord w ciągu godziny. Ci nieliczni wyglądali ponuro, smutno i mieli poczucie winy. [...]
Dotarliśmy do bazy późno w nocy. Byłem zmęczony i zmordowany, a więc zasnąłem od razu, tak jak większość z naszego oddziału. Jak się dowiedzieliśmy następnego dnia, pozostałe oddziały zostały przywitane jak bohaterowie za zniszczenie Koniuchów. Pili, jedli i śpiewali całą noc. Sprawiło im przyjemność zabijanie i niszczenie, a najbardziej picie."
Pol Bagriansky Koniuchi, „Pirsumim. Publications of the Museum of the Combatants and Partisans”, Tel Aviv, nr 65-66 (grudzień 1988)