Dobrzy żydzi pod wodzą szlachetnego 007, strzelają do (wiem, wiem- tak na prawdę to do nikogo nie strzelali...) złych germańców, a obecność agenta Jej Królewskiej Mości mobilizuje ich na tyle- że postanawiają tę wojnę (bagatela) PRZEŻYĆ.
Sam 007 ewoluuje z czasem w... Mojżesza i przeprowadza swój naród wybrany przez morze (bagien- co prawda- ale Czerwona armia kiedyś tam stacjonowała- tak, że jak by się wysilić to można to zgrabnie posklejać) i prowadzi do zwycięskiego boju z brunatnymi...
a każdy kto film skrytykować się odważy- antysemitą po wsze czasy będzie zwany- ot, taki był chyba jego cel żeby żydom wrogów naprodukować...