Nie wiem gdzie un ma te chryzmantemy, bo w tym filmie nic o nich nie byo.
Nie no, żart. I znów Pan Mizoguchi nie oszczędza mężczyzn, zapodając im (a w zasadzie nam) srogi pojazd... Na marginesie zaczyna byc w tym lekko irytujący - dla mnie osobiście - ale w sumie mniejsza o to, bo to stały "theme" tego twórcy (jesli chodzi o ten okres przynajmniej). Jesli chodzi o formę to jest dosyc wysmakowana, nie no idotyczne słowo, bardzo yyy oszczędna, dużo (udanych) długich ujęć oraz kadry, które niejednokrotnie potrafia zachwycic swą kompozycją. W zasadzie to kolejny raz jestem lekko zawiedziony, historia jest bardzo prosta, uniwersalna, wręcz szekspirowska (raczej ma takie ambicje, ale na dłuższą metę ssie). Można w zasadzie wyciągnąc coś dla siebie z tej historii, film nie zostawia nas z pustymi kikutami i to jest jakaś wartość niewątpliwie. Po seansie mozna zadac sobie gleboko filzoficzne pytanie o to czy warto poswiecac się dla kogoś, kto i tak tego nie doceni, a jest tak w wiekszosci przypadkow, bo ludzie to mendy.
Generlanie polecałbym niewyjadaczom rozbić sobię tę niewątpliwie eksytującą przygodę filmowa na dwie części, bo może ona zniechęcić nawet najbardziej zaprawionych w bojach poyebów-kinomaniakow. Dlaczego tak? No, na poczatek trzeba napisać, że narracja w tym
filmie jest niezwykle powolna, wręcz poetycka i prowadzona wręcz na pełnej wyjebce. Sam jestem cierpliwy i raczej wiedzialem czego sie spodziewac, wiec jakos udalo sie podołać. elo320.
A dzieki wszystkim fanom za miłe słowa. Pisałem to z myślą, że nikt nie przeczyta i jestem wzruszony. Tylko dziwi mnie, że się w jednej chwili ludzie uwzieli się na kometowanie tego troche zapomnianego filmu. Jakiś pokaz był? W tv puszczali?