Dobry film, dobrze zagrany, ale niestety to już nie ten sam klimat co w pierwszych dwóch częściach. Co chwila jakieś efekty, do tego pierwszy raz jestem z 3D zadowolony, ale też po tym widać że zmiana reżysera wyszła filmowi na złe. Film jest ciut za bardzo chaotyczny, zdecydowanie zbyt efekciarski, a Andrew Adamson stawiał na dobrą fabułę, dobre odwzorowanie książki, bez specjalnych efektów. Jak dla mnie jeden z kandydatów do Oscara za efekty, ale jeżeli Apted nie odejdzie(Adamson, wróć!), to nie wydaje mi się żeby coś na poziomie "Lew, Czarownica i Stara Szafa" i "Księcia Kaspiana" udało się nakręcić.
Troszkę naciągane 7/10, głównie ze względu na sentyment do serii, i z nadzieją że Adamson wróci.
P.S. W każdym razie, w kinie na seansie na którym byłem, były - oprócz mnie - ze dwie osoby. A bez przerwy słyszę, że to najpopularniejszy film w kinach...
najlepsza jak narazie i chyba jedyna dotąd część to pierwsza ,,Lew, Czarownica i Stara Szafa'' .. ta część była na podstawie ksiażki! nie było nic zbędnego (przynajmnie nie za dużo) , oparte na książce, żadnych głupich dodatków! Ale Książe Kaspain już musiał być zrobimy na jakieś romansidło dla nastolatków.. nie rozumiem w ogóle po co był motyw Kaspiana i Zuzanny!! na to co komu! W książce byli jeszcze dziećmi.. uczyli się dopiero.. ,,od nowa'' dorastali... a te ich flitrowanie mnie okropnie denerwowało! dobrze, że tylko trochę tego było... zastanawiałam się jak się wykręcą z tego w 3.. ależ oczywiście, musiała być mowa o Zuzi i jej ,,urodzie''! ... My chcemy Opowieści z Narnii , normalne.. oczywiście z efektami i dobrą aktorską grą..ale bez zbędnego ulepszania!! Teraz w 3 też.... tym razem Łucja.. okres dojrzewania ?... eh... i znów Zuzanna ze swoja urodą! Chociaż Edmunt i Kaspian troche podobni ... ale Ryczypisk wszystkich ratuje :D jak dla mnie najlepszy!..ale teraz o filmie (starając sie ,,nie brać pod uwagę'' książki... trudne) całekim ciekawy i interesujący :) podobał mi się! i efekty i sceneria, przedstawienie miejsc , dubbing mnie zawiódł... jednak da się wytrzymać :D ogólnie - hmm.. super; )
Hmm... ale ten motyw Kaspiana i Zuzanny trwał może 10s:-)
Ale mnie też, to zdziwiło przy obejrzeniu Podróży, po co robił tamten moment, skoro wiedział, że już Zuzi nie będzie:-) Bez sensu.
A Ryczpisk jakoś mi nie przypadł, jak dla mnie mogłoby w ogóle nie być takich postaci, ale to kwestia gustu.
Kaspiana uznaje za jedynego bohatera-plusa:-) Jedyny nie-dzieciak. Nie lubię jak dzieciaki wybijają w pień pół "dorosłej" armii... No, ale jakoś udało mi się w końcu przymrużyć oko. Po kilku latach...
oczywiście, że jest motyw pięknej Zuzanny... ale w dalszych częściach.. jak ją adorują ci wszyscy książęta z innych krain, a ona zgrywa niedostepną! ; p
I tak po śmierci nie trafi do Narnii jak reszta rodzeństwa i inni bohaterowie... ja osobiście nigdy jej nie lubiłam... Ani w książce ( książka u mnie była pierwsza) ani w filmie ... można o tym troszkę poczytać ... o Zuzi... ^^ ,,Przez lata C.S. Lewis oraz jego Opowieści z Narnii były krytykowane z wielu powodów, w dużej mierze przez innych autorów. Większość oskarżeń dotyczy seksizmu i skupia się wokół Zuzanny. W Ostatniej bitwie Lewis napisał o niej, że już dłużej nie jest przyjaciółką Narnii i że jest zainteresowana jedynie pończochami, szminkami oraz przyjęciami.'' takie tam ... ,,Jest taki fragment, w którym Zuzanna, starsza z sióstr, jest wykluczona z Narnii, ponieważ zaczęła używać szminki. Mam z tym poważny problem, bo Zuzanna stała się niewierząca właściwie, dlatego że odkryła seks'' Tu zgadzam się z Rowling .. z resztą Zuzia jesy wyrzucona z Narnii w części ,,Ostatnia Bitwa'' bo już w nią nie wierzy!
Albo mi się wydaje, albo filmowcy na siłę chcą zmienić Zuzanne w filmie. chyba chcą aby wierzyła w Narnię i żeby do końca była jej oddana i nei dorastała... niech nie zmieniają książki.. proszę :)
Mnie najbardziej załamała muzyka, na którą zawsze bardzo zwracam uwagę. Była tragiczna. Bardzo się zawiodłam na filmie, zwłaszcza ze względu na to, że tak wiele oczekiwałam - druga, lecz przede wszystkim pierwsza część to jedne z moich najulubieńszych filmów. Zmiana reżysera rzeczywiście bardzo zaszkodziła całemu obrazowi. Cieszę się jednak, że oszczędził przesłanie, które dla Lewisa było chyba najważniejsze.
Mnie w żadnej części nie przypadła do gustu, no może w pierwszej jeden jakiś utwór, nie pamiętam tytułu. Moim zdaniem w soundtrackach nie do pobicia są John Powell i Jon Williams, Hans Zimmer jakoś mnie męczy, i już w zbyt wielu filmach powtarza motywy. Może jest dobrym kompozytorem, ale trochę na dłuższą metę jego muzyka mnie nuży bardzo. Johna Powell'a, to mogę słuchać cały czas, szczególnie soundtrack z "Jak wytresować smoka".
Podobnie dla mnie muzyka w filmie, to spokojnie ok. połowy sukcesu, to przez nią nie zapominam o filmie szybko, o Narnii pewnie zapomnę dość szybko jak skończy się seria(nie będzie jej przecież na mojej playliście:-)). Ale oceniać na filmweb nie potrafię, wystarczy, że podoba mi się jedna rzecz, a żadna inna nie wkurza mnie do białej gorączki(kiedyś przez te dzieciaki z mieczami nie mogłem nawet spojrzeć na Narnię, ale jakoś przeszło) i film dostaje 10(Kaspian za sceny batalistyczne i fajną, niespodziewaną akcję w zamku, przeważnie z góry wiadomo kiedy i gdzie będzie rozstrzygająca bitwa, tutaj może było wiadomo, że za wcześnie, ale mogła być równie dobrze przesunięta na później i pasowałyby jak ulał, ale reżyser zrobił i tą scenę, a końcowa zrobił o wiele bardziej efektowną, za to ogromne plusy):-)
Pomyliłem się. Słuchałem tylko soundtracków z 1 i 3 części. Z drugiej jednak mi się podoba. Z serii filmowej, też mi druga część przypadła najbardziej do gustu.
Ciekawe, bo film nie był robiony w technice 3D i ludzie narzekają, że to widać(był kręcony zwykłymi kamerami, mogli tak zostawić). Ot, co gust, to gust. Ja wolę 2D z ładnym, ostrym obrazem, oczy od tego nie pieką.
Mnie się najbardziej nie podobało, że tylko 2 "starych"(w sumie, to nawet dosłownie) bohaterów zagrało w filmie. I ten Eustachy jakoś tak mało wyrazisty był. To już nie, to samo i bez tych "podstarzałych" bohaterów, nie będzie to samo. Wiem, że jest seria książek, pewnie na tym się wzoruje reżyser, ale w tym wypadku mógłby odejść od schematu książkowego i wymyślić coś samemu(podmienić Eustachego za tamtych dwoje). Już się cieszyłem, że w końcu bohaterowie podrosną, że nie będzie już dzieciaków biegających z mieczami, a tu masz babo placek... Nie sądziłem, że Clive Staples Levis się tak uprze przy tych dzieciakach... No, tak, to książka dla dzieci, czegóż, to się można było spodziewać? przecież....
Może ja nie powinienem już oglądać takich rzeczy.
Wiesz, ja uważam, że to jest książka dla każdego. ;) Film, rzeczywiście jest zrobiony pod dzieci (szczególnie 3 cześć).
A co do "podstarzałych" bohaterów, to co oni mogliby jeszcze robić w Narnii?? Przecież tam, trafia się po to, żeby się czegoś nauczyć, żeby dorosnąć. Piotr i Zuzanna już dorośli i nie mają po co tam wracać. Uważam, że reżyser zrobił bardzo dobrze zostawiając wątek Eustachego i nie wpychał na siłę tamtych dwoje... To byłoby sztuczne i nie potrzebne. Zuzanna flirtowałaby z Kaspianem, Piotr popisywałby się wszystkim i w okół tego kręciłby się cały film.
Co do muzyki Johna Powella, to uważam, że jest mistrzem i nikt nie może się z nim równać. :)A soundtrack z "Jak wytresować smoka" był niesamowity, też często do niego wracam... :)
Widzisz, nie czytałem książki, więc mnie jest łatwiej fantazjować na temat fabuły:-)
Nie przywiązuję też wagi do przesłania filmu, film należy do takich, w którym nie gra ono "pierwszych skrzypiec", więc moim zdaniem ważne jest tylko, to żeby nie było głupie. Tak, więc nie widzę przeszkody, żeby nie zmienić fabuły nawet kosztem przesłania, ale słusznie zauważyłaś, obecne straciłoby ważność:-)
A, co do tego, że scenariusz ze "starymi" bohaterami byłby trudniejszy do realizacji, to nie nasz problem przecież:-) Jeżeli ten reżyser nie dałby rady, to powinien spróbować inny, jednak wydaje mi się, że aż tak trudne, to by nie było.
Poza tym zdziwił mnie fakt, że do Kaspian został królem Narnii(chwalił się nawet, że pokonał dwie armie na północy i południu i za jego rządów zapanował pokój). W drugiej części zarzekał się, że zostawi Narnijczyków w spokoju, a sam miał się udać na te wyspy. Jak też czytałem z opisu 4 części, to królem ma być nadal... Tylko to już raczej nie ma takiego znaczenia dla mnie, w końcu i tak nie było aż połowy "starych" władców:-)
Dobrze, że więcej ludzi tak ceni muzykę Powella. Mnie najbardziej przypadło do gustu "Forbidden Friendship"(scena z filmu też była niezła), "Test Drive" i "Romantic Flight", chociaż mógłbym wymienić i połowę utworów. Podoba mi się sposób w jaki Powell wykorzystuje kontrapunkty, znawcą, to ja może i nie jestem, ale w swoim samolubstwie uważam go za mistrza mistrzów w tej dziedzinie i nie uznaję innych opinii:D
Eh, wiesz może i masz rację, ale prawdopodobnie, jakbyś przeczytał książki, to byś zmienił zdanie. Ja najpierw czytałam całą serię (jeszcze sporo czasu przed premierą 1 części) więc nie wiem jak odebrałeś te filmy, bo ja zawsze utożsamiałam je w jakiś sposób z książką i je do niej porównywałam. :)
:)Tak, "Romantic Flight" Był niesamowity... Oglądałam ten film podczas jego premiery, ale gdy wróciłam tego dnia do domu oglądnęłam do znowu Online. To już co prawda nie było to samo, ale nie mogłam się powstrzymać. A muzyki słucham do dziś. W ogóle cała twórczość Powella jest niesamowita. Cieszę się, że uznajesz go na mistrza, tak jak ja :DD
też przeczytałam całż serię. Carla_y , która część podobała ci się najbardziej?
Mi najbardziej podobał się "Koń i jego Chłopiec". A potem cała reszta.;) Nie potrafię ich jakoś klasyfikować, albo oceniać. Levis stworzył coś, co powinno nazywać się "idealna książką". Jestem fanką Jego i Narnii. Bardzo polecam jego książki! Wszystkim! :)
A Tobie?
mi się podobały "Podróż...", "Srebrne krzesło" i "Ostania Bitwa". Na drugim miejscu są części 2,5 i6 ,a na ostatnim 1 , ponieważ autor "oczernił" mojego ulubionego Edzia :]
Mi jakoś pustynne klimaty nie bardzo się podobają nie wiem czemu, ale moją ulubioną częścią zawsze będzie PWDŚ ze względu na te ich przygody i Ryczypiska, później SK za tą mroźną północ, Błotosmętka i sowy później reszta, najmniej lubię KK.
Mi zawsze najmniej podobała się PWdŚ, ale to było jak byłam mała i czytała mi to jeszcze mama :D
Kiedy sama przeczytałam tę książkę, uznałam, że jest równie "magiczna" jak poprzednie :)
Też trochę rozczarowana jestem. Za dużo siedzieli na statku:) Książkę dość mgliście pamiętam, ale coś mi się zdaje że tam więcej się działo np. na wyspie tych niewidzialnych ludków. A tu właściwie dopiero pod koniez mamy akcję. A tak na marginesie, to szkoda że Edmunda nie będzie:( Mam nadzieję, że pojawi się w koniu i jego chłopcu.
w 5 części Edmund pojawia się (tak jest w książce, ale nie wiem czy będzie w filmie)
Chyba zachęciliście mnie do lektury tych powieści:-) Już dawno nic nie czytałem.
Na pewno. Po przeczytaniu książki film zazwyczaj odbiera się inaczej. Poza tym, jeżeli chodzi o książkę, to podczas czytania można się w każdej chwili zadumać na chwilkę i snuć jakieś przemyślenia, więc podczas oglądania filmu, mamy o wiele bogatszy "bagaż doświadczeń" niż gdybyśmy oglądali film nawet 10 raz.
"Jak wytresować smoka" też oglądałem już z kilkanaście razy:-)
Tak, w zupełności się z Tobą zgadzam. Bardzo to lubię w książkach, że można się na chwilę zatrzymać, przeczytać coś jeszcze raz, wracać do ulubionych fragmentów... Podoba mi się też to, że pewne rzeczy można samemu sobie wyobrazić. Nie mamy "gotowca". W pewnym stopniu sami tworzymy ten książkowy świat. Własną wyobraźnią. Dlatego też czasem wolę książki niż filmy. ;)
Wiesz, myślałam, że jestem za stara na takie filmy (chodzi mi o "Jak Wytresować Smoka"). Na początku nawet nie chciałam iść na to do kina (z młodszą siostrą ;p), ale potem się przemogłam i w żadnym stopniu tego nie żałuję!
On nie okazał się kolejną nudną bajeczką z oczywistym zakończeniem. Bardzo mi się podobał i jestem pewna, że jeszcze nie raz go obejrzę. :))
PS. Słuchałam dziś Powella... Nasza rozmowa mnie do tego "natchnęła" ;)
Eh... Pamiętam jak, jako kilkunastolatek czytałem Karola Maya... Wtedy chyba pierwszy raz odkryłem "moc książek". Nie było tam bardzo bogatych opisów przyrody, czy otoczenia, ale wystarczające, aby stworzyć pewien "szkielet" opisywanego świata, resztę można było sobie "dopowiedzieć" samemu, nieraz się łapałem, że moja świadomość uciekała gdzieś w wyobraźnię, tak jakbym nie był świadomy tego, że właśnie czytał, tylko oglądał jakby renderowany w czasie rzeczywistym film. Tylko, że mnie tak, to wciągnęło, że czytałem nawet po 300 stron dziennie, więc szybko książki się skończyły:-) Byłem tym tak zdruzgotany, że nie zdołałem przeczytać ostatniej połowy strony, co mnie uspokoiło trochę, ponieważ można rzec, że po dziś dzień mam coś jeszcze do przeczytania. A ostatnią książką Maya, którą przeczytałem był chyba Winnetou(Old Shatterhand był chyba wcześniej).
Cieszę się, że rozmowa stała się dla Ciebie Inspiracją(duże "i", ponieważ, tu chodzi o Powella):-)
Ja ich moc odkryłam dopiero kilka lat temu. Kiedy miałam 12 lat przeczytałam SAMA pierwszą cześć "Opowieści z Narnii". :D
Wcześniej byłam kompletną przeciwniczką książek (teraz wydaje mi się to bardzo zadziwiające...;p). I tak naprawdę do tego czasu nie przeczytałam żadnej książki. ŻADNEJ w całości, może to będzie lepsze określenie. ;) Większość mnie nudziła, albo już po pierwszej stronie się zniechęcałam (co jest bardzo złe, bo z reguły książka najpierw musi się "rozkręcić" zanim rozpocznie się akcja właściwa).
Siedziałam sobie wtedy koło starej, wręcz zabytkowej wieży ciśnień na małej ławeczce, w parku. Była wczesna jesień i przejmująco zimno. Miałam akurat ze sobą tę książkę, bo pożyczałam ją 2 tygodnie wcześniej koleżance w szkole. Teraz mi ją oddała. Wyjęłam ją i otworzyłam na pierwszej stronie. Był to bardzo stary egzemplarz, należał jeszcze do mojej mamy, która czytała mi te książki kilka lat temu. Zaczęłam czytać i wręcz poczułam, że znalazłam się w Narni, w magicznej krainie, w której wszystko jest możliwe...
I do dziś to jest takie moje narnijskie miejsce - zawsze, kiedy chcę przeczytać którąkolwiek z części OzN, zawsze tam idę. ;))
Myślę, że każdy ma takie swoje magiczne miejsce, do którego chce się wracać... <3
Heh, też w mojej okolicy są wieże ciśnień, ale gdyby na nie spojrzeć, to prędzej poczuje się chęć na skok z mostu niż na czytanie książek:-)
Kurcze. Przypomniałaś mi, że od czasów gimnazjum nie oddałem jeszcze wujowi, któregoś tomu Winnetou... Muszę mu, to wreszcie oddać. Ile lat można zapominać.
Można powiedzieć, że przesłanie książek(domyślam się, że jest podobne jak filmów) podziało na Ciebie z zamierzonym skutkiem, dorosłaś w pewnym stopniu dzięki nim i nie uważasz czytania książek za kompletnie nie przydatne:-) Czyli, ta książka była dla Ciebie w pewnym sensie rzeczywistą podróżą w głąb siebie:-)
Heh, ;P A moja wieża jest bardzo zabytkowa i ładna. Zawsze kojarzyła mi się z czymś tajemniczym i niezbadanym... ;)
Oo, no ładnie tyle książkę trzymać? Przeczytałeś przynajmniej?? ;))
No dokładnie... przesłanie filmów jest może takie same jak książek, choć bardzo nieudolnie (szczególnie w 3 części, bo 1 była całkiem, całkiem pod tym względem) przekazane. Zacząłeś już czytać OzN? Jestem ciekawa, co o tym powiesz. ;D
Jeszcze wracając do tego co napisałeś w poprzednim poście... Tak, książki tak nie ubłagalnie szybko się kończą... Chyba mamy ten sam problem :pTo wręcz okropne, kiedy się o tym pomyśli. Dlatego też teraz staram się czytać bardzo powoli, co niestety nie daje oczekiwanego skutku, ponieważ i tak albo zaraz przyspieszam, albo czytam dłużej i dłużej siedzę z książką dziennie i na to samo wychodzi. Opowieści z Narnii przeczytała "jednym tchem". Dokładnie w tydzień (codziennie 1 książkę). Nie świadczy to jednak o tym, że szybko czytam, po prostu kiedy zacznę już książkę, to nie mogę się od niej "oderwać" i pozwolić, żeby to co w niej jest czekało choćby jeden dzień dłużej, niż to konieczne. :)) jestem z natury bardzo cierpliwa, ale też bardzo dociekliwa i zawsze chcę wiedzieć, co się stanie przed wszystkimi.;p
Twój sposób jest chyba lepszy, ("nie zdołałem przeczytać ostatniej połowy strony, co mnie uspokoiło trochę, ponieważ można rzec, że po dziś dzień mam coś jeszcze do przeczytania") ale niestety: ze mną by to nie wyszło. Ja robię dokładnie na odwrót-czytam ostatnie zdanie z książki, a że jest to silniejsze ode mnie, robię tak z każdą książką, która wpadnie mi w ręce. :D
Przeczytałem 2 części(czytam wg. kolejności wydania, czyli tak jak zostały nakręcone filmy), a skoro chcesz znać moją opinię, to pierwsze co rzuca się w oczy, to objętość tych książek. Są krótkie, co jest zrozumiałem, docelowymi odbiorcami są dzieci, jednak wolę dłużej czytać:-) W ogóle, to jest powieść dla dzieci, wiele razy sam autor się do tego odnosi, jednak nie powiedziałbym, że nic nie można z tego wynieść i nie powiem, że książki są jak na baśnie, bardzo lekkie. Rzadko kiedy mamy do czynienia w bajkach dla dzieci z zabijaniem, niewolnictwem i takim obłudnym fałszem(podobało mi się w jaki sposób Lewis przedstawił Telmarów, obraz jakby całej ludzkości).
Książki są bardzo krótkie, więc autor nie zamieścił tam wielu opisów, nawet dialogów, często jesteśmy informowani o wyniku jakiejś narady, czy rozmowy, a nie o jej dokładnym przebiegu. W niektórych miejscach, wydaje mi się, że Lewis "poszedł na łatwiznę", albo wiedział, że każdy, gdy się tak głęboko nad tym zastanowi, dopowie sobie brakującą część najlepiej sam. Zresztą w filmach także unikano tych scen.
Przyznam się, że myślałem, że nie doczytam pierwszej książki do końca, tak miejscami była dziecinna, ale jakoś się zmusiłem i jak już czytam "Podróż..." to widzę coraz mniej takich momentów, a sam świat przedstawiony w przez Lewisa jest pełen aluzji do naszego Świata i pomimo tego, że jest w nim pełno zła, i pomimo tego, że zawsze przegrywa, nie jest to świat zobrazowany w zbyt "ciężki" sposób, ale nie jest też przesłodzony. Jest w nim pokazane, że o sprawiedliwość trzeba nieraz zawalczyć i poświęcić siebie, nic nie spadnie z "góry".
Zwracałem także uwagę rzekome odniesienia do Chrześcijaństwa, rzeczywiście zdaje się nieraz, że książki są jakby wczesną edukacją chrześcijańską dla już najmłodszych, ale z drugiej strony, szczególnie w "Kaspianie" jest tyle odniesień do pogańskich wierzeń, że wydaje mi się po prostu niemożliwe, żeby autor chciał na ewangelizować tą powieścią dzieci, zresztą nie miałbym nic do tego, jeżeli ktoś nie chce = nie czyta. Lewis w jednym z wywiadów stanowczo odrzucił te zarzuty, a aami Chrześcijanie krytykują go zresztą nazywając nieraz jego dzieło bluźnierstwem, także sądzę, że po prostu autor wykorzystywał do stworzenia tego dzieła czystą wyobraźnię, która czerpała z jego rzeczywistej wiedzy. A jak ktoś się interesował biografią Lewisa, to wie, że nawrócił się on na Chrześcijaństwo w późnym wieku, co na pewno odbiło się na jego sposobie myślenia, czy systemie wartości w ogóle. A nawiązania do mitologii greckiej, cóż... Któż choćby o niej nie słyszał.
Z listów do jego fanów wynika nawet, że nie miał zamiaru pisać aż tylu opowiadań, miał skończyć już po Lwie, w końcu pisał dla swojej chrześniaczki, która zdążyła mu wyrosnąć podczas pisania tej książki(jak napisał w dedykacji):-) Jak widać musiała jednak przeczytać te opowiadanie i wyrazić pozytywną opinię skoro pisał dalej.
Pomimo niewielu szczegółowych opisów zawartych w książce, te które są pomagają wyobraźni w wystarczający sposób, Lewis pokazał tutaj ewidentnie(moim zdaniem), że pisać potrafi, ale zna młodzież i wie, że ta zbyt długich opisów, a szczególnie przyrody(nawet narnijskiej) nie lubi:-) Zresztą sam kiedyś ich nie lubiłem.
Moja Babcia też czyta od końca gazety i książki(oczywiście nie dosłownie):-)
Co do szybkiego czytania książek, po prostu trzeba się zdyscyplinować i powiedzmy dać sobie pół godziny czasu dziennie, albo np. limit 3 rozdziałów. Co prawda, chyba najlepszym ogranicznikiem jest chroniczny brak czasu, ale tego Tobie nie życzę:-)