Strasznie denerwująco zagrała w tym filmie Deborah Kerr. Sztucznie i hiper-ekspresyjnie. Z jednej strony stworzyła postać takiej starej-maluczkiej, z drugiej żałosnej osoby. Jej ataki fobii i depresji były mało wiarygodne, a nawet śmieszne.
Poza tym - jak wspomniałem - film bardzo dobry. Ciekawy motyw i myślę, że ciekawie przedstawiony. Burt Lancaster jak zwykle na najwyższym poziomie :))
Hmmm, hmmm... na moje zagrała tak bo 1) tak było w scenariuszu i 2) tak chciał reżyser. I dostała za tą rolę cenioną nagrodę i nominacje do innych cenionych nagród. I sądzę że nie w celach marketingowych, a w uznaniu tego jak wykreowała tą rolę. Mi się bardzo podobało.
Wszyscy co mieli duże i średnie role byli super - ze wskazaniem na Gladys Cooper w roli starej, upierdliwej do bólu, dewotki. Pzdr.