Obejrzałem "Ostatni taniec pana T" bez żadnych oczekiwań. Film kupiłem w "Kinie Konesera" praktycznie w ciemno, okazało się to jednak dobrym wyborem. Jest to jeden z lepszych filmów jakie widziałem.
Produkcja Singapurska, nieznany reżyser, niski budżet. Jedyne co na pierwszy rzut oka zachęcało to obecność Harveya Keitla (jego obecność okazała się jednak tylko sprytnym chwytem komercyjnym - za dużo to on sobie nie pograł). Ciężko jest, w ogóle, w jakiś sposób zaszufladkować ten film. Nie jest to film akcji, komedia, kryminał itd. Najbliżej mu gatunkowo do dramatu z elementami wymienionych gatunków. Ogólnie film przypomina mi nieco swoim klimatem "Ghost Doga" Jarmusha i "Brothera" Kitano.
Cechą szczególną filmu jest pokręcona narracja, dużo bardziej niż w filmach Tarantino czy w "Memento". Niemal wszystkie sceny są pozamieniane miejscami! Sprawia to, że film trzeba obejrzeć przynajmniej dwa razy żeby go w pełni zrozumieć. Za pierwszym razem odniosłem wrażenie, że film zawiera wiele nielogiczności, ale po drugim jego obejrzeniu i dokładnym uporządkowaniu sobie wszystkich scen całość stała się jasna i logiczna. Oglądanie "Ostatniego tańca pana T" przypomina układanie puzzli. Jest to pewien wysiłek intelektualny - ale to właśnie mnie w tym filmie urzeka.
Kolejną zaletą filmu jest gra aktorska, a w szczególności rola Francisa Ng jako T, zagrał po prostu genialnie! Pozostali aktorzy wywiązali się dobrze ze swoich roli, ale wszyscy blakną w porównaniu z Ng. Mam tu tylko jedno zastrzeżenie - rola Keitla. Jest to jeden z moich ulubionych aktorów, ale jego rolę mógł zagrać każdy. Jego postać jest zecydowanie za mało wyrazista!
Co jeszcze jest w filmie godnego uwagi? Piękna muzyka, świetne zdjęcia, złożony i zaskakujący scenariusz, który zyskuje na atrakcyjności przez wspomniany układ scen. Podoba mi się także behawiorystyczne przedstawienie postaci i brak podziału na dobrych i złych. "Ostatni taniec pana T" to jeden z nielicznych filmów, które nie obrażają inteligencji widza - nic tu nie jest podane na talerzu. Wnioski trzeba wyciągać samemu.
Podsumowując - film warto obejrzeć chociażby dla samego wyrobienia sobie o nim opinii. Nie liczę że przypadnie wszystkim do gustu - jest trudny w odbiorze, a oglądanie go to rozrywka typowo intelektualna. I właśnie z tych powodów zostanie prawdopodbnie do końca niedoceniony.
Moja ocena 10/10 (choć za Keitla miałem ochotę obniżyć o 1 punkt:))
Popieram przedmówcę. Film jest bardzo interesujący, piękna muzyka, piękne zdjęcia, ciekawe ujęcia. Aktorzy też świetni (szczególnie odtwórca głównej roli- rewelacja). Bywa porównywany do "Pulp Fiction", ale uważam, że pod pewnymi względami jest dużo lepszy. Choć "Ostatni Taniec..." nie ma tylu sław, komicznych dialogów, przebojowej muzyki, to nie ustępuje produkcji Tarantino nawet na krok. Uważam, że fabuła jest nawet lepsza niż w Quentinowskim filmie. Polecam każdemu, kto lubi pomyśleć przy telewizorze. A i zawsze to ciekawie zerknąć, jak robi się filmy poza USA i Europą:)
Solidne 9 się należy...a może i nawet 10
Widać inspiracje Pulp fiction, ale bardzo małą. Sam styl, charakter filmu jest inny. Podobieństwo kończy się tylko na poprzestawianej fabule i walizkach z Tatatem (nie jest nam dane dowiedzieć się co to jest). Bardziej dramat niż sensacyjny. Niewiele mamy tu strzelanin, bo nie o to chodziło. Skupiono się bardziej na opowiedzeniu historii niż na pokazaniu kilku efektownych strzałów. Niestety nie jest to film dla każdego (ale to może nawet i dobrze).
Dzięki Bogu... Nareszcie znaleźli się ludzie którzy znają sie na dobrym ba wspaniałym kinie :)aż lekko na sercu się robi :)
Zaskoczyły mnie negatywne wypowiedzi o tym filmie w innych wątkach. Kupiłam film dla Keitela, jak większośc pewnie, ale mimo, że go prawie nie widać, nie żałuję.
Do filmu miałam 2 podejścia - nie przeszłam za pierwszym razem pierwszych 10 minut, za drugim dałam się wciągnąć w historię. Dobra fabuła, świetna postać pierwszoplanowa (Ng), zawsze jest coś przewrotnego w "zaprzyjaźnianiu się" z postacią moralnie dwuznaczną.
Achronologiczność filmu, która np. we "Wróbelku" była dla mnie męcząca i psuła odbiór całości, tu - bardzo dobrze skomponowana. Ktoś tu porównywał "ostatni taniec pana T" do filmów Tarantino - owszem, jeśli chodzi o kompozycję, ale nastrój i treść są zupełnie inne - i chwała im za to!
Film ma u mnie plusy za:
grę aktorską (świetny Ng, pozostali też w porządku)
scenariusz (nie jest łatwo nakręcić kolejny dobry film o gangsterach, tu się udało, był pomysł i został dobrze wykorzystany; dobra kompozycja)
muzykę (naprawdę jest świetnie dobrana do filmu, nie przeszkadza, a jest słyszalna i współgra ze scenami, ciekawa jestem czy na soundtracku też tak by było)
umiejętne zmieszanie gatunków
minusa dostaje u mnie właściwie za postawienie na nazwisko Keitela, podczas gdy jest go tam mało, i powiedzmy, za brak dopracowania "góry" tego konfliktu Włosi - pan Sa. Zastanawiam się też, czy coś mi aby nie umknęło z tym całym Tatatem. Rozumiem, że potrzebny był pretekst do opowiedzenia historii Pana T, i że nie wszystko trzeba wyjaśniać (czasem to niewskazane ;)) ale...
Film dostaje ode mnie 8/10, czyli dużo :)
Polecam.
Przyznam szczerze, że również dwa razy podchodziłem do tego filmu. Za pierwszym razem Ostatni taniec wydał mi się trochę nudny, nieścisły i nie do końca trafiało do mnie poczucie humoru przedstawione w tym filmie. Jedynie co wtedy zapamiętałem na plus to była świetna muzyka. Jednak po drugim podejściu, śmiało i z czystym sumieniem mogę wystawić za ostatni taniec 8/10 i przyznać, że jest to naprawdę bardzo dobra pozycja wśród filmów tego gatunku choć rzeczywiście ciężko go do jakiegokolwiek sklasyfikować ale trzymam się już, iż jest to kryminał/dramat. Ogólnie rzecz ujmując uważam, że jest to świetnie zmontowany film choć oglądanie go wymaga trochę skupienia bo rzeczywiście łatwo jest czasami się pogubić. Jeśli chodzi o grę aktorską to wg mnie Francis Ng przyćmił swą grą pozostałą obsadę. Na bardzo duży plus to rzecz, która spodobała mi się już przy pierwszym podejściu to tego tytułu czyli ścieżka dźwiękowa. I w tej kwestii to uważam, że została ona wręcz wykonana i podłożona w sposób mistrzowski. Jedynie za co dałem 8 a nie 10 to dialogi, które miejscami były naprawdę ciekawe i inteligentne ale niestety było to tylko chwilami, a na ogół było wręcz przeciwnie, zwłaszcza w pierwszej połowie filmu. Podsumowując, jak najbardziej polecam ten film choć jestem przekonany, że jest to typ filmu, który znajdzie uznanie u mniejszości widzów :)