Muzyka, gra aktorska, dialogi, fabuła, wygląd wizualny- arcydzieło. Genialny w każdym calu. Ale nie dla każdego.
W pełni się z Tobą zgadzam. Ten film dzięki swojej oryginalności jest niezwykły. Z pewnością nie dla tych którzy nie rozumieją specyfiki kina azjatyckiego. "Ostatni taniec pana T" nie mieści się w naszym systemie wartości. Konstrukcja zachwycająca. Gra aktorów również. Niezwykła fabuła od początku do końca trzyma w napięciu. Jednym słowem arcydzieło.
Tak arcydzieło ale niestety nie dla wszystkich. Nie każdy potrafi docenić orginalność tego filmu, niestety. A tym co dostrzegli piękno tego filmu pozostaje tylko się cieszyć że mogli się świetnie bawić na tym filmie.
Ja bawiłam się przy tym filmie świetnie. Lubię oryginalną konstrukcję fabuły. To jak układanka z puzzli. Nie wiesz do końca co wyjdzie, jak nie widzisz obrazu całości. Kino azjatyckie nie powiedziało ostatniego słowa. Potrafi nas mile zaskoczyć. :)
Mi się ten film ogromnie podoba, ale na razie nie ogarniam całości w tym sensie, że gubię się w chronologii. Obejrzałam go dwa razy i nadal nie rozumiem jak umiejscowić pewne zdarzenia. Czy wszystko da się w nim uporządkować chronologicznie, czy specjalnie jest wymieszane tak jak np. z tą szybą w samochodzie, kiedy on daje jej kwiaty, ona pyta dlaczego, a on na to, że to za wybicie jej szyby, którą to szybę wybija dopiero za moment, a w tej chwili gdy o tym mówi nic nie wskazuje na to, by wiedział co się później wydarzy. Czy to jest specjalnie nie do ułożenia, czy ja po prostu nie potrafię? Obstawiałam to drugie, ale już nie wiem, bo jednak np. właśnie ta szyba - tego nie można ułożyć, by było chronologicznie. Poza tym na początku on mówi do niej tekst, który pasowałby później - kiedy już się znali i konkretne rzeczy już się wydarzyły, ale kiedy to mówi - na początku filmu oni są przed tymi wydarzeniami i nie ma żadnych przeskoków, które by sugerowały, że pokazywane są sceny chronologicznie nieuporządkowane. Wręcz przeciwnie, jest ciągłość i podkreślane jest która jest godzina, dzień itd. I po tej scenie w sobotę wieczorem, gdy wymienia z nią zdawkowo parę zdań, w nocy z soboty na niedzielę dzwoni do niego jej brat, co jak wiemy jest potem bardzo istotne. W poniedziałek dzieje się rzecz kluczowa i w ten poniedziałek, po tym zdarzeniu, idzie z jej bratem do tej kafejki i dopiero wtedy ją poznaję. Jak więc ma się do tego sam początek? Podobnie z tym policjantem i sceną, gdy przyjeżdża na miejsce strzelaniny i prosi o makaron.
Napiszcie mi proszę jak powinno się to rozumieć. To wymieszanie elementów. Czy właśnie zamierzenie nie można ustawić ich chronologicznie i jest to takie specyficzne ukazanie tego jak identyczne sceny mogą wylądować równie dobrze na początku jak i na końcu - jak pasują do różnych umiejscowień w czasie, tak jakby jak duża jest przypadkowość tego (no sama nie wiem, ale coś idącego w tym kierunku), czy ja po prostu źle interpretuję te sceny, a faktycznie można je całkiem normalnie (chronologicznie) uporządkować? Napiszcie cokolwiek.
Tak czy inaczej jest to film spośród tych niewielu, które potrafią mnie urzec, mimo że nie do końca je ogarniam. Ponieważ jednak naprawdę mocno mi się spodobał chciałabym żeby ktoś mi go trochę objaśnił. Nawet jeśli to będą jakieś osobiste całkowicie subiektywne interpretacje niekoniecznie zgodne z zamierzeniami twórców - chcę je poznać i będę wdzięczna za podzielenie się ze mną przemyśleniami. Piszcie.