Rozumiem, że to odważne, niemniej... Oprócz tej jednej sceny mamy (pokręcone bo pokręcone, ale jednak) próby stworzenia jakiejś wspólnoty mężczyzna-kobieta-dziecko. Na wariackich papierach, bigamicznej, trigamicznej i co chcecie, ale pozytywnej. Pieprzymy się, wtulamy się w siebie, nie znosimy, godzimy. Chronimy dziecko. I potem coś, co pachnie skrzyżowaniem dzkiego snu feministki z najsiermiężniejszym Freudem.