Bolesny, kłujący film. Opowiada o jednej, konkretnej rodzinie, ale tak naprawdę ukazuje trudne relacje, jakie mogą panować w każdej innej, nawet tej pozornie szczęśliwej. Na temat stopnia przerysowania postaci Tomka się nie wypowiem, bo prawdziwego Beksińskiego zwyczajnie nie znałam. Miałam zaś wrażenie, że Ogrodnik niekiedy zbytnio się w swej grze wysila.
Brawa dla świetnego, wyważonego Andrzeja Seweryna (który zdawał się Zdzisławem nie grać, lecz nim być). Jednak owacje na stojąco należą się Aleksandrze Koniecznej. Przepięknie i bardzo naturalnie zagrana postać zamartwiającej się matki, żony i córki, przy minimalnym użyciu środków wyrazu.
Perełka. Do tego zdjęcia - te ujęcia, jakby z drugiego pokoju + oświetlenie - genialne.
Następnie - scenografia, charakteryzacja (!) i muzyka. Film jest niesamowity od strony technicznej przede wszystkim.
W czasie tych dwóch godzin łzy kilkukrotnie płynęły mi ciurkiem. Musiałam zaciskać usta, żeby nie zanieść się szlochem na sali. Zrobiłam to natomiast zaraz po wyjściu z kina. Mało który film wywołał u mnie taki wybuch emocji.