Komedii w tym nie widzę w ogóle, ani razu film mnie nie rozśmieszył. Jedyne co w filmie
można uznać za 'komediowe' to postać Kyle'a - głupawego kolegi i Katherin - terapeutki bez
żadnego doświadczenia, z wiedzą też jak widzę nie za bardzo. Ale czy są oni śmieszni?
Jeśli chodzi o dramat - to samo. Oczywiście fabuła wpasowuje się w ramy 'dramatu' -
młody, nieczemu winny chłopak dowiaduje się, że ma raka, następnie przechodzi
chemioterapię, w końcu ryzykowną operację, a w międzyczasie rozstaje się z dziewczyną,
której udostępnił już szufladę w swoim domu. Czy jednak film oddał emocje tej historii? Dla
mnie niestety nie. Muszę powiedzieć, że wielce się wynudziłam przez te 1:30h, a przede
wszystkim rozczarowałam, bo amerykańska komedia ze średnią 7,7 to rzadkość i
myślałam, że trafiłam na jakieś 'cudo'. Szkoda.
Droga koleżanko nie zrozumiesz sedna tego filmu bo nie jesteś facetem :)
Przyznaję, że produkcja nie zachwyca, ale faceci dają wyższe oceny ponieważ....
- Pani terapeutka to ładna kobitka :)
- Głupawy kolega "Kyle" to "Ziom" :P
- Czekają aż Adam wyrwie jakąś fajną laskę i pod koniec filmu wyrywa (czytaj: ma randkę z) Katherine :P
Faceci są ograniczeni, wiem... :P
Pamiętaj że po drodze zalicza z "Ziomem" po podwójnej randce ;-P [...] Podryw na raka 8-0
Spodobało mi się sformułowanie, iż autorka nie rozumie, bo nie jest facetem, ale argumenty... mało przekonujące. Wydaje mi się, że w 50/50 ukazane zostało bardzo męskie rozumowanie głównego bohatera, tj jego reakcje, twarde, przyziemne myślenie, chęć spojrzenia w oczy chorobie, zamiast pitolenia ''będzie dobrze''. Film naprawdę fajny, przyjemnie się ogląda. Ciężko go nie sklasyfikować do komedii, właśnie przez luźny klimat i przygłupiego Rogena, jednak oceniam jako dramat.
Komedia ? No tak może Kyle i tylko on tutaj jest postacią komediową. Poza tym to obyczaj z nutką dramatu jak na moje oko. Co do tłumaczenie wyżej hmm... pozostawię bez komentarza, aczkolwiek mogę się zgodzić z tym że faceci mogą trochę inaczej patrzeć na ten film, fajnie przedstawiona męska przyjaźń, zraniony koleś też robi swoje. Osobiście mocno trzymałem kciuki za jego powrót do zdrowia i ułożenie sobie życia.
No tak, skoro filmweb i Globy zaszufladkowały film jako "komedia", to nie ma zmiłuj, trzeba oceniać jako komedię. Nie patrz na "rodzaj" filmu, tylko na historię i sposób w jaki ją opowiada. :)
No co ty, mnie się morda uśmiechała przez prawie cały film. To jest komedia. Bardziej niż dramat niż co tam wypisane jest, nie wiem. Bardzo przyjemny, zabawny film. Temat niby poważny, a jednak potraktowany z dystansem i humorem.
Ale ja jestem prostym bucem to może dlatego tak to odbieram. ;]
Te 50 na 50 to w połowie dramat a w połowie komedia. Wszystko zależy jak podchodzisz do życia - albo jak widzisz szklankę z wodą ;-)
Moim zdaniem film jest świetny, ale wydaje mi się, że ja po prostu lubię takie klimaty. Nie każdemu się on spodoba, to jest pewne. Jest to produkcja dość banalna, chyba nie ma na celu rozśmieszać do łez, lub niesamowicie wzruszać. Jest to na prawdę dobry film, aczkolwiek prosto zrobiony i z niewyszukaną fabułą. Nie trzeba wiele rozmyślać nad jego ukrytym przesłaniem. Mnie ten film właśnie zdobył tą prostotą i realizmem. Myślę, że niektórym to wystarczy, aby wysoko ocenić film ;)
Przepraszam, ale jak sam powiedziałeś film jest banalny, prosto zrobiony, z niewyszukaną fabułą, nie rozśmiesza, nie wzrusza - i to są właśnie argumenty, przez które nie mogłabym ocenić filmu jako 'rewelacyjny' czy nawet 'dobry'... ale każdy ma prawo do własnej oceny.
Mnie ta banalność akurat się podoba. Wszyscy zawsze doszukują się w chorobie i śmierci tragedii i dramatu, ale tak właściwie to jest to najnormalniejsza rzecz na świecie, bardzo powszechna, czasem wręcz banalna. Są momenty smutne, pełne emocji. W filmie też były. Ale na co dzień pozostaje szara rzeczywistość i zwątpienie. Oprócz zakończenia, film wydał mi się bardzo prawdziwy, życiowy i taki zwyczajny i tym właśnie mnie zauroczył.
Dokładnie. Podpisuję się pod powyższymi słowami. Siła filmu tkwi w jego prostocie, "zwyczajności"... Momentami śmieszny, momentami wzruszający, ale bez szarżowania, przeginania. Mnie ujął.
To życie jest banalne! A skoro życie jest banalne to i film taki musiał być. Niewyszukana fabuła? Każde leczenie się z raka jest niewyszukana historią, lekarze mogą ci opowiedzieć o takich historiach na pęczki. Mnie w tym filmie podoba się to, że wchodzimy w intymny świat bohatera, widzimy z jego perspektywy próby rozmowy z rodzicami (tekst o jego biednej mamie: "ma meża, z którym nie może rozmawiac, i syna, który nie chce z nią rozmawiać" - bardzo smutne, ale jakże prawdziwe!), próby radzenia sobie, poczatkowe uczucie obcości wobec choroby, które potem zmienia sie w poczucie obcości wobec zwykłego, normalnego świata...
Mnie wzruszył, szczerze i mocno. Obserwujesz bohatera naokoło tego wszystkiego i zastanawiasz się, co byś zrobił/a na jego miejscu. A gdy jeszcze widzisz w łazience Kyle'a książkę o raku, to pojawia się kolejne pytanie "kto z twoich przyjaciół by tak zrobił?"
Banalne? Może, ale mocne i prawdziwe.
Chciałem tu coś napisać ale właściwie wszystko zostało napisane w poście powyżej :)
a koleżanka Klaudia musi jeszcze się trochę życia nauczyć, czego jej z całego serca życzę
Film jest świetny , nie wszystko musi być zawsze wyraźnie czarne lub białe. Ja bym ten film określił jako obyczajowy z dużą dawką poczucia humoru i to wcale nie glupiego
ten film w ogole mnie nie bawil. wlasciwie caly czas powstrzymywalem sie, zeby sie nie rozkleic, no bo w koncu sympatyczny koles umiera w meczarniach przez 1.5 h.
i mam jakies dziwne wrazenie, ze autorzy maja jakies dziwne spojrzenie na raka, bo na koncu filmu wychodzi na to, ze ta choroba, to najlepsze, co mu sie w zyciu przytrafilo.