Taki mały obrazek z czasów II wojny - weteran frontu Grigorij po ucieczce z lazaretu dostaje zadanie wybudowania w tajdze wieży radiowej. Mu swej wściekłości odkrywa, że do pracy przydzielono mu grupę jeńców niemieckich, niedobitków z frontu wschodniego. Zapomniana przez ludzi i Boga osada Półmgła stanie się poligonem dla ludzkich emocji - nienawiści, współczucia, miłości i zaufania.
Zaskakujące, że w taki oszczędny sposób udało się ukazać całą istotę bezsensu wojny - bo w końcu mimo różnych mundurów, insygni i języków wszyscy są po prostu ludźmi. W surowej tajdze przychodzi bohaterom zapomnieć o wrogości, animozjach i... wojnie. Przez chwilę udaje się im nie myśleć o tym, że setki kilometrów stąd świat wciąż pogrążony jest w piekle. I gdy już wydawać by się mogło, że zwycięży człowieczeństwo, w zwykłe codzienne życie ponownie wkroczy wojna.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, kto rozpętał tę wojnę i ze żadna ze stron nie była bez winy. Jednak uważam, że często jest tak, iż to okoliczności zmuszają ludzi do pewnych czynów i postaw. Zarówno Niemcy jak i Rosjanie nie wszyscy wyznawali ideologie swoich przywódców, choć mogła za to grozić nawet śmierć. Nawet początkowo nienawidzący "faszystów" Grigorij z czasem zaczyna dostrzegać w niemieckich jeńcach ludzi, którzy potrafią czuć, cieszyć się, mieć swoje zwykłe ludzkie potrzeby i pragnienia. Niestety, ideologie z reguły nie zważają na jednostki i zmiatają z powierzchni element "wrogi ideologicznie", jak to napisze w swoim meldunku sierżant, zgorszony zbyt pobłażliwym traktowaniem jeńców nie tylko przez Grigorija, ale co gorsza - przez mieszkańców wioski.
Jeśli chodzi już o sam film - dużo w nim opiera się na gestach, spojrzeniach, a także sennych widziadłach Grigorija. Piękne i surowe krajobrazy są niemym świadkiem tego małego syberyjskiego epizodu. Rzeczywiście czuję się też klimat malutkiej wioski w tajdze, z tymi jej domami z bierwion, siedzeniem przy łuczywie i wszechobecnych walonkach, chustach i kożuchach. To taka Rosja zatrzymana w czasie - do stacji trzeba jechać saniami, z głodu idzie się polować na niedźwiedzia, a ukochanego "zamawia" wnuczce babcia-szeptucha.
Do tego naprawdę niezłe aktorstwo i zgrabne połączenie wątków poważnych i humorystycznych (scena z zupą dla Niemców "z pianką" czy targowania się rosyjskich gospodyń o niemieckich mężczyzn) sprawia, że film ten jest zaskakująco ciekawą pozycją z gatunku filmów wojennych. A brak rozmachu i efektów nadrabia bardzo wrażliwym sposobem pokazania całej tej historii do samego końca.
Już po raz kolejny przez źle działającą funkcję filmwebu nie mogę poprawić swojej wypowiedzi (kilkam "edytuj", edytuję, ale zapisać nie idzie już w żaden sposób :-( Tak się kończy pisanie na smartfonie - autopoprawki i niemożność ogarnięcia całości tekstu w celu wyłowienia błędów. Powinno być oczywiście:
"KU swej wściekłości" i "wszechobecnyMI walonkaMI, chustaMI i kożuchaMI" :-)