Zawsze jak czytam komentarze, że jakiś film zdobywa nagrody, tylko dlatego, że traktuje o Żydach, czy właśnie homoseksualizmie to łapie się za głowę, ale chyba rzeczywiście zacznę w to wierzyć.
"Płynące Wieżowce" to mimo ochów i achów dziennikarzy film mierny. Właściwie leży tutaj wszystko. Od gry aktorskiej, po sztuczne dialogi i w ogóle cały pomysł na historię i postacie.
Nawet od strony technicznej jest kaszana. Nie wiem, czy dźwiękowiec zapił czy co, ale wielu dialogów nie dało się nawet zrozumieć. To staje się ostatnio nagminne w polskim kinie.
Różne filmy o tematyce gejowskiej oglądałem. Od "Tajemnicy Brokeback Mountin", po "Stranger by the Lake" i tematy homo ani mnie ziębią ani grzeją. Film jest albo dobry, albo zły, a ten jest zły. Bardzo.
3/10
W tym niby "szokującym" filmie, dziwi i szokuje mnie tylko jedno. Czy naprawdę tak łatwo jest oszukać polskich krytyków filmowych?
No bo po co był zrobiony ten film?
Po to, by ukazać problem "wychodzenia z szafy" polskich gejów? Po to, żebyśmy mogli obserwować rozterki moralne głównych bohaterów i ich wewnętrzna walkę z budzącym się, niby zakazanym uczuciem?
Chyba nie, skoro w ciągu pierwszych 20 minut filmu, główny bohater daje sobie za przeproszeniem obciągnąć w męskim kiblu na pakerni, a jego wewnętrzne rozterki sprowadzają się do gapienia w ścianę leżąc z dziewczyna w łóżku...
Ten film był zrobiony tylko i wyłącznie dla paru scen.
Minety w łóżku, może sceny pobicia, ale przede wszystkim dla sceny "chwili uniesienia" za garażami. Dzięki nim twórcy mogli reklamować film jako "szokujący" i pisać, ze czegoś takiego jeszcze nie było w polskim kinie.
Zastanawia mnie tylko kogo takie rzeczy mogą jeszcze szokować? W świecie gdzie w odległości paru kliknięć myszka można przebierać w kategoriach stron porno, takie sceny to nie jest nawet soft.
Film nie broni sie ani od strony "ogólnej" (gra aktorska, zdjęcia, fabula itp.), ani nie jest prowokujący. Słabo.
W moim odczuciu film "szokujący" nie był, w żadnym razie. Z resztą te epitety wymyśla dystrybutor. Często zerkając na plakaty polskich produkcji, odczuwam żal i współczucie dla reżysera (szczególnie jeśli jest to dobry reżyser), którego zjada "marketing", a on nic na to nie może poradzić. Osobiście uważam, że to, co "mówi się" o filmie (nie chodzi mi tu o konkretne recenzje, a durne hasła mające nachalnie promować jakąś ideę) nie ma już żadnego znaczenia. Szkoda, że tak przywiązałeś się do tego określenia "szokujący" i oceniasz obraz przez pryzmat reklamy, ale jest to uzasadnione.
"Płynące wieżowce" zrobiły na mnie wrażenie. Uważam, że film broni się od strony wizualnej, zdjęcia są dobre, choć nie grzeszą oryginalnością, nie da się ukryć, że polski Dolan (mój boże) jest wdzięcznym i chłonnym widzem.
Gra aktorska też mi się podobała: Marta Nieradkiewicz wiele wyciągnęła z naprawdę oszczędnie napisanej postaci. Banasiuk również dobry, natomiast Gelner znowu nic nie pokazał. Broni się chyba tylko głosem, ale ekspresji w nim nie ma żadnej. Scenariusz sam w sobie pewnie nijaki, natomiast film ma klimat, i teraz pytanie, kto ten klimat czuje. Ja czuję. Nie nudziłam się przez moment, nawet podczas długich scen, kiedy bohaterowie tylko wymieniają się spojrzeniami. Odbierałam to napięcie między nimi. W gruncie rzeczy film swoją siłę (lub jej brak) tworzy na emocjach. Właściwie nic interesującego w nim nie ma oprócz emocji, bo historia ckliwa, fabuła dojmująco prosta, zakończenie banalne ( ale chyba każde by takie było). Rzecz tkwi w tym, czy widz te emocje (tworzone przez bohaterów i obrazy) odbiera, czy zupełnie nie. Ja odbieram, mnie konstrukcja filmu ujęła.
Oczywiście nie zamierzam nikogo przekonywać, chciałam tylko odpowiedzieć na Twoje rozmyślania :)
No nie, bo mowa jest nie o płonących ale o płynących wieżowcach. Podpowiem ci - w filmie żaden wieżowiec nie płynie.
bo najlepsze w tym filmie było co ? .... reklama medialna. Jaki on szokujący ..... a w prawdzie niektóre momenty były nie do strawienia, i bynajmniej nie te intymne.
Dla mnie ten film trudno jest zakwalifikować do kategorii LGBT. To bardziej ckliwa opowiastka o heteroseksualnej lasce, która przeżywa tragedię związaną z odkryciem biseksualnej strony swojego chłopaka. Od strony homo mało tu zostało opowiedziane, a jeszcze mnie pokazane. Odważne sceny hetero, a zarazem dyskretne homo w filmie "gejowskim" to jakaś totalna porażka. Reżyser chciał chyba zrobić film przyjazny dla ogółu polskiego społeczeństwa nie wziąwszy pod uwagę, że katoprawicowcy i tak omijają szerokim łukiem tego typu produkcje, zaś dla widza nie mającego kłopotu z homoseksualnością innych i wręcz obeznanego z paroma tego typu produkcjami zachodnimi, Płynące Wieżowca to nieudana próba podejścia do tematu, w dodatku próba dokonana na plagiacie scen z kilku zagranicznych produkcji. Z tym filmem jest zasadniczy problem, a mianowicie jest on reklamowany jako LGBT no i ten plakat. Totalne zwodzenie widza.
Polskie środowisko filmowe to banda lewaków i stąd te nagrody. Smutny jest fakt, że wystarczy zrobić film o gejach, by zdobyć uznanie krytyków. Już nikt nie patrzy na denną grę aktorską, tradycyjnie niesłyszalne dialogi, kiepskie zdjęcia, brak jakiejkolwiek dykcji u młodych aktorów itp. Poza tym cała historia jest przedstawiona w sposób niesamowicie sztuczny i właściwie od początku człowiek jest obojętny wobec tego, co się dzieje na ekranie.