Z niedowierzaniem piszę ten tekst ale po raz ostatni zaufałem ocenie filmwebu jeśli chodzi o film.
Cała historia pięknnna ale wzięta z sufitu i najpiękniejsza w tym wszystkim oczywiście Hilary Swank. Amerykanie już tak przywykli, więc aktorka grająca Phoebe z Friendsów musi oczywiście grać zakręconą świruskę. Tutaj oczywiście nie bez sensacji pod tym względem.
No i oczywiście scenariusz miejscami przypomina kolosa na glinianych nogach. Kolos dosłownie. Od jakiegoś czasu wyczuwam w kinie amerykańskim brak takiej jakiejś ważnej warstwy w filmie która powinna łączyć wszystko w jedną całość. Niestety wielu filmom jej brakuje. Czasem ta warstwa nazywa się "sens" "rzeczywistość" "realność" "emanacja spójności" "miodność" "porywanie widza" "coś"
Dobra nie nudzę więcej bo mi się nawet w tym temacie nie chce.
Dla wszystkich zawiedzionych kinem amerykańskim i Hollywood
polecam filmiki krótkometrażowe jakie ludzie kręcą na YOUTUBE. można naprawdę się zdystansować.