Nie bardzo rozumiem, co Wam się tak podoba w tym filmie.
Historia o egocentryczce, która nie potrafiła się cieszyć życiem u boku męża, dopóki ten nie umarł, pozostawiając po sobie listy, które cudownie odmieniły jej życie.
Może moja wypowiedź daje sarkazmem, ale uważam, że fabuła nie jest w najmniejszym stopniu przekonująca.
Otóż, uważam, że jeśli jej mąż był taki wspaniały, to czemu za życia nie nauczył jej być sobą? Pomijając fakt, że dziewcyna jest kompletną ofiarą losu.
Łzawa historia.
Świński amerykański humor.
Przyjemne zakończenie.
5/10.