Film jak film, jeden z wielu. Ani nie wzrusza nadmiernie, ani nie porusza, trzewi nie wyrywa, ponadczasowych prawd nie odkrywa. Ogląda się nienajgorzej, bo został przyzwoicie zrobiony i zagrany, ale żeby zaraz wzdychać i przeżywać? Doprawdy nie ma czego. Z punktu widać te tony lukru, czyli produkcja tak zwana masowa, na jakąkolwiek szczerość nie ma co liczyć. Typowe, komercyjne, tak zwane kobiece kino. Plastikowe emocje i papierowe postacie. Dobre na wieczór, pewnie, ale wylatuje z głowy szybciej niż zdążą przelecieć napisy końcowe...