dla mnie było to wtedy gdy Holly czytała list o Gerrye'go będąc u jego rodiców.. on opowiadał jak sie spotkali i jak sie w niej zakochał .. mmm.. cos pięknego..
i jeszcze scena w której Holly przybiega do matki żeby się jej wypłakać.. no tu muszę przyznać poryczałam sie na maksa..
Żal ściskał gardło przez cały film. Bardzo smutny, choć daje nadzieję. Na pewno na długo zostanie w mojej pamięci...
Mówi o trudnych sprawach - i dobrze - ktoś musi.
Najbradziej wzruszająca scena? Jak Holly wróciła do domu, postawiłą urnę i zaczęła dzwonić do Gerrego, do jego pracy...
Świetny film, miałem trochę inne oczekiwania, że będzie bardziej wzruszający, ale i tak dobry film ;)
Mnie też wzruszyła właśnie ta scena... dzwoniła do niego na komórkę tylko po to, żeby usłyszeć zdanie, które on wypowiadał tak niedbale, tak zwyczajnie... dla niej to jedno zdanie znaczyło tak wiele...
Druga scena, na której płakałam jak bóbr to piosenka Holly na karaoke "Love you till the end" - piękna piosenka!
Wzruszające też były fragmenty jak Holly zapalając i zgaszając swoją nową lampkę nocną przypominała sobie Gerry'ego lub ten gdy siedziała sama w domu, ubrała się w ciuchy Gerry'ego i śpiewała piosenki o tym, że facet ją opuścił... film jest bogaty w takie sceny, na których można płakać.
Bardzo mi się podobał i z chęcią nie raz do niego wrócę, bo choć to film o śmierci ukochanej osoby, to jednak daje jakąś nadzieję i pozwala śmiało patrzeć w przyszłość.
Film świetny ale jedna rzecz mi nie pasuję a dokładnie aktorzy. Tzn według mnie Jeffrey Dean Morgan powinien grac Gerrego a Gerard Butler powinien grac Wiliama.
Jeffreya znam z Chirurgów gdzie grał rolę Dennego i umarł przez pomyłkę swojej narzeczonej... Oświadczył się jej a godzinę później już nie żył
Ja już prawie tam ryczałem :(
No i wydaje mi się że lepszy byłby Morgan w roli Gerrego :P
Dla mnie cały czas chciało się płakać. Jak czytała jego listy, jak go sobie wyobrażała. Jak tęskniła...
http://www.youtube.com/watch?v=4jefKrwIgsA&feature=related
Ten moment był bardzo wzruszający. Chociaż płakałam przez cały film... ;) i nie mogę stwierdzić, który był najbardziej ckliwy...
ja wyjątkowo po raz pierwszy zdecydowałam się na tego typu film, żeby obejrzeć go z chłopakiem i może dlatego, że nie skoncentrowałam się na nim w 100% (przeszkadzała nam burza i telefony w czasie filmu)... sadzę, że gdybym oglądała ten film sama popłakałam się w którejś z wcześniej wymienionych przez przedmówców scen, a tak to popłakałam się na koniec filmu, już na napisach, ale za to wypłakałam się w rękaw mężczyzny, którego kocham i który mnie kocha i dlatego rozumiem jak ważne i potrzebne było to, że Gerry "zaopiekował się" Holly również po swojej śmierci, zmagając się z chorobą zadbał jeszcze to by po jego odejściu jego żona odczuwała jego obecność, to że jest przy niej zawsze... ta przeogromna miłość wzruszyła mnie najbardziej...
FILM JEST GENIALNY!!!