Film jest świetny. Szkoda, że w prawdziwym życiu nie jest tak, że Cię ktoś prowadzi za rączkę. Ze śmiercią bliskiej osoby musi sobie każdy poradzić sam.
Kiedy oglądałam film naprawdę czułam jej ból - od niedowierzania do rozpaczy. W niektórych filmach, w których jest wątek śmierci lub tylko rozstania aktoreczki użalają się nad swoją postacią, nie chcą się uśmiechnąć i każdy obchodzi się z nimi jak z zepsutym jajkiem (por. "Sex w wielkim..." dla tych którzy przetrwali do momentu wyjazdu do Meksyku). A Holly nie chce umrzeć - ma nadzieję, że to tylko sen. Chce żyć - tylko z Nim. Fajna opowieść dla tych, którym się wydaje, że świat się skończył. Naprawdę nie dzieje się nic, aż do końca. Żyć można bez wszystkiego, czego się potrzebuje. Nawet jeśli jest to Gerald Butler.