Jak to możliwe, że film jest wszędzie opisywany jako historia o miłości, skoro nie ma w nim pokazanej prawdziwej miłości? Bo na pewno nie jest ona wtedy jak kobieta kilka miesięcy po śmierci 'ukochanego' męża nie jest wcale taka załamana, wychodzi na imprezy, zdradza go z jego najlepszym przyjacielem, a na końcu mówi, że może znajdzie jeszcze 'nową miłość'. To słowo jest chyba źle interpretowane we współczesnym świecie. Film beznadziejny!
Zgadzam się z tinkachillout, film pozostawił we mnie głęboki niesmak i niechęć do otaczającego mnie świata.
Interesująca wypowiedź. Może masz rację, że nie jest to film o miłości podając te argumenty, ale jest tak stworzony, że wrażenie jest zupełnie inne.
Na pewno film pokazuje nam jak bardzo Gerry kochal Holly. Znal ją na pamięć, wiedzial, jak postąpi, kiedy on odejdzie. Zostawil listy i kazal jej robić to, co tam bylo napisane. Może tu bardziej chodzi o niego, o jego dowód milości. Na filmie pokazane bylo też jak bardzo Holly to przeżywala, nie bylo jej przecież latwo... "kobieta kilka miesięcy po śmierci 'ukochanego' męża nie jest wcale taka załamana, wychodzi na imprezy, zdradza go z jego najlepszym przyjacielem, a na końcu mówi, że może znajdzie jeszcze 'nową miłość'." - to wszystko bylo zawarte w listach. No ale każdy ma prawo do wlasnego zdania. :) Osobiście uważam, że film jest dobry, ale nie pokazuje tego w tak dobry sposób jak książka!
zgodzę się z przedmówczynią o pięknym avatarze. (: czy w filmach wszystko musi być pokazywane wprost? (; trochę wyobraźni i szerszego zrozumienia. polecam książkę!
Bredzicie smutne kobiety. Film aż do obrzydzenia przerysowany. Słaba gra aktorska Hilary Swank. Jej postać jest wybitnie nieautentyczna. Z jednej strony przesadna, mało wiarygodna żałoba - z drugiej ukazanie, że tej kobiecie nie tyle brakowało ukochanego mężczyzny, ale porządku i rutyny w życiu. Załamanie, gdyż jej świat zupełnie się zmienił i użalanie się nad sobą.
I kolejny błahy morał w stylu cieszcie się życiem, jest ono takie krótkie i gaśnie jak zapała. I tym podobne banały.
Dziękuję. Postoję.
Po pierwsze 'kilka miesięcy' - no własnie. Czy po śmierci męża Holly miała przez całe swoje życie chodzić załamana, a najlepiej w ogóle nie wychodzić z domu? Kiedyś trzeba wziąć się w garść. Poszła na imprezę bo taka była 'instrukcja' ;) A co do nocy spędzonej z przyjacielem byłego męża,no cóż. Myślę, że gdyby wiedziała kim on jest to postąpiłaby inaczej, zresztą, nawet jeśli nie to co? Ma prawo robić co chce. Uważam, że film wcale nie jest przerysowany. Jest taki prawdziwy, nie wspominając o tym jak bardzo wzruszający :) Może pod koniec troszkę się dłużył, ale warto go obejrzeć tak czy tak!