Podobno filmu kultowe od zwykłych kinowych zapychaczy odróżnia to, że nawet po latach fascynują równie silnie, co w dniu swojej premiery. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy film obejrzeć, czy nie - niech spojrzy na tematy - oceny od skrajnego zachwytu i fanatycznego wręcz uwielbienia, po głosy nawołujące do gromienia za pomocą wideł i wody święconej - to świadczy tylko o jednym: film wzbudza emocje, a tym samym spełnia podstawowe kryterium predysponujące go do miana "kultowego" (za kilka ładnych lat).
Wielokrotnie pojawiały się zarzuty o rozbieżności fabuły filmowej i literackiej: główny bohater jest "za przystojny", "wzbudza uczucie sympatii", "nie jest wystarczająco odrażający", "brak wątku fascynacji erotycznej ojca córką" itd. itd...
1) Pamiętajmy o prawach jakimi rządzi się film - skróty są wymagane, zarówno czasowe, jak i fabularne. Konieczne jest obcinanie wątków pobocznych, o niewielkim znaczeniu dla całości opowieści - inaczej wypadałoby do kina zabierać śpiwór,termos kawy i masażystę.
2) To co dopełnić może nasza wyobraźnia podczas lektury, w przypadku filmu musi zostać sugestywnie "zobrazowane", co samo w sobie jest nie lada wyczynem.
3) "Uczłowieczenie" bohatera, nadanie mu cech pozwalających widzowi identyfikować sie z nim w choćby minimalnym stopniu, niesamowicie sprzyja atmosferze filmu: widz przeżywa większy szok, kiedy zdąży się już do danej postaci przywiązać,szczególnie jeśli jest niedwuznaczna moralnie - bohater nagle przekracza cienką granicę, jaka istnieje pomiędzy geniuszem, a szaleństwem i nasze własne poczucie moralności zaczyna nas osaczać - można dalej współczuć, czy być zafascynowanym człowiekiem, który powodowany egoizmem gwałci wszelkie normy społeczne i kulturowe? Czy można mu współczuć, a jednocześnie go NIE usprawiedliwiać?
Czy brzydota wewnętrzna może wzruszać, fascynować, niepokoić? Do jakiego stopnia jesteśmy w stanie tolerować zachowania będące odchyleniem od normy? <- Odp. na te pytania powinny być sprawą indywidualną i nie mam prawa do narzucania komuś swojego zdania.
Od siebie dodam, że sporo czasu minęło, od momentu, w którym widziałam tak udaną grę aktorską - oby Ben Whishaw kontynuował karierę, z równym powodzeniem - bo bez niego ten film by nie istniał i nie zasługiwałby na połowę uwagi, którą poświęca się mu obecnie.
Polecam.