Bardzo ciekawy film o pewnej rodzinie, którą dotyka tragedia - na zawsze tracą ojca i męża. Conor po udarze nie jest już tym samym człowiekiem i praktycznie już nigdy nie będzie. To jak radzi sobie z sytuacją bohaterka - starając się zachować normalność, równowagę i trzymać w ryzach cały dom i wychowanie dzieci - jest imponujące. Problemy dorastającego syna i walka o uwagę młodszej córki, dają o sobie znać. Na domiar wszystkiego do ich domu przyjeżdża amerykański naukowiec Ted, który bada niespotykany medyczny przypadek Conora. Ale żeby nie było łatwo, każdemu jest ciężko i każdy ma swoje potrzeby. Vanetia potrzebuje wsparcia, odciążenia...do tego potrzebuje czuć się jak kobieta, żona i kochanka, a Conor nie jest już w stanie jej tego dać. Potrzeby dzieci są również coraz bardziej widoczne - potrzeba posiadania ojca, jego akceptacji, rady, ochrony. Potrzeba Conora żeby wrócić do swojej rodzinnej społeczności, do codziennego funkcjonowania niezależnie od swoich nowych ułomności. No i potrzeby Teda, która na dwa miesiące staje się stopniowo członkiem rodziny i substytutem ojca - co przez fakt na jego ogromną samotność, zaczyna mu odpowiadać.
I te wszystkie umotywowane uczucia, które rodzą się między 5 ludzi, sprawiają, że ogląda się naprawdę z zaciekawieniem. Można wyzbyć się zbędnych ocen, przez chwilę zastanowić się ,,co bym zrobił/a na miejscu tego bohatera", można zadać sobie wiele pytań dotyczących wartości, miłości i odpowiedzialności za siebie i innych. Lubię takie kino, a jeśli do tego jest dobre, to już nawet BARDZO LUBIĘ :)
Polecam
A koniec filmu jest w punkt, bardzo podoba mi się taka końcówka, samo życie.
Zaintrygowało mnie Twoje tego filmu opisanie, więc chyba popatrzę na ten obraz. Jedna tylko, choć wagi ciężkiej, uwaga; piszesz - rodzina na zawsze traci męża, a zaraz potem - po udarze nie jest już tym samym człowiekiem... Więc co, dla niego to nie jest tragedia? Dziwny tok rozumowania prezentujesz (niestety, typowy dla kultury śmierci i odrzucenia). Coś jest nie tak, gdy ubolewasz m.in. nad erotycznymi potrzebami żony, których nie może, a jakże, spełnić sparaliżowany mąż. Czy wiesz, kobieto-kocie, że traktujesz tego faceta jak rzecz, dla której ostatecznie można się poświęcać... Ale czy warto? Spróbuję odpowiedzieć, gdy zobaczę ten film.
Chyba nie zrozumiałeś/łaś mojej wypowiedzi, skoro spłaszczyłeś/łaś ją do traktowania przeze mnie ,,tego faceta jak rzecz, dla której ostatecznie można się poświęcać". Proponuję obejrzeć film, jeszcze raz przeczytać co napisałam i napisać coś, co nie będzie na siłę wyszukiwaniem podjazdów i analizą toku rozumowania.
Niestety, to Ty nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi. Takiego chorego niemal wszyscy traktują jak rzecz: rodzina, sąsiedzi, koledzy i koleżanki, urzędy, politycy, większość artystów, przy czym nikt się do tego, oczywiście, nie przyzna. Przepraszam za wycieczkę osobistą...