PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=125970}

Palindromy

Palindromes
6,8 3 509
ocen
6,8 10 1 3509
6,9 10
ocen krytyków
Palindromy
powrót do forum filmu Palindromy

Aviva ma 13 lat i właśnie 'stała się' kobietą. Teraz może w końcu zrealizować swoje odwieczne pragnienie posiadania wielu, wielu dzieci, które mogłaby obdarzyć miłością. Natychmiast też przystępuje do realizacji swego marzenia wpadając w niezdarne ramiona pierwszego napotkanego chłopaka. Judah nie jest ani urodziwy ani specjalnie wyrobiony seksualnie, ale ślepakami nie strzela. Pięć sekund i Aviva została zapłodniona. Radośnie wybiera imię dla dziecka, ćwiczy karmienie i tulenie. Niestety jest jeden szkopuł: jej rodzice zupełnie nie podzielają jej spojrzenia na sytuację. Zamiast porodu proponują, a raczej wymuszają aborcję. Ta kończy się nieszczęściem - Aviva zostaje pozbawiona macicy (pozbawiona zostaje tej wiedzy i dalej żyje w przekonaniu, że jej marzenie się jedynie odwlekło w czasie). Wymuszona aborcja niezbyt dobrze wpływa na relacje między Avivą a jej rodzicami, co kończy się jej ucieczką z domu i baśniową wędrówką po świecie pełnym dziwów, jak choćby ślamazarny acz nie pozbawiony uczuć pedofil Joe.

Po tym opisie można by dojść do wniosku, że "Palindromy" to film o dzieciach rodzących dzieci, pedofilii i szerzej: o dziecięcej seksualności. To prawda, to także jest tematem filmu. Solondz jak zwykle wykreował bohaterów, którzy są niezwykle niejednoznaczni. Pedofil wcale nie jest diabłem wcielonym, co więcej pomiędzy nim a dziewczyną rodzi się uczucie, spaczone, chore, infantylne, ale jednak prawdziwe i mocne, odczuwane z wielką siłą przez Avivę (nota bene rówieśniczką słynnej Julii). To również obraz rodziny, pozornie kochającej się, a jednak całkowicie pustej i pozbawionej możliwości wzajemnej komunikacji. Pozostają tylko własne uczucia, własne pragnienia, prze pryzmat których to można dopiero zacząć obdarzać innych 'uczuciami'. Jest to jednak tylko wierzchnia warstwa, za którą kryje się prawdziwa opowieść. Ta niestety jest niezwykle przygnębiająca, a klucz do niej kryje się w samym tytule filmu. Otóż Solondz na przykładzie Avivy, której historię opowiada cały szereg aktorek (plus jeden aktor), prezentuje nam obraz człowieka jako istoty niezmiennej i zdeterminowanej w swym bycie tu na ziemi. Zmieniać się może fasada. Jak to powie Mark, jeden z bohaterów filmu: można stracić na wadze, można przytyć, można się zestarzeć, można zmienić płeć - to wszystko są tylko zmiany pozorne. W głębi duszy, to, co kształtuje nasze "ja" pozostaje niezmienne, dyktując nasze zachowania zawsze i wszędzie podług tego samego wzorca. I tak Aviva we wszystkich swych wcieleniach odbywa tę samą obsesyjną i skazaną na porażkę podróż ku macierzyństwu. Podobnie i inni bohaterowie na zawsze pozostają ograniczeni pewnymi schematami zachowania. To sprawia, że prawdziwa komunikacja z drugą osobą jest w rzeczywistości niemożliwa. Człowiek nie potrafi zrozumieć innego człowieka inaczej jak tylko przez pryzmat własnej osoby, własnych schematów postrzegania i interpretowania świata. To niezwykle depresyjne spojrzenie na świat, które Solondz pokazuje bez ogródek, bez ubarwienia, a przez to prowadzi do groteskowych, zabawnych wręcz sytuacji. Przez to ten film jest niewygodny, bo też dziwnie jest śmiać się z sytuacji i zdarzeń, które przecież powinny szokować, oburzać, wzbudzać wzruszenie, smutek i tym podobne uczucia.

"Palindromy" Solondza to film niezwykły, który skojarzył mi się z dwoma innymi obrazami: "Orlando" i "Big Fish". Jak w "Orlando" mamy tę samą osobę w zmienionych kształtach. Ciało, fizjonomia jest tutaj jedynie nośnikiem osobowości, lecz nie definiuje jej. Aviva jako chłopak nad rzeką czy jako rudzielec a nawet jako Murzynka pozostaje sobą, nie ma tu jakiegokolwiek dysonansu. Z "Big Fish" łączy film Solondza ta sama idea wędrówki przez baśnie, te wszystkie baśnie o małych dziewczynkach, którym przydarzają się różne dobre i złe rzeczy. Tworzy to razem obraz niezwykły, magiczny i intrygujący. Zmuszający do refleksji i zastanowienia się nie tyle nad problemem młodocianych matek i aborcji ile raczej nad tym, kim jesteśmy i na ile wolni jesteśmy w naszych działaniach. Pełen ironii, nieco cyniczny, zabawny i intrygujący film Solondza nie jest jednak filmem perfekcyjnym. Przede wszystkim zraziła mnie końcówka i postać Marka, która okazuje się profesorem wykładającym nam prawdę o filmie. Jego wyjaśnienia wydały mi się zupełnie zbędne, powinno było wystarczyć tylko to, co powiedział wcześniej na temat tego, czym są palindromy. Jeśli jednak pominąć tę zaskakującą skłonność do łopatologii, muszę przyznać, że "Palindromy" są filmem niezwykle interesującym i pobudzającym do myślenia. Jeszcze tylko jedna uwaga na sam koniec: lepiej nie oglądać tego filmu będąc w dołku, zdecydowanie nie wpłynie na poprawę nastroju.

ocenił(a) film na 10
torne

Nie powiem - imponująca wypowiedź. Niemniej jednak wydaje mi się, że zatrzymałeś się tylko na jednym poziomie tej historii. Chyba za bardzo poszedłeś po linii wyjaśnień filmowego Marka. Oczywiście - to "przesłanie" jak najbardziej zawarte jest w filmie (co zdaje się potwierdzać chociażby tytuł filmu, czy imię głównej bohaterki). Czy nie sądzisz jednak, że to bardzo nie w stylu Solondza tak "łopatologicznie" wykładać kawę na ławę? A może to tylko pewna "przykrywka", może i tę wypowiedź należy wziąć w nawias? Solondz po raz kolejny pokazuje różne prawdy o człowieku i życiu i z KAŻDĄ polemizuje, i KAŻDĄ potwierdza. Nie robi tego jednak w duchu jakiegoś radykalnego relatywizmu. Ja jego filmów (także i tego) nie odbieram aż tak pesymistycznie jak ty. Przez ten cały sztafaż ironii i cynizmu, dylematu i dystansu, karykatury i baśniowości przebija jedna prawda - że człowiek jest tym, który szuka. Szuka czy to szczęścia, czy miłości, czy... Solondz nie daje gwarancji sukcesu tych poszukiwań. Ale też nie neguje ich sensu. Bo może w samym poszukiwaniu jest już sens? Może to świadczy o naszym człowieczeństwie?
Nie wiem - to tylko takie moje skromne refleksje tak na marginesie.

ocenił(a) film na 8
snoopy

Oczywiście, że skoncentrowałem się na jednym aspekcie filmu - na tym jego wymiarze, który wydał mi się osobiście najbardziej ciekawy, intrygujący, ważki. Dla mnie właśnie koncentrowanie się na temacie religijnego fanatyzmu, aborcji czy nastoletnich ciąży to przejaw powierzchownego patrzenia na film (a taki zdaje się być powszechny odbiór "Palindromów"). Solondz opowiada o człowieku wybierając do tego specyficznych bohaterów i osadzając ich w specyficznych sytuacjach, lecz interesuje go natura ludzka a nie owe 'specyfikacje'. W tym względzie masz rację, że Solondz pokazuje różne prawdy i fakt, trudno to nazwać relatywizmem. Trudno jednak przejść obojętnie nad faktem, że tytuł, wyjaśnienie Marka i zewnętrzna zmienność bohaterki składają się na jedną całość. Dlaczego zostało to tak łopoatologicznie wyłożone przez Marka? Oczywiście można na to znaleźć wiele odpowiedzi. Zapewne kryje się za nią drugie dno, być może jest to także część determinizmu genetycznego, że choć niepotrzebne, niewłaściwe, zachowanie to jednak ma miejsce... kto wie?

Faktem jest, że motywem przewodnim "Palindromów" jest poszukiwanie. I tu zgodzę się, że to poszukiwanie jest elementem tego, co nazywamy człowieczeństwem. Jednak Solondz idzie dalej pokazuje nie tylko sam proces poszukiwania ale również to, jak człowiek radzi sobie z faktem niemożności odnalezienia... i znów pewnie powiesz, że patrzę na to pesymistycznie, lecz przecież w filmie nie ma ani jednego bohatera, którego poszukiwania zostają zakończone sukcesem. Zamiast tego mamy kompromisy (matka Avivy), zadowolenie się namiastką celu (Matka Sunshine). Poszukiwanie przynosi wiedzę, nawet mądrość (sama Aviva), lecz proces nie kończy się odnalezieniem tego, czego się pragnie. I tu też można odnaleźć przewrotność Solondza, bo przecież cel, marzenie Avivy było niezwykle infantylne, prymitywne wręcz można by rzec. Zatem cel być może nigdy nie jest ważny, lecz to czy zdobędziemy mądrość czy też pozostaniemy ignorantami.

ocenił(a) film na 10
torne

Tak więc denerwują mnie twoje grafomańskie wpisy, nie żebym chciał żebyś skończył karierę, przynajmniej styl. Aż dziw bierze, skoro pojawia się tyle razy mark, to jakoś nie powiązujesz faktów, że na końcu okazuje się pedofilem, a dawn, która popełniła samobójstwo, była w ciąży.

ocenił(a) film na 8
galopujacy_jelen

Pararela jest aż nazbyt oczywista i dlatego o niej nie wspominałem, gdyż dla mnie istotna wydaje się ona jedynie ze względu na osobę trzecią, której nie wymieniłeś, a która tak po prawdzie decyduje o różnicy w zakończeniu Avivy i Dawn. Dla mnie to jednak szczegół i nie to mnie w filmie najbardziej zainteresowało

ocenił(a) film na 10
torne

Masz rację, pisząc, że Solondz skupia się na tym, jak człowiek radzi sobie z faktem niemożności odnalezienia - do tych przykładów, które podałeś, można by jeszcze dorzucić Dawn, która też szukała akceptacji i w końcu kończy tak, a nie inaczej (choć nie z własnej winy). Nie zgodzę się jednak z twierdzeniem, że "marzenie Avivy było niezwykle infantylne, prymitywne wręcz można by rzec". Jej marzenie miało głęboki sens. Dlaczego tak rozpaczliwie chciała mieć dziecko? Sama to mówi w scenie, w której ją poznajemy: "bo to jest sposób na to, żeby zawsze był ktoś kogo można kochać!" Może i jest w tym coś infantylnego, niemniej jednak przecież to chyba najgłębsze pragnienie ludzkiego serca: "Kochać i być kochanym". Polemizować można co najwyżej ze sposobem realizacji tego pragnienia. A jest ono widoczne w mniejszy lub większy sposób niemal w każdej postaci z filmów Solondza.

A tak po zastanowieniu - masz chyba rację, Torne zwracając uwagę na pesymistyczną wymowę "Palindromów". Pozwoliłeś mi uświadomić sobie, że filmy Solondza są coraz to bardziej pesymistyczne. O ile "Witaj w domku dla lalek" nie miał jednoznacznie negatywnego finału (taki tragiczny koniec Dawn pojawia się właśnie dopiero w "Palindromach"), a "Happiness" kończy się wręcz "uszczęśliwieniem" jednej z postaci (choć scena to bardzo przewrotna), to już uśmiech i nadzieja Avivy w ostatnim ujęciu "Palindromów" wynika z nieświadomości swojej beznadziejnej sytuacji. A cóż to za szczęście oparte na złudzie? A więc zgodzę się z tym, że "Palindromy" są filmem pesymistycznym – nie tyle jednak, z tego powodu, że człowiek jest jakoby "robotem genetycznie zaprogramowanym" i niezmiennym, ale dlatego, że ukazuje bezcelowość naszych poszukiwań. A czy już osobiście zgadzamy się z tezą reżysera, to całkiem inna sprawa.

ocenił(a) film na 7
torne

No właśnie, trudno się trochę odnieść do filmu i zakończenia, może z tym pesymizmem - to jednak trochę przesada, może chodzi tylko o to, żeby nauczyć się dostrzegać różne odcienie szarości, bo my sami, tak jak główni bohaterowie, też jesteśmy jakoś uwarunkowani (nie tylko genetycznie, ale też poprzez wychowanie, bagaż doświadczeń) i nie jesteśmy doskonali. Uwarunkowani - nie znaczy skazani, ale brak zrozumiania dla pewnych odmienności powoduje, że wielu ludziom - właśnie inni nie dają szans na szczęście. Taki ogólny wniosek, który tak ostrożnie można wysnuć z filmu - żeby weryfikować obiegowe wyobrażenia zależnie od sytuacji.

Film jest przemyślany, wymaga jednak dystansu, i z powodu prowokacji, jakie zawiera, i trzeba pamiętać, że to prezentacja własnego widzenia świata, bo jeśli tą przemowę w końcówce przyjmuje się jako objaśnienie do filmu, to mamy łopatologię, a tak - to tylko szczerość osobistej wypowiedzi (reżysera o sobie?), więc można to zaakceptować.

Aviva ma swoją wizję szczęścia, dążenie do szczęścia to chyba najbardziej naturalne prawo człowieka, ale ponieważ ma ona 12 lat, jej marzenie nie może być zaakceptowane przez matkę.
Ale to chyba jest taka prowokacja reżysera, w filmie wydaje się czasem, że Aviva jest bardziej dorosła, niż jej matka, nie jest typową nastolatką, i w rezultacie matka wyrządza jej większą krzywdę, niż pedofil.
Wątek pedofilski też nie jest jakimś przekonującym obrazem, to jakby powtórzenie "Lolity", ale z inną Lolitą, nieoczekiwanie pojawia się para, która mogłaby być szczęśliwa razem, ale znowu jest nie do zaakceptowania przez ogół, więc zamiast szczęścia - za podszeptami sekty mamy Sunhine dochodzi do kolejnej tragedii.
Czyli w obu przypadkach brak akceptacji prowadzi do dramatu, ale sytuacje te są bardzo nietypowe.

Jeśli film budzi emocje, to głównie negatywne, dlatego zachęca raczej do refleksji, niż do "przeżywania" (zmiana aktorów grających Avivę utrudnia widzowi "przywiązanie się" do niej) - no, refleksji budzi wiele. W jakimś sensie oryginalne kino.

ocenił(a) film na 10
mona_4

jeśli ktoś czytał Nowy wspaniały świat Huxley'a, to wie dlaczego tu to wklejam

galopujacy_jelen

Imponująca dyskusja. Właśnie obejrzałem film i podpisuję się pod tym obiema rękami. Dobrze, że są ludzie, którzy dostrzegają w tym filmie coś więcej niż tylko historię o aborcji.

Dotychczas widziałem tylko pierwsze dwa filmy Solondza i w związku z tym, że jego dwa późniejsze obrazy odniosły znacznie mniejszy sukces, spodziewałem się również pewnej obniżki formy. Nic z tych rzeczy - to jest wciąż ten sam Solondz. Fantastyczny był też pomysł odtworzenia Avivy przez wiele osób.

I może wykład Marka był rzeczywiście troszkę łopatologiczny, ale życzyłbym sobie takiej łopatologii we wszystkich amerykańskich filmach. Według mnie nie ujmuje to w niczym wartości "Palindromów".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones