Fabuła jest w sumie prosta, ale przesłania nie widzę. O CZYM w sumie był ten film? Ktoś napisał że zmusza do głębokich przemyśleń. Jakich? Nad czym? Według mnie to nie jest film o pedofilii ani aborcji. Te tematy się wplatają w film, ale nie są jego sednem. Więc co jest? O co chodzi? O czym mam myśleć po skończeniu filmu?
Ogólnie mi się podobał, przyjemnie się go oglądało, ale żadnego przesłania filmu nie zauważam.
A kto powiedział, że film musi mieć "PRZESŁANIE"?
Jeśli jednak interesuje Cię treść filmu, polecam np. tę dyskusję: http://www.filmweb.pl/topic/500012/Cz%C5%82owiek+jako+robot+genetycznie+zaprogra mowany.html - na tym forum, zaledwie parę postów pod Twoim.
(sorki za brak polskich znakow)To nie jest film z czytelnym przeslaniem, zeby kazdy zrozumial, jak nalezy robic, a jak nie. Solondz zreszta sie w takie cos nie bawi. Ja to odbieram jako przerysowana krytyke spoleczenstwa. Film nie jest za, ani przeciw aborcji, ale przeciwko narzucaniu komus zwojej wizji swiata. Nam sie wydaje jak powinno byc i zmuszamy innych zeby sie podporzadkowali. Oczywiscie jesli mamy nad kims wladze. My mamy przeswiadczenie ze to co robimy jest sluszne. Wyklucza sie inny sposob myslenia, innosc. To sie u Solondza ciagle pojawia, ieprzystosowana jednostka.
Zastanawiam sie natomiast po co glowna bohaterke gra kilka roznych aktorek. Pozdrawiam
Dokładnie mnie również najbardziej zaciekawiło kilka aktorek odnośnie głównej bohaterki.Pozdrawiam.
Film ten krtukje społeczeństwo Amerykanów. Aborcja,,sex w młodym wieku...To prpblemy które sa omijane w filmach amerykańskich..Film głownie jednak mówi o aborcji, o której duzo sie mówi ale mało sie robi, przecież główna bohaterka nie chce sie jej podjąc.Reżyser pokazuje ze aborcja to zbrodnia!!! I to głowne przesłanie filmu...jeżeli ktos tego nie zauwaza to uwaza pewnie ze aborcja to nic strasznego,albo poprostu nie umie ogladac filmów!
do do pedoifilii, jezeli ktos ogladal to zauwazyl przeciez ze głowna bohaterka nie stawiala oporów,chciala sie odnalezc w chorym amerykańskim społeczeńswtie
A ja się nie zgadzam z tym, że przesłaniem filmu jest potępienie aborcji. Raczej pewna dezorientacja. Nieprzystosowanie jednostki. Problem - co jeśli dziecko zapragnie miec dziecko? Nie jest to prawidłowa potrzeba przecież. Nie jest typowa, czy normalna. Dziecko jest za młode by mieć dziecko, a jednak jednocześnie, czy można takiemu dziecku narzucać cudzy osąd, to jak powinno żyć, decydować za nie. To w sumie jest bardzo ciekawe, bo przecież taka dziewczynka nie jest nawet samodzielna, więc gdyby spełniła tą swoją zachciankę, to jedynie na zasadzie wykorzystania pomocy dorosłych - zazwyczaj swoich rodziców. Jakie więc własciwie ma prawo do tej zachcianki. Do obciążania jej konsekwencjami innych. Na ile jest świadoma tych konsekwencji i dlaczego nie chce po prostu poczekac paru lat, by jako dorosła osoba miec to dziecko. Co się stało, że nie wystarczają jej jak innym lalki, tylko chce mieć żywe dziecko i na ile naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, co to znaczy.
Aborcja w zasadzie nie jest tu złym rozwiązaniem, jednak jak zwykle w życiu zdarza się, że coś może pójść nie tak i dziewczyna może zostać przez nią okaleczona. I znowu pojawia się szereg pytań - np. na ile jej rodzice mają prawo namawiac ją do aborcji. Ktoś może powiedzieć, że nie mają prawa, ale z drugiej strony jakie z kolei ma prawo ta dziewczynka wymagać od swoich rodziców tego, by pomogli jej wychowywać to dziecko - zachciankę. Jest więc interakcja i wzajemne jakieś oczekiwania i pytanie na ile każda ze stron ma prawo do tych oczekiwań.
Jest oczywiście też poruszony temat aborcji, ale w sposób taki dość neutralny. Bo nie ma pokazanych jedynie jej złych stron, ale też złe strony ślepej i przesadnej walki z aborcją - walki prowadzącej do morderstw i tragedii. I jeszcze ta cała sekciarska rodzina - nie wypada zbyt pozytywnie z tym całym niby dobrym, pełnym miłości i Jezusa, ale jednocześnie zboczonym, podejściem do życia i jednocześnie nie pozbawionym okrucieństwa podejściem do lekarzy wykonujących aborcję.
Mamy więc przegięcie w jedną stronę i przegięcie w drugą strony. Zarówno w przypadku ludzi popierających aborcję jak i w przypadku tych jej przeciwnych mamy brak poszanowania dla cudzej decyzji, samostanowienia, a nawet dla cudzego życia.
Jeśli chodzi o to, dlaczego jedną postac grają rózne aktorki, to wydaje mi się, że chodzi o to, że ma to nam uświadomić, że niezależnie od wyglądu takiej dziewczynki, jej urody, tuszy, koloru skóry, może się jej cos takiego przytrafić. To taki zabieg pokazujący, że jest to postac symboliczna odzwierciedlające cały zbiór możliwych dziewczynek. Że to taka postac przedstawicielka. Nie tylko jedna dziewczynka, ale jakby historia o wielu dziewczynkach naraz choć na przykładzie jednej. Przy okazji przez użycie też tej otyłej murzynki jest jak sądzę nawiązanie do dziewczynki o imieniu Dawn, którą Aviva znała, która również zaszła w ciążę, ale się zabiła. Czyli przez moment Aviva reprezentuje tez właśnie tą Dawn, a w innych momentach filmu reprezentuje inne dziewczynki.
Bardzo dziwny i ciekawy film. Muszę jeszcze poczytać cudze komentarze, bo na pewno jest jeszcze wiele rzeczy, które mogą mi się dzięki temu uświadomić i na pewno jest dużo więcej wniosków, które można z tego filmu wyciagnąć.
Dzięki za link (naprawdę, bo to miły gest z Twojej strony), ale według mnie recenzja bardzo kiepska, bo prezentująca niezwykle powierzchowne podejście. Mam wątpliwości co do tego, czy jej autor cokolwiek z tego filmu zrozumiał, natomiast ciekawe jest dla mnie, że na takiej stronie jak gazeta.pl pozwala się na tak prymitywny sposób wypowiedzi. Nie przypominam też sobie, żeby Avivę grał w którymś momencie jakiś chłopiec.
No cóż recenzja nie mogła być zbyt długa, bo pochodzi z dodatku do Gazety Wyborczej : "Co jest grane", a napisał ją jeden z najbardziej znanych recenzentów w tym kraju Paweł Mossakowski. Też żałuję, że nie rozwinął wątku z graniem głównej bohaterki przez różne osoby. Ale co do tego, że główną bohaterkę gra przez chwile chłopiec to miał rację (chodzi o sceny w lesie). Chłopiec wygląda dość dziewczęco więc można tego nie zauważyć ;-) Recenzja jest dość pochlebna no i film dostał 4 gwiazdki czyli że warty jest obejrzenia. A co do słownictwa to inny recenzent Gazety Tadeusz Sobolewski, którego recenzje też bardzo cenię, jest z kolei oskarżany o przeintelektualizowanie, więc można powiedzieć że Mossakowski jest dla niego przeciwwagą :)
A tutaj jeszcze jedna recenzja: http://www.stopklatka.pl/film/film.asp?fi=20223&sekcja=recenzja&ri=3483
No, ale ta recenzja Mossakowskiego nie jest też wcale taka krótka. Swobodnie zdołałaby w tekście tej długości napisać trochę na temat faktycznego przesłania tego filmu, ale z tego, co pisze wynika, że raczej go po prostu nie dostrzega. A styl pisania jednak warto, żeby był na poziomie. W rozmowach ze znajomymi można sobie pozwolić na co się chce i ok, ale jak się pisze taki tekst, to powinno to brzmieć profesjonalnie.
Z tymże co do tego niezauważania głębi w filmach, to niestety jest dość powszechna przypadłość zawodowych recenzentów i dlatego lubię sobie poczytać wypowiedzi "zwykłych" widzów, bo często są o wiele ciekawsze i zapewniające o wiele lepsze zrozumienie czy zagłębienie się w symbolikę, przekaz itd. danego obrazu.
Moim zdaniem Solondz stawia teze ze ludzie zawsze koncza jak zaczeli, nikt nie jest w stanie tak naprawde sie zmienic. Mowi o tym Mark "Jesli cierpisz jako dziecko, tak samo jest wtedy gdy dorosniesz Mozesz schudnac opalic sie, powiekszyc sobie biust, ale to niczego nie zmienia. czy masz 13 lat czy 50, zawsze jestes ta sama osoba". Stad tez tytul "Palindromy" - konczymy tk jak zaczelismy. Ja osobiscie mam inne zdanie na ten temat, ale mysle ze wlasnie to rezyser chcial pokazac
Dlaczego Aviva grana jest przez różnych aktorów i zmienia imiona? Myślę,że ma to zwiazek z aborcją : nigdy nie dowiemy się, jak dziecko, które sie nie narodziło, wyglądałoby, miało na imię, jakiej byłoby płci. Dlatego istnieje, że tak powiem, szereg mozliwosci. Zauważmy tez, ze początki poszczególnych rozdziałow z imionami w tytule mają charakterystyczną dziecinna obudowe - rózowe tło, buciki i sukieneczka. A co do palindromów - Aviva jest jednak Avivą mimo, ze czasem nazywa sie Henrietta, czasem Dawn. Od początku do końca, tak jak palindrom, jest taka sama, mimo różnych aparycji jest sobą.
Myślę, że raczej chodzio to, co napisałam wyżej, ale głowy nie dam. Co do imion, to mówi, że nazywa się Henrietta, kiedy jest po aborcji i kiedy wie, że urodziłaby córkę. I nazwałaby ją Henriettą, bo nienarodzony syn jej matki miał miec na imię Henry. W pewnym momencie, kiedy uznaje, że nie musi się ukrywać, wyjawia swoje imię- tzn. mówi, że nie ma na imię Henrietta, a Aviva. Rozdziały nazywają się od imion poszczególnych gównych postaci o ile pamiętam, bo np. rozdział Mark skupia się głównie na Marku. Plansze mają symbolikę dziecięca, bo i taki jest cały motyw przewijający się w filmie. Nie zauważyłam, żeby w którejkolwiek części nazywano ją Dawn. Kiedy trafia do tej "sekty" jest grana przez otyłą murzynkę, ale kiedy z niej ucieka (czyli jest ta sama historia nadal) grana jest przez białą dziewczynkę. I tak samo na końcu chłopak w samochodzie podjeżdża po białą dziewczynkę, ale potem wysiada z niej ta czarna otyła. Nie sądzę, że ona ma być Dawn dosłownie, tylko raczej symbolizować jakąkolwiek dzieczynke, która może znajdować się w takiej sytuacji, niezależnie od koloru skóry, wyglądu itd. Aviva była jedną, Dawn, którą znała, była inną. Cos je łączyło - ta sama zachcianka, ten sam fragment losu, ale Dawn sie zabiła, a Aviva nie i film przedstawia historię Avivy. x nie równa się y, ale podobieństwa występują. Może to nawet właśnie poddanie pod zastanowienie, czy Mark ma rację i czy ludzkie życie faktycznie jest takim palindromem. (Bo one obie podobnie zaczynają, mimo to jednak inaczej kończą.) Z jednej strony myślę, że jest to przesada, a z drugiej strony faktycznie to, co sie przeżywa w dzieciństwie kształtuje nas i decyduje o tym, jakimi jesteśmy w życiu dorosłych. Więc może jednak jest w tym trochę prawdy.
I to jest bardzo ciekawa uwaga (wpis Ktorej_nie_bylo___ ), bo właśnie zastanawiałam się dlaczego akurat taki tytuł, ale masz rację, że chyba własnie o to chodzi. Ta wypowiedź Marka jest zreszta bardzo ciekawa. W sumie również niezbyt się z nią zgadzam, ale faktycznie skłania do myślenia i może cos w tym jest. No i na pewno jest to świetne nawiązanie do tytułu. Zwłaszcza, że w filmie to on własnie wcześniej tłumaczy znaczenie tego słowa. Dzięki, że to napisałaś.