Kino testoronowe z dobrych lat 90-tych: jest luz (niby na serio, a z pewnym luzackim mrugnięciem w stronę widza), brutalnie i dynamicznie ukazana przemoc, cycki (nawet potrójne), nutka makabrycznego humoru i zdrowego seksizmu, co pozwala choć na chwilę odreagować i oderwać się od sfeminizowanego współcześnie świata. Ja się przy tym filmie relaksuję, Verhoeven ma swój styl. To co, że to kino klasy B - ono też jest potrzebne ludziom.