Konstrukcja filmu jest dość prosta, ot starcie prostolinijnej uczciwości z korupcją i obłudą, doprawione sosem amerykańskiego patriotyzmu. To ostatnie zresztą wcale mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, legenda i ideały przyświecające ojcom założycielom zawsze mnie fascynowały. Ogólnie każdy film obnażający zepsucie demokracji przedstawicielskiej i ogólnie władzy, ma już w sobie pewną wartość. Obrazowi Capry można oczywiście zarzucać naiwną wizję świata, gdzie jednostka, dzięki uporowi i hartowi ducha, zwycięża w starciu z potężnym, zagnieżdżonym na szczytach władzy układem. Filmy z takim przekazem też są jednak potrzebne, szczególnie tak dobrze nakręcone, jak ten.
Aktorsko, jasnym punktem jest oczywiście obdarzony niesamowitą charyzmą James Stuart, choć chyba jeszcze większe wrażenie zrobiła na mnie fantastyczna Jean Arthur.
7/10 (zaznaczam, że nie widziałem "Pana z milionami")