Ciekawa rzecz mnie uderzyła, przeglądając amerykańskie box office'y.
Otóż ten szumnie zapowiadany film, Paranormal Activity, który rzekomo
kosztował zaledwie 15 tys. USD, zarobił od premiery w USA, czyli od
25.09. już trochę ponad 84,5 mln. Mówimy tylko o Stanach Zjednoczonych.
I na tym się napewno nie skończy, skoro film dopiero wchodzi do wielu
krajów, a kolejne weekendy w USA też są całkiem bogate. Więc jak do tej
pory jest to film, który ma największe w historii przebicie w stosunku
budżet/przychód, gdyż jeśli podzielić, na dzień dzisiejszy wychodzi, że
przychód jest większy o jakieś 5600 razy od budżetu Raczej nie ma
innego takiego filmu, albo coś pominąłem, ale chyba bym słyszał. Dalej
jest inny "przełomowy" horror, czyli The Blair Witch Project, co do
którego budżetu nie mam pewności (gdyż na dwóch znanych stronach jest
info o 35 lub 60 tys. USD), jednak pewne jest, że zarobił prawie 249
mln. Chociaż jeśli byłby to ten mniejszy budżet to byłoby to większe
przebicie niż nowy hicior, ale jak wspomniałem, tamten jeszcze nie
skończył. A jak powiedział klasyk, prawdziwy film poznaje się po tym jak
kończy. Chociaż ten jest sztuczny, niezbyt prawdziwy :)
I tutaj zastanawiające jest to, że dwa filmy na przestrzeni 10 lat o
podobnej tematyce i kampanii marketingowej osiągają taki sukces.
Paranormal Activity też jest zapowiadane na zasadzie filmu opartego na
pseudo faktach, nakręconego quasi-realistycznie, czyli tak naprawdę
amatorsko, podobnie jak Projekt: Monster (który jednak miał zaplecze i
efekty, tutaj cały film toczy się prawie w sypialni i wiadomo o co
chodzi). Jednak PA i BWP łączy to, że oba toczą się w określonej, dość
zamkniętej przestrzeni, w zasadzie bez możliwości ucieczki (las to nie
do końca, ale tak jakby), oba odnoszą się do tych samych instynktów
(rozwalają mnie te trailery ze scenami z kina gdy ludzie reagują jakby
oglądali nie wiadomo co...), ale osobiście nie rozumiem. Czy to jest
skok na kasę? W dzisiejszych czasach wiadomo, że im coś bardziej szokuje
czy przeraża to tym lepiej się sprzeda. Osobiście uważam, że kręcenie
filmu w sypialni za kilkanaście tysięcy, który nic nie przekazuje, tylko
ma szokować śladami z pudru, ruszającą się kołdrą i trzaskającymi
drzwiami jest żałosnym skokiem na kasę. To już nawet cały BWP czy REC
miał jakąś "fabułę". Pewnie tak samo dobrze by się sprzedał film z Paris
Hilton uprawiającą seks, też jest w sypialni, też jest ciemno, też jest
akcja (w końcu tylko seks bardziej przyciąga od przemocy) i nawet
bohaterka ładniejsza. Gdyby go wpuścili do kin. Podobnie "Piła", która
jest już dość typowym w formie horrorem, aczkolwiek nowatorskim w treści
(zagadki itd.) kosztował 1,2 mln., a zarobił 100. Cała seria, która
kosztowała niecałe 50 mln., osiągnęła 690. Interes życia, gościowie
chyba nie wychodzą z planu zdjęciowego, niedługo będą kręcić jak Woody
Allen, tłumacząc się tym, że nie robiąc filmów źle się im żyje, tyle że
jego filmy się w zasadzie nie zwracają, ale mnie np bardziej bawią.
Fascynujące jest to, że tylko horrory osiągają takie coś - coraz
bardziej szokują i zarabiają kasę z niczego. Tak bardzo rozwinęły się w
ostatnich latach obok horrorów tylko animacje, ale te są już sto razy
droższe. Jakkolwiek wypłynęło ich jak grzybów po deszczu i połowa jest
bez polotu. Cecha wspólna....