Nigdy nie byłem fanem bezdusznie wykalkulowanego „Blair Witch Project”, który dzięki potędze Internetu, rewelacyjnie się sprzedał i szybko urósł do miana horroru dekady, a w rzeczywistości był kiepską amatorszczyzną najgorszej klasy.
Teoretycznie z tym samym rodzajem amatorstwa mamy do czynienia i tym razem, ale efekt jest jednak ciekawszy, może dlatego, że łatwiej jest uwierzyć w nadzmysłową otoczkę budującą ten film. O ile ganiająca po lesie wiedźma budzić może uśmiech politowania, o tyle tematyka nawiedzenia i opętania jest o wiele bardziej przystępna, nawet jeśli obraz przypomina klasę programu „Nie do wiary” z TVN-u.
Sukcesu należy też upatrywać gdzie indziej – najwyraźniej widzom zaczynają nudzić krzyczące w każdej sceny kolorowe zjawy i skłonni są skierować uwagę w stronę czegoś opartego na kilku głosach, cieni rzucanych na drzwi i kilku krzykach, co wbrew pozorom buduje prawdziwy klimat. Tego w „Paranormal Activity” jest całkiem sporo.
PS. Jedna rzecz tylko się nie udała – zakończenie filmu. Oryginalny ending był o wiele lepszy. Panie Spielberg, coś się pan uparł na stare lata, by psuć filmy?
Moja ocena - 5/10