Hmmmmmm... Trudno ocenić ten film. Po kolei.
Historia, jak to u Gilliama, pokręcona do n-tej potęgi. Szkoda, że brakuje tu reżyserskiej konsekwencji, panuje ogromny chaos i nieład, fabuła jest urywana i niespójna, mało wiarygodne są też motywacje działań bohaterów.
Świetną natomiast rolę gra Heath Ledger. Szkoda, że umarł właśnie teraz, gdy jego kariera zaczęła nabierać dużego tempa. Tak jak to było w "Mrocznym Rycerzu", tak i tutaj, każda scena bez niego traci dużo na wartości. A kiedy już się pojawia, uśmiech zadowolenia pojawia się na twarzy, przynajmniej mojej. Bardzo dobry jest również Tom Waits, natomiast jeśli chodzi o zastępców Ledgera, to zadaniu sprostał jedynie (choć, oczywiście, nie w całości) Colin Farrell. Naprawdę udany występ. Jude Law zbytnio chciał stać się Ledgerem, natomiast Depp zbyt dużo próbował upchnąć w swój kilkuminutowy występ.
Poza rolą Ledgera, największym plusem "Parnassusa" jest jego strona wizualna. Przepiękne efekty specjalne i świat stworzony przez Gilliama, zostawiają "Avatara" daleko w tyle. Wyobraźnia Gilliama rzeczywiście nie ma granic.
Szkoda, wielka szkoda Ledgera. Jego śmierć zaszkodziła także i temu filmowi - Gilliam nie był w stanie w pełni wypełnić luki po nim powstałej, choć i tak poradził sobie nieźle. Ogląda się naprawdę przyjemnie.
6+/10