yłam na filmie kilka dni temu i przez pierwsze minuty, muszę przyznać, akcji nie było. Albo przydługawy wstęp, albo dobrej długości, ale źle, hm..., zrobiony? wymyślony? Zresztą, mogli ożywić początek czymś innym niż dwoma nieudanymi przedstawieniami. Jednak na tym się moje zastrzeżenia kończą. Bardzo podobała mi się gra aktora wcielającego się w Antona, zdziwił mnie pozytywnie, i ironią, i nie wychodzeniem z roli, i tymi wiele mówiącymi minami. Zastrzeżeń do pani Cole nie za bardzo pojmuję, ponieważ według mnie zagrała bardzo dobrze, a jej twarz i ciało przykuwało wzrok. Na seansie byłam z mamą, która zresztą zdziwiła się, że Cole nie jest zawodową aktorką. Odpowiedzi typu "że się nie zna i nie znam" nie będą dla mnie argumentem, ale powiedzcie mi, co w niej Wam się nie podobało? Robiła nie takie miny, miała rozwarte usta wzorem Stewart, czy coś podobnego? Oczywiście wiem, że kwestia zarówno lubienia jak i tego odwrotności jest często trudna do wytłumaczenia, ale może ktoś spróbuje? ;)
Poza tym, Heath. Nie to, że umarł podziałało na moją opinię, ale porównałam Parnasussa z kilkoma jego innymi filmami, które dane mi było obejrzeć. W żadnym nie grał takiego... nie mam na razie innego słowa, niż 'komika'. Jakby się naśmiewał z czegoś, tyle że tak... naturalnie. Chodzi mi o to, że znowu Heath stworzył osobną postać, nie naśladował swoich poprzednich tworów, jak, ach, niestety!, Depp. Johnny zrobił kilka min Sparrowa, ale trudno. I tak go doceniam.
Kolejnym zaskoczeniem jak Anton był Tony grany przez Colina Farrela. Cud, miód i orzeszki. Zwłaszcza jego miny "przed" i "po" pierwszym razie z hot sixteen.
Reszta aktorów nie zagrała poniżej moich oczekiwań, ani w sumie też jakoś olśniewająco.
Wstawki humorystyczne jak najbardziej udane. Taniec z pałkami na pierwszym miejscu. I tekst zbuntowanych Rosjan "Szefie, od kiedy ty mówisz po angielsku?" (i dalszy ciag owej rozmowy ;))
Dla mnie Parnassus nie był chaotyczny, niezrozumiały czy nudny (mimo powolnego, acz nie nudnego początku- nieco przeciagniętego). Przyjemnie mi się go oglądało, a potem o nim dyskutowało, by w końcu dojść do wniosku, że odzwierciedla on w dużym stopniu każdego człowieka z osobna. Powiedzmy raczej, prawie każdego, a przynajmniej większość ludzkich postaw.
Imaginarium- wyobraźnia doktora, w której ludzie spełniali swoje marzenia. Czasem były to buty, motel, ciuchy, czasem zabijanki małego dzieciaka, czasem straszny las... Buty- pogoń za luksusem, zabijanki- a w co grają dzieciaki?, straszny las- pijak, to się boi. A Tony? Jego wizją, jego marzeniem było to, co robił wcześniej w normalnym życiu. Kasa i pozerstwo, władza, zaszczyty... to co miał w zwykłym życiu, było jego jednocześnie marzeniem, które chciał spełniać cały czas.
(gdy o tym dyskutowałam, brzmiało to bardziej elokwentnie, przepraszam, staram się klawiaturą przekazać tylko część tamtych wniosków ;))
A kwestia wyboru, jaki mamy, była non stop podkreślana.
Poza tym efekty i muzyka przypadły mi do gustu.
dobra, koniec wywodu, bo Was i siebie zamęczę.
Może i moja wypowiedź jest nieco... nieskładna, ale mam nadzieję, że zrozumiana.
Także uważam, że warto. Poszedłem na film trochę uprzedzony tym co można poczytać, ale chciałem zobaczyć , co tak dzieli ludzi w ocenach.
Krótko, ludzie nie lubią dużo czytać:
Muzyka - bardzo dobra i nastrojowa, wysoki poziom, ale też nic więcej 8/10
Aktorstwo - bardzo dobre, mnie się mniej podobał Farrel niż poprzedniczce :) 8/10
Efekty specjalne - dobrze, ale bez rewelacji, mogły być jeszcze bardziej "Avatarowe", myślę, że dodanie 3D polepszyłoby wrażenia z filmu 6/10 - ALE nie dla efektów poszedłem na ten film i nie są one aż tak ważne.
Fabuła 7/10 Ciekawa, trochę dziwna i zakręcona, ale jej niedopowiedzenia bardzo mi się podobały.
To nie jest film user friendly, ala typowe kino Hollywood i dlatego tak wielu osobom musi się nie podobać brać sztywnych logicznych powiązań akcja-rekacja-zdarzenie... film ma swój rytm, ale nie jest też jakimś przekombinowanym dziełem dla wykształciuchów ;) Ot pozycja z półki wyższej, ale wciąż dostępna dla wielu.
Podobała mi się wyobraźnia Gilliama, chciałbym udać się na seans jeszcze raz. Było w tym coś z magii.
Plusy za zgrabną krytykę społeczeństwa zachodniego, a zarazem zamysł nad słabościami ludzi...
O, właśnie. Znaczna większość z ust mych wyjęta. ;) Trzy ostatnie akapity jak najbardziej. I do tego składnie ubrane w słowa.