wiadomo, ze gdyby nie nagła śmierć Heata Ledgera, to jego przyjaciele, czyli Johnny Depp, Jude Law i Colin Farrell w tym filmie by nie zagrali i choć talent Heata jest niepodwarzalny, uwazam że ten zabieg był naprawdę wyśmienity. Już dawno nie widziałem czegoś podobnego w filmie...z reguły bywało tak, że gdy wydarzała się podobna historia to kończono pracę nad filmem, bądź też wprowadzano insynuację na temat ewentualnych dalszych losów bohatera, co było jednak sztuczne i niepotrzebne...tutaj twórcy inaczej podeszli do sprawy...ta tragiczna historia z Ledgerem sprawawiła, że przez to film możliwe, że zyskał na wartości (choć dla mnie to tylko a może aż 5/10) i mogliśmy dzięki temu oglądać plejade hollywodzkich aktorów, a także różnorodny warsztat aktorski i przez to postać Tony'ego stała się jeszcze bardziej ciekawa...bo choć wciaż bohater nosił to samo imię to jednak każda przemiana była inna...każdy aktor zagrał tę rolę inaczej...i to było pięknę...jeden bohater i 4 twarze...bardzo mi się to spodobało...to urozmaicenie nadało kolorytu tej produkcji