Z tego co widzę , negatywne opinie przeważaja, ale nie dziwi mnie to specjalnie. Filmy Terry'ego gilliama zawsze były przyjmowane negatywnie, aby potem stać się klasykami - wystarczy wspomnieć Barona Munchausena, albo Fisher Kinga. Mnie Parnassus urzekł swoją magią. Przyznaję, było trochę dłużyzn,, ale sam film broni się niesamowitą fabułą, wizualnym przepychem i świetnym aktorstwem...zaskoczył mnie pozytywnie Colin Farrell, który rewelacyjnie zagrał ostatniego potwora...Film na pewno nie spodoba się tym, którzy niegdy nie bawili sie dobrze na filmach Gilliama - ale zachwyci jego fanów :) mistrz znowy w formie!
Podzielam zdanie poprzednika w dużej części. Film, w którym nie wykłada się wszystkich kart na stół tylko zostawia wiele wątków do namysłu. Aczkolwiek filmu nie mogę nazwać rewelacyjnym z powodu chwilowej chaotyczności i braku zrozumienia niektórych scen. Stąd pytanie do osób oglądających między jakimi wyborami stał Tony (Farell) w swojej wyobraźni, co było słuszną drogą marzeń a co podstępem Nicka?
pzdr
może najpierw naucz się czytać a potem przejrzyj posty innych, zanim zaczniesz zamieszczac swoje bzdurne posty. Co do wyborów Tony'ego we wcieleniu Farrella - to wydaje mi się,że skoro stracił pamięć, to nie wiedział kim jest - i w czasie tego wyboru odezwała sie po prostu jego prawdziwa natura.
haha...nie dziwię się, że nie widzisz...skoro przejrzałes 5 tematów na głownej stronie a jest łącznie 204 :) hahahaah
Bardzo dobrze wiedział kim jest.. Już na początku znajduje gazetę w której jest oskarżony jako kłamca i złodziej i celowo wyrzuca ją do ogniska. Następnie w 2 wcieleniu (Jude Law) wciska anthonemu kit o trudnościach w byciu darczyńcą itp.
mi się wydaje, że zobaczył swoje zdjęcie i logiczne było, że się zorientował - ale nie wiedział jeszcze dokładnie. A potem, kiedy przeniósł się razem z Rosjanami - wymyślił tę bajkę w oparciu o to co mówili "że ukradł im pieniądze". Myślę, że żeby zinterpretować ten film - trzeba go zobaczyć co najmniej dwa razy. Nie twierdzę, że moja interpretacja jest najlepsza, dlatego pójdę jeszcze raz :)
Już zdążyłem ochłonąć po seansie i muszę przyznać, że w 99% zgadzam się z pierwszym postem Księżniczki. Film jest naprawdę rewelacyjny, i rzeczywiście filmy Gilliama nie są zazwyczaj dobrze odbierane, czego najlepszym chyba przykładem jest świetna acz niedoceniana "Kraina traw".
Pisałem, że zgadzam się w 99%. Otóż nie zgadzam się z twierdzeniem jakoby były dłużyzny, a Farrell rzeczywiście zagrał nie najgorzej. To najsłabszy aktor z całej czwórki i to było widać, aczkolwiek była to jedna z jego najlepszych ról (może obok "In Bruges"). Oceniłem film na "10" i dodałem do ulubionych.
Mi również bardzo się film podobał. Świetna obsada, kostiumy, fabuła. Naprawdę film rewelacyjny. Poszłabym na niego jeszcze raz! Urzekł mnie tą swoją 'bajkowością'. Naprawdę jestem zachwycona i polecam serdecznie wszystkim. Film wcale nie jest taki trudny w odbiorze.
Jest trudny w odbiorze, chyba że masz IQ sięgające nieba albo jesteś spokrewniona z Gilliamem. Film nie może być łatwy w odbiorze, jeżeli pozostaje wiele niedopowiedzianych wątków a wychodząc z kina analizujesz go po raz kolejny, żeby zrozumieć wszystkie smaczki.
Coś jak Forrest Gump.. Wiele ludzi mówi, że bardzo przyjazny film opowiadający o przygodach głupiego gościa i miłości do jego kobiety. Ale nie wszyscy zdają sobie sprawę, że on brał udział w największych wydarzeniach XX w. (afera Watergate, polityka Kissingera itp itp), dlatego IMO jest trudny w odbiorze.
Recenzja znaleziona w sieci.
Bardzo mi się spodobała, więc ją tu przekleję...
Jak dowiódł przykład Kruka, śmierć odtwórcy głównej roli nie jest przeszkodą nie do obejścia, gdy w grę wchodzą rozpoczęte już zdjęcia. Więcej nawet, bywa ona, gdy trzeba, skutecznym chwytem marketingowym. Parnassus, poniekąd najnowszy film Terry'ego Gilliama, przede wszystkim zaś OSTATNI FILM HEATHA LEDGERA, zagościł właśnie na ekranach kin. Jest co podziwiać.
Gdy w początkowych scenach filmu do Londynu przyjeżdża obdarta trupa sztukmistrzów, kierowana przez niebotycznie starego Doktora Parnassusa, trudno spodziewać się wizualnych fajerwerków. Powóz jest stary, kostiumy niezbyt czyste a publiczność niewrażliwa na starania występujących. Jednak wkrótce jeden z widzów przechodzi przez sztuczne lustro umieszczone na scenie... a tam czeka na niego - i na nas - coś kompletnie innego. Lustro okazuje się być drzwiami do świata wyobraźni, zaś stary Parnassus - nieśmiertelnym, który zagrał z diabłem o duszę własnej córki. Niestety nieubłaganie zbliża się termin egzekucji długu i wydaje się, że nic i nikt już nie może uratować rudowłosej dziewczyny. No, może poza odciętym od sznura wisielcem, który przyłącza się do grupy...
Motyw przyjeżdżającego do miasta cyrku, czy też pokazu, kojarzy mi się natychmiastowo z nostalgiczną powieścią Raya Bradbury'ego Something wicked this way comes. Podobnie jak w książce, obecność sztukmistrzów prowokuje niepokojące wydarzenia i zmusza obserwatorów do zmierzenia się z własnymi pragnieniami. Tyle że u Gilliama cyrk nie ma już w sobie magii ani zakazanych pokus. Czy też raczej są one zbyt głęboko ukryte, by ktoś chciał zadać sobie trud poszukiwań. Pod smutną, obszarpana sceną, obojętnie mijaną przez amatorów gier komputerowych i wrzaskliwych imprezowiczów, drzemią setki światów i wyzwań. A za dziurawą, wyświechtaną kurtyną toczy się nierówny pojedynek o duszę.
Zakład, którego ofiarą padła córka Parnassusa, jest tylko jednym z szeregu. Gra między diabłem (znanym jako pan Nick) a starym, zmęczonym i nieśmiertelnym człowiekiem, trwa od wielu wieków. Wydaje się nawet, że obaj już się do niej przyzwyczaili i oddają się jej nałogowo, wciągając w nią postronnych widzów - i wspomnianego już odratowanego wisielca o imieniu Tony.
To właśnie Tony jest ową OSTATNIĄ ROLĄ HEATHA LEDGERA - niestety mniej wybitną niż Joker z "Mrocznego rycerza", choć przypuszczam, że zyskałaby wiele, gdyby Ledger zdążył zagrać całość. We fragmentach, których go zabrakło, postać Tony'ego odtwarza aż trzech aktorów - Johnny Depp, Jude Law i Collin Farrel. Każdy z nich wnosi ze sobą coś ciekawego - Depp swój unikalny talent do ról sympatycznych łajdaków, Law uśmiech w stylu kota z Chersire, zaś Farrel... No cóż, miły wygląd. Niestety postać traci przez to na spójności i Parnassus wydaje się być niepokojąco blisko nieposiadania jakiegokolwiek głównego bohatera. Sytuację ratuje częściowo Tom Waits jako diabeł, który stworzył dla Gilliama intrygującą, nietuzinkową kreację.
Intrygujące i nietuzinkowe - co zresztą u tego reżysera normalne - są również zdjęcia. Oszałamiające, pełne szczegółów wizje przeplatają się z kolorowymi krajobrazami prosto z animacji, które Gilliam tworzył niegdyś z wycinanek dla Latającego Cyrku Monty Pythona. Parnassus miał szczególnego pecha wejść na ekrany niedługo po Avatarze i zapewne wielu widzom trudno będzie zachwycić się jego wizualnym bogactwem po obejrzeniu filmu Camerona. Osobiście nie narzekam, a wręcz wolę Gilliama ze względu na mniejszą cukierkowość. Możliwe jednak, że już wkrótce zdystansuje go Burton. Premiera Alicji w krainie czarów (w 3D!) zbliża się wielkimi krokami.
Wracając do Parnassusa - jako fan Gilliama (proszę brać na to poprawkę) obejrzałam go z wielkim zadowoleniem. Jest to szalone, pełne kolorów, oszałamiające przeżycie. Czasami nie trzeba aż niebieskich kosmitów, by wyjść z kina szczęśliwym.
"We fragmentach, których go zabrakło, postać Tony'ego odtwarza aż trzech aktorów - Johnny Depp, Jude Law i Collin Farrel. Każdy z nich wnosi ze sobą coś ciekawego - Depp swój unikalny talent do ról sympatycznych łajdaków, Law uśmiech w stylu kota z Chersire, zaś Farrel... No cóż, miły wygląd. Niestety postać traci przez to na spójności i Parnassus wydaje się być niepokojąco blisko nieposiadania jakiegokolwiek głównego bohatera."
Bzdura, moim zdanie postać wcale nie traci na spójności i gdyby nie śmierć ledgera byłbym przekonany, że to był pierwotny zamysł Gilliama