No i po tygodniu poszedłem do kina na mojego Parnasussa. Jakos tydzień temu nie wyszło. Już przy kasach jakoś tak się dziwnie czułem. Dookoła słyszę 2, 3, 4 ... bilety na Avatara i nikt inny na Parnassusa nie kupuje. A było to CinemaCity wiec klientów w weekend dużo (bardzo). Ale niezrażony udałem się do sali nr 8 i wszedłem. Ufff jest dobrze jest ok 20-30 osób na sali. Średni wiek więc myślę wiem na co poszli. Początek seansu i ... nuda. Przeleciała pierwsza godzina. Z sali ubyło ok 5 osób. Zaczęło się robić głośniej. Komentarze, uwagi, śmiech. Jest! Heath przeszedł przez lustro - myślę teraz będzie lepiej, będzie super. No i minęła druga godzina. Przeszedł jeszcze kilka razy. Jedyne co było fajne (zabawne) to policjanci śpiewający i tańczący w umyśle doktora. Film się skończył. Nuda. Spodziewałem się czegoś dobrego, bardzo dobrego a dostałem film który moim zdaniem chyba miał w zamyśle wyglądać troszkę inaczej i został nieproporcjonalnie poskładany z materiały z Heathem i dokrętek z zamiennikami (sorki wszystkich b. lubię ale to jednak zamienniki).
A i jeszcze jedno w 2 godzinie też ok 5 osób wyszło z sali.
I tyle na ten temat.