To nie fair. Powinniśmy byli go zapamiętać jako oscarowego Jokera w Batmanie. Tak byłoby lepiej. Sama należę do wyznawców jego aktorskiego telantu. Każda rola była "jakaś", każdą postać zagrał w 100% doskonale... poza tą. Tony w ledgerowym wydaniu był nijaki, bezbarwny. Ten film przyniósł Heathowi tylko hańbę. Zagrał słabo, być może ze względu na problemy w życiu osobistym... Co nie zmienia faktu, że całokształt filmu oceniam na 3.
Wg mnie twórcy bazują i czerpią korzyści TYLKO ze śmierci Heatha. Świadczy o tym scena z łódkami (Valentino, Lady Di i Dean, wśród których brakuje TYLKO młodego i "niesmiertelnego" Ledgera) oraz słowa poprzedzające napisy końcowe: "Film został zrealizowany przez Heatha Ledgera i przyjaciół.". To jest nie w porządku i szczerze mówiąc jeśli kinematografia będzie szła w tym kierunku - komercja przyćmi tragedię - to chyba nie chcę wiedzieć co będzie się działo z filmami za 10 lat.
Warto dodać, że bardzo podniósł wartość filmu młody Garfield w roli Antona. Kto go znał z "Boy A" wie na co go stać. Mnie się bardzo podobała zarówno postać artysty jak i sposób w jaki Andrew Antona zagrał, ukazując całe spektrum swoim aktorskich możliwości. Wielki respect dla niego. Oraz dla Heatha za ostatnią rolę, pomimo, że zmaszczoną przez kiepską quasi-superprodukcję.
jaka komercja? dobrze się czujesz? jakie korzyści czerpie Gilliam ze śmierci Ledgera? Co złego jest w tym, że w napisach końcowych postanowił oddać mu hołd, jako aktorowi, człowiekowi, przyjacielowi... I nie sądzę, żeby Heath Ledger wstydził się tego filmu, a wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że wrażliwość i wyobraźnia Terry'ego Gilliama bardzo Ledgerowi odpowiadała; gdyby żył śmiało mógłby z nim stworzyć parę reżyser-aktor porównywalną do pary Burton-Depp. I nawet jeśli scena z łódkami faktycznie została wymyślona po śmierci Ledgera, nie widzę w niej nic złego; a na pewno nie widzę w niej chęci zarobienia na ludzkiej tragedii. Dla mnie to był najbardziej przejmujący moment filmu, pierwsza przemiana Tony'ego przypomina o prawdziwej śmierci aktora... ale Gilliam przekonuje, że w ludzkiej wyobraźni tkwi siła, w wyobraźni wszystko może trwać wiecznie.
Piszesz tak, jakby to było dla wszystkich oczywiste, że Parnassus jest hańbiący dla Ledgera. Ja się z tym absolutnie nie zgadzam. Uważam, że zagrał naprawdę dobrze, postać wcale nie była bezbarwna, była dobrze wykreowana i widać w niej prawdziwy profesjonalizm aktora.
Co do komercji - trzeba przyznać, że to ona rządzi światem i nawet jeśli wspomniana scena została zrobiona 'pod publiczkę', to jednak ma głębsze przesłanie i wiele osób się z tym zgodzi.
"Ten film przyniósł Heathowi tylko hańbę" jaką hańbę, właśnie Heath zagrał tę rolę bardzo dobrze, wcale nie był bezbarwny, nie wiem skąd ta opinia. To Law wydał mi sie bezbarwny w swojej przemianie.
Film jest bardzo nagłośniony z powodu śmierci Ledgera i to pewnie jest powodem rozczarowania. ja też nie byłam nim zachwycona spodziewałam sie czegoś głębszego, ale wcale nie uważam że był to zły film i zmarnowałam pieniądze- wręcz przeciwnie.
A ja myślę, że ten film to piękne zamknięcie kariery Ledgera. Cały film przesiąknięty jest ideą przemijania, nieśmiertelności i pragnienia życia wiecznego (stąd też te łódki, o których wspominasz). Pierwsze ujęcie Heatha w filmie to jak dynda "martwy" na stryczku, co też mnie mocno uderzyło i wprowadziło w nostalgiczny nastrój. Poza tym ten film to piękny hołd złożony dla niego przez jego przyjaciół: Depp, Farrell i Law zdecydowali się dokończyć jego rolę (i to pro bono), by film mógł ujrzeć światło dzienne. Nie wiem jak można doszukiwać się w tym pięknym geście jakiejś komercji. Zresztą Heath wcale źle nie zagrał.
Podkreślam, że należę do grona fanów Ledgera, więc skąd te ataki?! Staram się być obiektywna; mnie i film i rola Heatha po prostu zawiodły maksymalnie, bo wszystko to co w filmie być powinno zostało przyćmione chęcią zrobienia szumu wokół "OSTATNIEGO FILMU LEDGERA". I TAK - uważam, że jest żerowanie na śmierci aktora, celowe bądź nie.
Piękny gest Deppa, Law i Farella, jasne. Jak o tym prezeczytałam ileśtam czasu wstecz, to się poryczałam, ale bądźmy szczerzy: KTO SŁYSZAŁ ŻEBY ONI SIĘ Z HEATHEM PRZYJAŹNILI? Nie zdziwiłabym się, gdyby i to był chwycik komercyjny.
Łódki. Musiałam trochę odsapnąć po obejrzeniu filmu, żeby zoabaczyć, że to też tam było na siłę. Też mnie w pierwszym momencie ta scena poruszyła, serio. Dopiero w domu, po kilku godzinach uznałam, że tam nie pasowała. I tyle. I zgadzam się z przedmówcą, że w tym filmie chodziło o ave dla niesmiertelności, pewnie... z tego względu byt tej sceny jest totalnie uzasadniony. Ale DEAN??? DEAN, do którego i tak wszyscy w mediach po śmierci Heatha go porównywali? bo Młody, zdolny i już nigdy nie pokaże na co go stać??? Nie widzicie, że aż tu kipi piciem do mediów???
Wasze, moi drodzy wypowiedzi świadczą najlepiej o tym jakcy jesteście ograniczenie w ocenie filmu do wątku "Ledger i jego ostatnia rola"... Gdybyście się starali być obiektywni, ktokolwiek zaczepiłby o to co pisałam odnośnie Garfielda np. NAPRAWDĘ staram się na to spojrzeć trzeźwo, bo -jak kolejny raz podkreślam- Heath to dla mnie legenda. Więc zaznaczam, że to zakładka PARNASSUS, a nie HEATH LEDGER. Tam sobie pogadajcie wyłącznie o nim, a co.
Również pozdrawiam, acz nie tylko fanów Ledgera. Wszystkich kinomaniaków.
jakie ataki? przecież nikt Cie nie atakuje, Twoja sprawa jak odbierasz film i końcowe napisy. ja też byłam zdziwiona jak je zobaczyłam, ale odebrałam to raczej jako hołd złożony Ledgerowi, już samo skończenie filmu było ku jego pamięci.
to prawda że film jest nagłośniony przez media, niestety na śmierci dużo sie zarabia, tego nikt już nie zmieni.
wybacz, ale zarzucasz nam brak obiektywności tylko dlatego że sie nie zgadzamy z Twoją opinią...
pewnie że przez to że film jest aż tak nagłośniony wielu sie poprostu na nim zawiodło, nieukrywam że mnie też troche zawiódł.