Czasem warto spuścić z tonu, porzucić na chwilę tzw. "ambitne kino" i pooglądać sobie
"ładne obrazki". Tylko dla walorów estetycznych warto było obejrzeć "Parnassusa", mimo
iż scenografia nie pretenduje do miana czegoś odkrywczego.
Obawiam się, że podpinanie tego filmu pod wielką filozofię do niczego nie prowadzi.
Wydaje mi się, że intencją reżysera było sprowokowanie pytania "o co chodziło?". Ot, taka
gra z odbiorcą. Tylko że gra niezwykle irytująca, jak sądzę.
Jeśli o aktorstwo chodzi, mnie osobiście podobał się Tom Waits, ale może dlatego, że
zanim obejrzałem film, zdążyłem zapoznać się z jego muzyką (zatem mogę być mało
obiektywny). Nieważne, czy występuje jako muzyk czy aktor, jego kreacja artystyczna
zawsze pozostaje w miarę spójna, przesycona atmosferą wymuszonej dekadencji,
ponurego żartu i czego by tam jeszcze nie było. No i sam Parnassus, wykolejony mędrzec,
karykatura Fausta. Cudo. Cudo, które można wpisać w kolejny element scenografii.
Słowem: kilka ładnych obrazków, na niedzielny wieczór. Czyż nie?