Wspominając o pasji Mela Gibsona (którą zdecydowanie jest zarabianie pieniędzy w bardzo sprytny sposób) nie można pominąć niekwestionowanego fenomenu, jaki zdążył się w naszym katolickim (teoretycznie) kraju, a to za sprawą filmu "Pasja". Trzeba wspomnieć o prawdziwym Exodusie słuchaczy Radia Maryja do kin. Coś niesłychanego, bowiem "Pasja" przyciągnęła do kolejek kinowych osoby stojące (przynajmniej w ich własnym odczuciu) pierwsze w kolejce przed bramą świętego Piotra. Oczywiście rzesze radykalnych babci atakowały kina z mniejszą zażartością, aniżeli w przypadku bojkotu nieoglądanych przez nie kontrowersyjnych tytułów, np. "Dogma", "Stygmaty" czy ostatni hit kinowy - "Kod Leonarda Da Vinci". To prawdopodobnie dlatego, że w kinie jest dla przeciętnej babci za głośno, można kupić popcorn, ale nie ma flaków z rosołem, a zamiast nalewki babuni, kina serwują Pepsi. Choć dystrybutor i tak poszedł po rozum do głowy i specjalnie z myślą o bogobojnych i naiwnych staruszkach, postarał się o wersję z dubbingiem. Zdaje się że słuchacze Radia Maryja wolą bojkotować filmy, których nie widzieli, niż obejrzeć taki, który sami zachwalają. No cóż, nawet moja mama powiedziała niegdyś: "Idź na ten film, prawdę tam pokazują". Sama jednak oglądać go nie chciała, wolała pograć na komputerze w grę "Bricks of Egypt". Mamy zapewne nie wyprowadzono jeszcze z Egiptu - domu cybernetycznej niewoli.
Sam na własne oczy widziałem w "Cinema City" coś na podobieństwo bufeciku, gdzie zamiast laski sprzedającej hot dogi stała sobie starsza pani rozdająca ulotki i informująca ludzi o prawdzie i tylko prawdzie, chwalebnie głoszonej w "Pasji" Gibson'a. Zastanawiam się tylko, czy oglądała film. A ten z kolei miał światową premierę w naszym kraju. Dotychczas z wielkich produckji chyba tylko "Gwiezdne Wojny" były u nas wyświetlane równolegle z innymi krajami. Czyżby Jan Paweł II miał z tym coś wspólnego, czy może najłatwiej zarobić i zareklamować się w kraju totalnie chrześcijańskim? Pomysł pod względem Marketingu był bardzo dobry. "Pasja" zarobiła u nas masę kasy, a na całym świecie także siała spustoszenie już na starcie czyniąc Mela Gibsona jeszcze zamożniejszym bogaczem. Ciekawe czy konsekwentnie premiera filmu "Mel Gibson's Apocalypto" (o cywilizacji Azteków) odbędzie się w Meksyku...
Swego czasu temat "Pasji" okupował prawie wszystkie polskie czasopisma i magazyny. Pierwsze o czym mówiło się i pisało w setkach pism i gazet na temat "Pasji" to jej ultra-krwawy wymiar. Film nie tyle brutalny, co sadystyczny nie był przeznaczony wyłącznie dla dorosłych. Kawał niezłej hipokryzji. To znaczy jeśli Jason z "Piątku Trzynastego" zadźga nożem jakąś cycatą blondynkę na ekranie, film ma ograniczenie wiekowe od 18 lat. Jeśli jednak na filmie katują Jezusa, krew leje się ciurkiem, skóra odpada, kości trzaskają niemiłosiernie - wszystko jest OK, bo w końcu "czyż nie tak musiało być, kiedy go zamęczali?". Ktoś nawet nazwał ten film "Teksańską Masakrą Piłą Mechaniczną" z Jezusem w tle. Niewiele się mylił.
A na ekranie nie zobaczymy nic niezwykłego. Jim Caviezel czy Monica Belluci pozostają sobą, a widziałem ich już w o wiele lepszych rolach. Większość aktorów gra, jakby ich naszprycowali prochami, zdaje się, że za bardzo wzięli sobie do serca wczuwanie się w rolę tak ważnych historycznych postaci. W pamięci zostali mi tylko Syrenejczyk oraz Piłat oraz Św. Piotr. Ich role są jednak epizodyczne. Ponad dwie godziny nie starczyły na nic więcej niż długie tortury i kilka epizodów z "Nowego Testamentu". Gibson nie wychylał się z interpretacją. Także kilka nowych pomysłów, jak na przykład (kobieca) postać Szatana czy upiorne dzieci, które były sumieniem Judasza, nie robią większego wrażenia. Tam gdzie dodano elementy, jakich w Biblii nie zobaczymy, także nie można się z tym sprzeczać ani zgadzać. Ot mały grosz od samego reżysera, który postanowił dać historii coś od siebie.
Film zaczyna się od sceny pojmania Jezusa w ogrodzie i kończy się na epizodzie jego zmartwychwstania. Pomiędzy scenami tortur mamy kilka chwil, które pokazują istotniejsze momenty z życia Chrystusa. Tak też można streścić całą "Pasję". Poza tym technicznie nie jest najlepiej, ale przecież to pierwsze dzieło z wytwórni Gibsona, w następnym - "Mel Gibson's Apocalypto" będzie ponoć z tym o wiele lepiej. Największym plusem jest Włoski i Aramejski w oryginale. Nareszcie postacie nie mówią po angielsku! Drugi plus to muzyka i całkiem pomysłowe zdjęcia, które kolorystycznie mają budować klimat danej sceny. Muzyka nie zapada w pamięć, tak jak w "Ostatnim Kuszeniu Chrystusa", gdzie Peter Gabriel zapisał się w historii ścieżek dźwiękowych jako geniusz, ale i tak jest bardzo dobra.
Podsumowując - dużo szumu o nic. A najlepsze jest to, że jakby mało było całej tej obrzydliwie religijnej otoczki, którą z premedytacją otacza się ten średniej jakości film, Gibson mówił o swoich duchowych przesłankach, które zainspirowały go do nakręcenia "Pasji". Lepiej niech rozda swoją fortunę ofiarom wojen, wtedy udowodni chęć zrobienia czegoś z dobrej woli. Miał natomiast inny pomysł - nakręcić film, w którym dobitnie pokaże, jak krwawo rozprawiono się z Jezusem z Nazaretu, jak źli byli Rzymianie, a wszystkiemu jak zwykle winni są Żydzi. Dodam jeszcze, że Jim Caviezel opowiadał w prasie, iż naprawdę został rany, a nawet trafił w niego piorun, kiedy wisiał na krzyżu (czy coś w tym stylu). Oznajmił, że jest to to dla niego znak od Boga. Gratulacje! Może w następnej części o zmartwychwstaniu na planie filmowym dostanie stygmatów...