PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=38233}

Pasja

The Passion of the Christ
2004
7,5 242 tys. ocen
7,5 10 1 241756
7,0 52 krytyków
Pasja
powrót do forum filmu Pasja

1. Film bardzo nieczytelny. Dla osoby która nie zna historii Jezusa z Nazaretu film jest
kompletnie pozbawiony wszelakich związków przyczynowo skutkowych. Postacie w filmie nie
zostały przedstawione, geneza środowiska na poziomie zerowym, czas i miejsce akcji słabo
pokazane, brak wprowadzenia do fabuły.
2. Bałagan. Sceny wyrwane z kontekstu pokazywane w dziwnych momentach. Wątek szatana
zupełnie dla mnie niezrozumiały( szatan jest i w sumie niczego nie wnosi, nie wyraża żadnych
emocji ani nie wpływa na akcje)
3. Przerost formy nad treścią - dużo krwi mało emocji
4. Raczej słabo dobrana muzyka
5. Zabrakło mi w tym filmie mistycyzmu. Pokazania, że Chrystus jest wyjątkowy i ma naturę
boską.

Na plus kostiumy i scenografia

5/10

ocenił(a) film na 8
Kondziuk_filmweb

Co? Czy oglądałeś ten film?

ocenił(a) film na 9
Kondziuk_filmweb

Na dzień dobry podkreślę podwójną kreską, że jestem ateistką, ale dorastałam w rodzinie wierzącej, więc Pismo jest mi dobrze znane. Natomiast do filmu podchodzę maksymalnie obiektywnie, tak jak do każdego innego, nie kierują mną religijne przekonania.

Chciałabym odświeżyć ten wątek, bo choć jest sprzed pięciu lat, to porusza ciekawy temat. Pierwszy raz oglądałam "Pasję" niedługo po premierze, byłam w gimnazjum. Oczekiwałam krwi i ją dostałam, a potem każdemu kto chciał mnie wysłuchać mówiłam MEH, PASJA WCALE NIE JEST BRUTALNA ANI OKRUTNA. Wczoraj obejrzałam ją sobie po latach, korzystając z uprzejmości Netflixa, gdzie można ją obejrzeć w HD. Będąc już dojrzałym, bardziej doświadczonym widzem, mogłam docenić wiele delikatnych zabiegów reżyserkich, które mnie zaskoczyły. Właśnie one, w moim odbiorze, spotęgowały uczucie mistyki całego wydarzenia. Oczywiście nie robiłam sobie notatek, więc kilka szczegółów zdążyło mi już z głowy wylecieć, ale może ktoś mnie uzupełni.

1. praca światła - jest kilka scen w Ogrójcu, gdzie na niebieskim tle Jezus 'odbija' żółte światło. Ciemna noc, chłodne odcienie, pozostałe sylwetki ledwo widoczne i Jezus, którego oświetla pochodnia ciepłym odcieniem barw. Zabieg stary jak świat i bardzo popularny w kinematografii, ale mamy podkreślenie kto tu jest najważniejszą postacią.

2. Jezus patrzy wszystkim osobom, z którymi w jakiś sposób był powiązany, w oczy. Niby nic i dość oczywiste, bo jakby nie dało się tego nie zauważyć, a jednak za każdym razem przeszedł mnie dreszcz. Spojrzał w oczy Judaszowi, Piotrowi, Marii Magdalenie, Maryi, Szymonowi i Weronice. Powiecie - ale co z tego, że spojrzał im w oczy? No właśnie niby nic, a jednak wszystko.

3. Emocji było bardzo dużo. Właściwie to ciężko mi było utrzymać bagaż emocjonalny, jaki reżyser rzucił mi, obserwatorowi wydarzeń, na plecy. Nie dostrzegłeś tego bo nie chciałeś dostrzegłeś; stwierdziłeś że to kolejny film o śmierci Jezusa przepełniony sztucznym, katolickim patosem. Ja natomiast widząc wzrok Maryi czułam, że ją każdy cios boli bardziej niż samego biczowanego. Widziałam też samego Jezusa, który się bał, ale akceptował stan rzeczy takim jakim jest. Widziałam też Szymona, który choć niechętnie, to jednak pomógł nieść krzyż... i z każdym krokiem utwierdzał się w tym, że tak trzeba było. Dlaczego? Nie wiedział sam. Przykro mi natomiast, bo Jan był zdecydowanie zbyt drewniany, a postać Marii Magdaleny właściwie nic nie wniosła. Rozumiem że Jan miał być silnym mężczyzną, który tłumi smutek i cierpienie w sobie, ale jest świadomy że teraz jest jedynym oparciem dla Maryi i Marii Magdaleny, ale wyszło to trochę miałko. Może i bibilijny Jan nie był tak impulsywny jak Piotr, ale coś mi ta postać nie podpasowała. Maria Magdalena natomiast... no właściwie nie mam większych zastrzeżeń, ale też żeby jakoś mnie chwyciła za serce to też nie. Mogłoby jej nie być wcale i film by wiele nie stracił.

4. Osobny podpunkt chcę poświęcić żołnierzom, których zachowanie bardzo się zmieniało na przestrzeni filmu. Oczywiście to tez nie jest jakieś odkrycie Ameryki z mojej strony, natomiast jeden za drugim miał coraz większe wątpliwości. I nawet nie chodzi mi o końcową scenę, kiedy rozpętała się burza i jakby dotarło do nich że coś poszło nie tak. Nie, w trakcie drogi na Golgotę można wyczytać na twarzach wojaków wątpliwości. Przeważnie są to tylko takie sekundowe przebłyski, ale nadają charakteru.

5. Kwestia szatana - mnie bardzo ucieszyły te króciuśkie wstawki i idealny balans Gibsona. Bardzo dobrze, że było ich tylko tyle. Postać szatana była po prostu CREEPY. Cała sztuka sakralna mi się kojarzy właśnie z takimi dziwactwami. Wystarczy pójść do pierwszego lepszego starego kościoła i przyjrzeć się obrazom. Na pierwszym planie są święte postacie, ale w tle bardzo często dzieją się różne dziwactwa, które wzbudzają niepokój. I taki właśnie był ten szatan. Nic nie wnosił, ale był. Dziwna, bezpłciowa postać, niemal całkowicie milcząca. I tyle. Coś się tam działo złego, coś niepokojącego, ale nie do końca wiemy o co chodziło. I tak miało być. I myslę że to było całkiem ciekawe przedstawienie mistyki, takie minimalne. Nawet uważam że ta ostatnia scena z krzyczącym szatanem już była na wyrost, ale na szczęście nie zepsuła całokształtu. A jak Ty, Kondziuk, wyobrażałbyś sobie takiego szatana w filmie? Rogatego, czerwonego faceta, który drze pyska do Jezusa że ma tego nie robić? :D Nie nie nie, jest dobrze jak jest.

6. Sceny wyrwane z kontekstu były dobrze zrobione. Jezus przypominający sobie randomową scenę, kiedy zrobił stół, będący swojego rodzaju innowacją. Maryja go wyśmiała 'nie, to się nigdy nie przyjmie'. On ją oblewa wodą, smieją się. Daje nam to obraz Jezusa nie jako Syna Człowieczego, co znowu jest patosem, a zwykłego człowieka. Takiego co to pracuje, żartuje, trochę się wydurnia. Potem Maryja przypomina sobie jak do niego biegła jak był mały i się przewrócił i robi to samo teraz, kiedy Jezus jest na skraju wyczerpania. On mówi do niej 'widzisz, ciągle robię nowe rzeczy' (przepraszam, luźna parafraza), co jest odniesieniem do sceny ze stołem. Tylko że to już nie są żarty, bo teraz ma na myśli odkupienie. Mamy też scenę rozdarcia emocjonalnego Marii Magdaleny, która jest totalnie bezradna w obliczu cierpienia Jezusa, choć on jej uratował życie. A jeszcze później ofiara jaką Jezus złożył na krzyżu przeplata się w filmie z ofiarą Eucharystyczną, którą złożył dzień wcześniej, a dopełniła się w dniu jego śmierci. Bo gdyby nie umarł na krzyżu, to chleb i wino, które ofiarował podczas ostatniej wieczerzy nie byłyby jego ciałem i krwią, a zwykłym chlebem i winem. Nigdy jedno bez drugiego. Ale naprawdę muszę tłumaczyć jakie znaczenie mają te wstawki? Może też musisz dojrzeć do tego filmu, tak jak ja, żeby docenić kunszt?

7. Moje ulubione to to o postaciach przedstawionych. Nie rozumiem co masz na myśli. chciałeś wstęp jak w Gwiezdnych Wojnach? "Far far away, w odległej Jerozolimie, Żydzi byli coraz bardziej zniesmaczeni zachowaniem Jezusa z Nazaretu, który psuł im autorytet i dlatego postanowili go wykończyć"? :D To specyficzny film. To nie tak że reżyser sobie wymyslił historię swoją i teraz musi tak dobrać dialogi, żeby potencjalny widz wiedział co i kogo na ekranie ogląda. Historię Jezusa zna każdy, wierzący czy nie. A nawet jeśli nie, to z pierwszych scen wyłapujemy szybko o co chodzi - jest facet na skraju rozpaczy w jakimś ciemnym miejscu, chyba nocą. Pyta śpiących ludzi czemu z nim nawet godziny nie czuwali, więc to chyba jego przyjaciele. Żołnierze pytają go o imię, chcą pojmać, więc to chyba jakis bandzior, ale ten Jezus przywraca odcięte ucho Malchusowi, więc coś musi byc na rzeczy. Chyba nie jest taki zły, a już na pewno ma jakąś moc, więc chyba go oskarżają niesłusznie. <---- To można wysnuć z pierwszych scen, nawet jeśli nie zna się historii Jezusa. Film to nie tylko dialogi. Współczuję Ci jeśli musisz mieć wszystko podane na tacy.

Podsumowując - to dobry film, który idealnie balansuje pomiędzy sacrum, a profanum. Niby mamy człowieka z krwi [nie da się ukryć] i kości skazanego na śmierć, mamy zwierzęcych wojskowych którzy robią to co robią zapewne codziennie, mamy tłum ludzi przyzwyczajony do widoku karanych złoczyńców, mamy kapłanów którzy mając pieniądze mają silna kartę przetargową i mamy obserwatorów, którzy mają swoje słabości w obliczu próby. I to mógłby być film jak każdy inny o brutalnie wymierzonej karze śmierci. A jednak dzieki tym niektórym zabiegom Gibsonowi udało się nadać "Pasji" takiego smaczku, który sprawia, że historia nabiera mistycyzmu, którego Ty nie dostrzegasz. Od początku do końca mamy poczucie niesprawiedliwości, mamy ochotę wejść w ekran i strzelić w mordę każdego z żołnierzy. Jednocześnie gdyby była taka mozliwość to coś by nas blokowało, bo jednocześnie oglądając czujemy, że tak musi być. Maryja na ekranie tez to wie, dlatego mimo rozdarcia serce trwa w spokoju i obserwuje przebieg wydarzeń. Tak jak my. Bo tak trzeba, tak musi być. Bardzo mi przykro że nie czułes tego oglądając film. Sam siebie pozbawiłeś szansy bardzo emocjonalnego odbioru filmu.

ocenił(a) film na 4
Kondziuk_filmweb

Dobre podsumowanie, zwłaszcza punkt 3. Pół filmu krew i bicie. Było wiadome, że to będzie, ale aż tyle? Jezus na ziemi był człowiekiem, choć pochodził od Boga, a żaden człowiek tyle by nie wytrzymał. Istota wydarzeń i ich przekaz zostały sprowadzone głównie do bicza.

ocenił(a) film na 10
Marcin_G_1978

Guzik, a nie dobre podsumowanie. Raczej beznadziejne podsumowanie pozbawione podstaw, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością ukazaną w filmie. Podsumowanie kogoś, kto najwyraźniej nie zrozumiał filmu (i przekazu z niego płynącego) jak i zwyczajnie do niego nie dorósł - tak jak zauważyła użytkowniczka "mokfa".
Z tego co widzę, to Ty też nie dojrzałeś do właściwego odbioru "Pasji". A wnioskuję to choćby po tym fragmencie: " Pół filmu krew i bicie. Było wiadome, że to będzie, ale aż tyle? Jezus na ziemi był człowiekiem, choć pochodził od Boga, a żaden człowiek tyle by nie wytrzymał. Istota wydarzeń i ich przekaz zostały sprowadzone głównie do bicza" .
Otóż wyobraź sobie, że to było celowe zamierzenie reżysera. Film miał być nad wyraz brutalny, aby maksymalnie dodać mu realizmu, aby jak najgłębiej, jak najmocniej i jak najdobitniej pokazać cierpienie i ofiarę Chrystusa za nasze winy i grzechy. Teraz wyobraź sobie, że w filmie owa brutalność (według Ciebie nadmiernie eksponowana) nie oddaje nawet "1/1000 grama" rzeczywistego cierpienia i męk, jakich doznał Jezus Chrystus ponad 2000 lat temu!
Film jest nacechowany krwią i brutalnością najbardziej ze wszystkich innych o tej tematyce, a i tak nie jest to nawet w małym stopniu współmierne do tych cierpień, które Jezus musiał rzeczywiście i faktycznie przejść.
Nikt z nas nie jest w stanie sobie wyobrazić jak wielkie cierpienie i ból Jezus musiał wytrzymać naprawdę! Dlatego Pasja chociaż w minimalnym stopniu przybliża i pokazuje ogrom cierpień Zbawiciela. Rozumiesz?

Teraz druga rzecz. Piszesz, że "Jezus na ziemi był człowiekiem, choć pochodził od Boga, a żaden człowiek tyle by nie wytrzymał". No i właśnie się mylisz, bo Jezus na ziemi był nie tylko człowiekiem ale i Bogiem właśnie!
 W zasadzie można powiedzieć, że był pół Bogiem-pół człowiekiem. Albo inaczej: był i jednym i drugim - jednocześnie. W Jego ludzkim i śmiertelnym ciele, płynęła cały czas (również) boska krew.
Generalnie, Jezus Chrystus zawsze był Bogiem. Zawsze! Nawet wtedy, kiedy żył na ziemi pod ludzką postacią. Tajemnica Trójcy Świętej (czyli trzech osób boskich w jednej) daleko wykracza poza zdolność rozumowania jakiegokolwiek człowieka.
Idąc do puenty. Jezus Chrystus był umiłowanym Synem Bożym. Pewnie właśnie dlatego Bóg-Ojciec pomógł Mu znieść te cierpienia. Był z Nim przez cały czas. Nawet wtedy, kiedy Jezusowi wydawało się, że Go nie ma (Boże mój Boże, czemuś mnie opuścił).
No i tak jak pisałem -Jezus nie był zwykłym człowiekiem, ale też Bogiem. A że umarł na krzyżu za nas? 
Taka była Jego i Ojca wola. Takie było proroctwo.
Podsumowując. Jeśli Ty wyniosłeś z tego obrazu tylko bicz, chłosty i krew, to nie mam pytań.
Tak jak pisałem na wstępie. Widocznie nie dorosłeś do tego filmu. Nie zrozumiałeś go tak, jak trzeba. Bez urazy.