Cóż...każdy ma prawo do własnego zdania i choć jako katoliczkę oburzają mnie określenia Jezusa takie jak: zakatowana kupa mięcha czy inne, to nie będę tu nikogo obrażać. Wg mnie w filmie nie było zbyt wiele przemocy, Mel Gibson chciał pokazać po prostu jak bardzo bolało Jezusa brzęmię grzechów całej ludzkości. Ale ja myslę, że Jezus bardziej cierpiał psychicznie niż fizycznie, cierpiał, bo Bóg, Jego Ojciec nie mógł Mu w tych trudnych chwilach pomóc, ludzie z niego szydzili, CI ludzie, za których to życie oddawał, a cała chłosta jaka na niego spadła byłą karą za nasze grzechy. On wziął ją na siebie ( inaczej wszystkie kary grszeszników razem wzięte), aby nam oszczędzić wiecznego potępienia, które jest 100 razy gorsze od biczowania z "PASJI". Oczywiście ktoś może się ze mną ne zgadzać i rozumiem to, ale ja cieszę się, że powstał ten film.