zabolał mnie zachwyt nad tym filmem. jego "nawracające moce". czy naprawdę współczesnemu katolikowi potrzebna jest taka rzeź, by poczuł skruchę i zrozumiał, ile znaczy dla niego jego Zbawiciel? czy nie wystarczyło, że ktoś czytał ewangelię wiedział, że Jezus został brutalnie ukrzyżowany za jego grzechy? musiał zobaczyc na wielkim ekranie skórę schodzącą z ciała i krew? ja rozumiem, że to pomogło ludziom przeżyć i zrozumieć tę ofiarę, ale wiekszość zdaję się nie uświadamiać sobie, że nie On pierwszy i nie ostatni przechodził przez takie cierpienia cielesne. wiem, że za ludzkie grzechy, ale to nie zmienia faktu, że przesadnie entuzjastyczne podejście do tego filmu... przeraża.
ja tylko pytam.